Artykuły

"Łucja" po latach

"Łucja z Lammermoor" w reż. Laco Adamika w Operze Krakowskiej. Pisze Anna Woźniakowska w Dzienniku Polskim.

Premiera "Łucji z Lammermoor" Gaetana Donizettiego w reżyserii Laco Adamika w Operze Krakowskiej odbyła się w 1998 r. Wprawdzie przez minione dziesięć lat oglądałam ten spektakl kilkakrotnie, to jednak w minioną niedzielę miał on dla mnie walor nowości za sprawą artystów, których w wykonywanych przez nich rolach oglądałam i słuchałam po raz pierwszy: Leszka Świdzińskiego jako Edgara i Artura Rucińskiego w partii jego antagonisty lorda Henryka Ashtona oraz Adama Sobierajskiego jako Artura. Oglądałam i słuchałam z prawdziwą przyjemnością, bo obaj tworzyli dobry teatr muzyczny. Nie tylko zresztą oni.

Z radością stwierdziłam, iż mimo dziesięciu lat eksploatowania spektakl nie zszarzał, wciąż pulsuje życiem, wręcz namiętnością. Wielka w tym zasługa wspaniałej muzyki Donizettiego, wobec której nikt z miłośników opery nie może pozostać obojętnym, ale przede wszystkim zasługa właśnie wykonawców stanowiących w niedzielę wyborny zespół aktorski. To niełatwe zadanie w operze epoki belcanta, w której akcja dramatyczna wydaje się co krok zatrzymywać dla wokalnego popisu. Prócz dużych umiejętności wokalnych artysta musi więc władać takimi środkami wyrazu, by kunsztowne arie budowały nastrój i podnosiły temperaturę ekspresji miast ją hamować.

Z takim właśnie świadomym muzycznym aktorstwem mieliśmy do czynienia w minioną niedzielę na operowej scenie. Joanna Woś kreująca partię tytułową słynie już jako idealna jej interpretatorka. Jej Łucja jest wielowymiarowa, radosna i tragiczna zarazem, kochająca zarówno brata jak i jego śmiertelnego wroga, zagubiona pomiędzy tymi dwoma uczuciami. Henryk Artura Rucińskiego również nie jest jedynie zimnym łotrem. Gdyby nie walczył o własne życie, może pogodziłby się z miłością Łucji i Edgara. Edgar Leszka Świdzińskiego też gotów jest dla ukochanej wyrzec się zemsty, marzy o osobistym szczęściu. To troje młodych ludzi uwikłanych w politykę, która ich niszczy. A obok też szukający miłości i znajdujący śmierć lord Artur Adama Sobierajskiego, na próżno szukający dobrego rozwiązania konfliktu ojciec Rajmondo (jak wspaniale dojrzał w tej roli Przemysław Firek) i wierni słudzy: Alisa (Agnieszka Cząstka) i Norman (Franciszek Makuch).

Wszyscy oni nadali niedzielnemu spektaklowi walor prawdy psychologicznej. Śpiew był dla nich jedynie środkiem, nie celem. Nie znaczy to, by w niedzielę zabrakło doznań czysto estetycznych, choć można było też i pogrymasić, choćby na mało szlachetne początkowe brzmienie orkiestry czy zdarzający się od czasu do czasu brak dyrygenckiej elastyczności Tadeusza Kozłowskiego rozmijającego się ze śpiewakami. Ale to były incydenty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji