Artykuły

25 lat z Opolskim Teatrem Lalki i Aktora

Do jednego mogą się przyznać. Żeby w tak zwanym wieku przedemerytalnym chciało się jeszcze wyjść na scenę i wciąż przeżywać każdy spektakl, trzeba być "dzieckiem podszytym", mieć w sobie tę samą spontaniczność co siedzące na widowni przedszkolaki. - I my to mamy - mówią ANDRZEJ MIKOSZA, ANDRZEJ SZYMAŃSKI I KRYSTIAN KOBYŁKA, od 25 lat pracujący Opolskim Teatrze Lalki i Aktora.

- Jak tam te wasze laleczki? - słyszą czasem zaczepne pytanie. - Przyjdź i zobacz - zapraszają do teatru, w którym pracują razem już od 25 lat.

Andrzej Mikosza, brzeżanin z urodzenia, marzył o karierze śpiewaka operowego. Marzenia prysły jak bańka mydlana, kiedy był już na drugim roku wrocławskiej akademii muzycznej. Z powodu problemów z gardłem musiał zmienić plany na życie. Zdał na wydział lalkarski wyższej szkoły teatralnej. Dziś z perspektywy 25 lat spędzonych na scenie Opolskiego Teatru Lalki i Aktora jest przekonany, że dobrze się stało.

- Nic bym nie zmienił - mówi. - Dzieci są wspaniałe, mam z nimi świetny kontakt, a marzenie o śpiewaniu też się spełniło, bo przecież gram w rozśpiewanych przedstawieniach.

Andrzej Szymański, ps. Docent ("na studiach go dostałem, bo zawsze dociekliwy byłem"), rodem z Nowej Rudy, we Wrocławiu uczył się w technikum geodezyjnym. Chciał być geologiem. Już sobie nawet nie przypomina, co sprawiło, że znalazł się w szkolnym kabarecie. Zdaje się, że chodziło wyłącznie o dobrą zabawę. O tym, żeby zostać aktorem, pomyślał tuż przed maturą.

- Ojciec do końca życia wyrzucał mi, że źle zrobiłem, że jako geolog miałbym lepsze zarobki i perspektywy - wspomina. - Ale ja nigdy swojego wyboru nie żałowałem. Robię to, co lubię.

Krystian Kobyłka do teatru lalek też trafił tuż po studiach, polonistycznych. 25 lat temu zaczynał jako kierownik literacki, od 19 jest dyrektorem naczelnym i artystycznym tej sceny. - Jakkolwiek zabrzmi to banalnie, w moim przypadku jest najprawdziwszą prawdą: teatr to całe moje życie - deklaruje. - Tu znalazłem swoje miejsce na ziemi i ludzi, z którymi chcę pracować. To prawdziwy zespół, wspólnota.

Nie liczą spektakli ani ról, które przez te ćwierć wieku stały się ich udziałem. Ale oczywiście, pamiętają te pierwsze. Andrzej Mikosza w "Czarodzieju z krainy Oz" grał blaszanego drwala. Próby szły gładko, a na premierze - o zgrozo - wszystko się posypało.

- Najpierw mojej lalce odpadła noga, potem ręka, w końcu zacięła się głowa - opowiada dziś już z uśmiechem. - Byłem przerażony, zapomniałem tekstu, a jakby tego było mało, szpulowy magnetofon, bo taki był wtedy na stanie, wciągnął taśmę, z której leciała muzyka. Katastrofa!

Andrzej Szymański do swojej pierwszej roli dostał lalkę, która w ręce dzierżyła nóż. Machnął nią, a nożyk poleeeciał w publikę. Na szczęście szkód nie narobił.

Faceci po pięćdziesiątce, ojcowie dorosłych już dzieci (Andrzej Szymański może się też pochwalić 6-letnią wnuczką) bawią się w teatr. Ukryci za parawanem animują kukiełki, albo przebrani w kolorowe kostiumy tańczą, śpiewają, recytują. To takie niepoważne, dziecinne wręcz. Oni mają świadomość, że tak bywają postrzegani przez ludzi, którzy nie wiedzą, co to jest teatr i nie rozumieją, jak ważne jest wychowanie dziecka przez sztukę. Więc takie opinie wcale ich nie obrażają, nie wprawiają w zakłopotanie. Traktują je z pobłażliwą wyrozumiałością. Bo po pierwsze mają widzów, którzy kiedyś przychodzili na przedstawienia z rodzicami, a dziś przyprowadzają do teatru swoje maluchy i to czasem po 3-4 razy na to samo przedstawienie. A po drugie Opolski Teatr Lalki i Aktora ma swoją markę w kraju i na świecie, ma też repertuar adresowany także do młodzieży i dorosłych. - Właśnie trwają próby do "Burzy" Szekspira - zdradza dyrektor Kobyłka. - Premiera zaraz po wakacjach.

Do jednego mogą się przyznać. Żeby w tak zwanym wieku przedemerytalnym chciało się jeszcze wyjść na scenę i wciąż przeżywać każdy spektakl, trzeba być "dzieckiem podszytym", mieć w sobie tę samą spontaniczność, radość życia i ciekawość świata, co siedzące na widowni przedszkolaki.

- I my to mamy - mówią zgodnie wszyscy trzej i wcale się tej swojej "przypadłości" nie wstydzą.

Młodzi koledzy z zespołu urządzili im benefis, a na finał... skazali na kolejne 25 lat w teatrze. Kara to czy nagroda?

- Aż tyle pewnie się nie da - zastanawia się Mikosza. - Ale póki sił starczy. A potem mam już inną propozycję. Chór starszych panów, który działa przy Domu Dziennego Pobytu "Magda-Maria", przyjmie mnie z otwartymi ramionami.

- Chcę grać, jak długo zdrowie pozwoli - deklaruje aktor Szymański. - I mam jeszcze jedno marzenie. Chciałbym wystawić monodram, który sam napisałem. Dla widzów dorosłych.

Dyrektor Kobyłka woli się skupiać na bliższej perspektywie. W planach ma - oprócz kolejnych premier oczywiście - ożywienie opolskiego środowiska akademickiego (politechnika już zaproponowała kursy humanistyczne dla przyszłych inżynierów). Chce też do Opola sprowadzić lalkową operę chińską i w ogóle ożywić miasto.

- Na jubileusz naszej sceny zaprosiliśmy opolan między innymi na "Arkę", spektakl Teatru Ósmego Dnia - przypomina. - I po reakcjach widzów wiem, że to był strzał w dziesiątkę. I dowód na to, że ludzie teatru potrzebują, tylko nie zawsze zdają sobie z tego sprawę. To dla nas wyzwanie i nadzieja na przyszłość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji