Artykuły

Piękny Piotruś

"Piotruś Pan" w reż. Arkadiusza Klucznika w Teatrze im. Andrsena w Lublinie. Pisze Andrzej Molik w Polsce Kurierze Lubelskim.

Zgiełk, ruch, zadyma i subtelne wyciszenia w sek­wencjach kameralnych. Publiczność atakowana wrażeniami totalnie ze wszystkich stron, nawet z góry. Wspaniałe, odlotowe kostiumy, jakich ten teatr jeszcze nie widział. Przestrzeń wykorzystana scenograficznie do ostatniego metra - barwna, powabna, czarodziejska. To pierwsze wrażenia po sobotniej premierze "Piotrusia Pana" w Andersenie.

Do tego monumentalna spielbergowska muzyka podkreślająca atmosferę grozy w scenach korsarskich. Wpadające w ucho melodyjne piosenki. Cudownie płynne przejścia z planu żywego na działający magicznie plan lalkowy. Aż trzy odmiany idealnie "obsadzonych" lalek - marionetek, jawajek i kukieł. Świetne, ani trochę nie zafałszowane role dwójki młodych bohaterów. "Piotruś Pan" w Teatrze im. H. Ch. Andersena to spektakl niezwykłej urody, kompletny, do którego można zgłaszać tylko marginalne uwagi.

Arkadiusz Klucznik, który za swej trwającej od września dyrekcji w teatrze ze Starego Miasta pierwszy raz podjął się reżyserii, okazał się fachowcem co się zowie. Z kolei autorka scenografii i kostiumów Maria Balcerek jest obdarzona niczym nieskrępowaną, można powiedzieć dziecięcą inwencją plastyczną, a przy tym jej pracę charakteryzuje pioruńska dbałość o szczegół. Rozsuwane, "japońskie" drzwi potrzebne do otwierającego przedstawienie wyjścia rodziców Wendy na jakieś przyjęcie, zaraz osłaniają głębię pudełka sceny z pochyłą - co za chwilę się okaże ważne przy scenach lalkowych, bo spełni rolę parawanu - podłogą. Dziób okrętu piratów przebijający tylną ścianę widowni zdobi typowa dla żaglowców z epoki wysp skarbów rzeźba syreny. Ściany i sufit nad widzami chwilami rozświetlają spadające na nich gwiazdy. Wkroczenie piratów zaznacza opadnięcie kurtynki w formie korsarskiej flagi z czaszką i skrzyżowanymi piszczelami.

Ale największe mistrzostwo scenografii objawia się w bajkowych kostiumach. Każdy z piratów jest ubrany zupełnie inaczej, aczkolwiek zawsze - z wyjątkiem czarnego jak jego charakter Kapitana Haka w kostiumie ważącym ponoć 7 kilogramów - papuzio barwnie. Efektowne peruki i drobiazgowa charakteryzacja sprawiają, że nie poznajemy nawet dobrze znanych aktorów i to z odległości wyciągniętej ręki. Fantazja i czary. Balcerek jest wielka.

Podobnie chwalić należy autora tekstów piosenek Dariusza Czajkowskiego (finałowe "Latanie, fruwanie") i kompozytora Michała Kowalczyka, który miksuje style i np. piosence syren przydaje formę zwiewnej ballady, a piratów - żeglarskiej szanty. Swą rękę dołożyła do przygotowania wokalnego Marcelina Paniuta, a fechtunku nawet 10-letniego Kacpra Łagowskiego, grającego z wdziękiem Piotrusia Pana świetnie nauczył Maciej Piotrowski, autor układu pojedynków.

Z pary dzieci, jeszcze dojrzalszą, a nie zatracającą młodzieńczego uroku rolę stworzyła grająca Wendy starsza od Kacpra o dwa lata Agata Gromada. W niedzielę kreowali te postacie Konrad Biel i Mirella Rogoza-Biel, których rola przy występach Agaty i Kacpra ogranicza się do śpiewu i animacji lalek. Wprowadzenie tych ostatnich reżyser może sobie zapisać wyłącznie jako sukces, tym bardziej że użycie poszczególnych technik odbywa się w sposób niezwykle adekwatny do treści scen, w których się pojawiają. Gdy Piotruś uczy Wendy Darling fruwać, widzimy potrafiące wykonać takie zadanie marionetki sznurkowe.

Mieszkańcy Nibylandii, nieszczęśnicy, którzy wypadli kiedyś z kołyski, ale nie zatracili człowieczeństwa, pokazani są poprzez drutowo animowane jawajki, które dobrze oddają ludzkie ruchy. Syreny pływające na fali mogą już być prostymi kukiełkami, bo poruszają tylko ogonami.

Te sekwencje lalkowe są jak magia i bodaj najmocniej oddziaływują na dziecięcą widownię. Bo wkroczenie na widownię krzykliwego żywiołu pirackiego wymachującego szpadami i fechtującego tuż koło foteli potrafi dzieciarnię przestraszyć. Mały Franek Koziara, ku uciesze innych widzów, zapytał w pewnym momencie premiery głośno rodziców: - Czy oni mnie nie skrzywdzą? To ta drobna uwaga do spektaklu obok tej, że publiczność siedząca pod rurową konstrukcją pirackiego okrętu czuje spory dyskomfort. Nie dość, że trudno się oprzeć wrażeniu, że wszystko zaraz spadnie widzowi na głowę, to jeszcze nie widzi on akcji rozwijającej się nad nim na górze. Chyba teatr powinien zrezygnować z tych miejsc dla widzów w kolejnych przedstawieniach...

Zawodowy zespół aktorski Andersena został przez Klucznika poprowadzony świetnie, a wyróżniający się Jacek Dragun jako Huk stworzył nie pierwszy raz kreację dopiętą w każdym szczególe. Do innych nie można zgłaszać żadnych uwag, tym bardziej że wyrasta z ich ról sugestywna kreacja zbiorowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji