Artykuły

Ulotnił się duch parodii

"Dzień Walentego" w reż. Barbary Sass w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Ocenia Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej-Łódź.

W dwie godziny stajemy się świadkami jednego dnia. Dnia urodzin Walentyny, który jest rocznicą śmierci jej kochanka Walentego. I dnia, kiedy jako 18-latka Katja wstąpiła pożyczyć olej i zakochała się w swym przyszłym mężu Walentym. Iwan Wyrypajew w "Dniu Walentego" wszystkie perspektywy czasowe stapia w jedno.

Wraz z 60-letnią Walentyną, siedząc w jej moskiewskim mieszkaniu nad tortem z blinów, przeglądamy jej życie w miłosnym trójkącie. Jubilatka jeszcze raz uczestniczy w sytuacjach z przeszłości. W tej roli Ewa Mirowska pokazuje prawdziwą klasę i kunszt. Potrafi jeszcze raz wybrać się na nieporadną randkę nastolatków i być czterdziestoletnią kobietą. A jednocześnie pokazać, że jako 60-letnia Walentyna góruje nad tymi wcieleniami doświadczeniem, choć wciąż tak samo poprawia niesforną czuprynę i nerwowo gestykuluje.

Przeciwieństwem lirycznej Wali jest Katja. W każdej ze swoich starzejących się "wersji" - Katję, w przeciwieństwie do Walentyny, grają aż trzy aktorki - nadużywa alkoholu, rozsiada się swobodnie i śmieje się tubalnie. Prym wiedzie tu Barbara Marszałek w rudych lokach, rzępoląca z zapałem na akordeonie. Satyryczne zacięcie aktorki każe jej nie odkładać tlącego się papierosa nawet wówczas, gdy poddając się podnosi ręce do góry.

Niespodzianką jest kreacja Iwony Dróżdż, jeszcze studentki PWSFTViT. Jej 18-letnia Katja wdzięk podlotka łączy z tupetem instalatora kaloryferów. Jej uciekające spojrzenie, gubione myśli, zaplatające się ze wstydu nogi i zaraźliwy śmiech trzeba po prostu zobaczyć. Te dwie Katje uzupełnia rola Doroty Kiełkowicz. Walentego grają Mariusz Jakus (dorosłego) i Przemysław Redkowski (młodzieńca).

Scenograf Marek Braun zaprosił publiczność na deski Dużej Sceny. Opowieść rozgrywa się na udającej pokój estradzie, za którą błyszczą kopuły cerkwi i czerwone gwiazdy na iglicach Kremla. Ale ta dekoracja nie zastąpi ironicznych tytułów kolejnych scen, a wraz z nimi - autorskiego dystansu do sentymentalnej intrygi. Nie zaznaczono, że bohaterowie dramatu to postacie "wypożyczone" ze sztuki Michaiła Roszczina. Ulotnił się duch parodii. W tym znakomitym aktorsko spektaklu reżyserce Barbarze Sass nie udało się przenieść na scenę eksperymentów Iwana Wyrypajewa z formą dramatyczną.

Pozostała za to myśl, że Walentyna i Katja toczą nieustanne wojny, ponieważ przez lata dzieliły się mężczyzną. Ale w głębi serc nie potrafią bez siebie żyć. Morał, że miłość wywołująca wojny ma także moc ugaszania tych konfliktów, to prawda chyba zbyt trywialna. A dlaczego Wyrypajew przerobił sztukę z lat 70. XX wieku? Dlaczego skrupulatnie podkreśla w niej, że korzysta ze słów "minionego wieku"? Bo w naszym stuleciu - wzdycha dramatopisarz - mówić wprost o miłości bez popadania w niezręczność - nie można.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji