Artykuły

Fryzjer do przycięcia

Dobra obsada, świetna muzyka i choreografia nie są w stanie przykryć reżyserskich, a przede wszystkim adaptatorskich błędów - o spektaklu "Przygoda fryzjera damskiego" w reż. Łukasza Czuja w Teatrze Rozrywki w Chorzowie pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.

Nowy spektakl Łukasza Czuja, "Przygoda fryzjera damskiego", wymaga cięć. Nawet nie tyle fryzjerskich, co chirurgicznych. Kilka lat temu Czuj adaptował "Mistrza i Małgorzatę" na potrzeby widowiska muzycznego. W Teatrze Rozrywki powstał "Bal u Wolanda", którym Czuj dowiódł, że zna się na rzeczy. Wydawało się więc, że w spotkaniu z powieścią znacznie mniejszej rangi reżyser poradzi sobie znakomicie. Niestety "Przygoda fryzjera damskiego" Eduardo Mendozy Czuja-adaptatora rozłożyła na łopatki.

Powieść Katalończyka opowiada losy fryzjera, byłego pensjonariusza szpitala psychiatrycznego, którego piękna kobieta wplątuje w kradzież tajemniczych dokumentów z biura barcelońskiego biznesmena. Pech chciał, że tej samej nocy, kiedy Fryzjer ukradł dokumenty, ktoś zamordował biznesmena. Aby oczyścić się z zarzutów, Fryzjer rozpoczyna swoje prywatne śledztwo i poszukiwania prawdziwego mordercy. A że podejrzanych jest sporo, to spektakl trwa prawie trzy i pół godziny. Perypetie Fryzjera Czuj podzielił na trzy akty. W pierwszym dość ospale dokonuje się zawiązanie intrygi. Akt drugi to nieustanne wizyty wszystkich podejrzanych w mieszkaniu Fryzjera i składane przez nich propozycje spiskowe. W akcie trzecim następują liczne przyznania do winy, łącznie z odnalezieniem właściwego mordercy. A wszystko to w środowisku elity - politycznej, kulturalnej i ekonomicznej - miasta Barcelona zderzonej ze światkiem prostytutek, lumpów i biedoty.

Głównym grzechem Czuja jest streszczanie powieści oraz nieumiejętność zrezygnowania z niektórych wątków. W ten sposób przedstawienie rozrasta się do długiej i męczącej sekwencji scen prezentujących jedynie kilka sytuacji, powtarzanych do znudzenia. Efekt jest taki, że po pierwszym akcie jedynie kilka osób opuściło widownię, po drugim kolejka do wyjścia była już znacznie dłuższa. Pozostaje mieć nadzieję, że na wzór "Balu u Wolanda", z czasem przedstawienie ulegnie skróceniu. W przedstawieniu jest kilka doskonałych scen, tak charakterystycznych dla języka teatralnego Czuja, pełnych absurdalnego poczucia humoru (otwierająca spektakl sekwencja, scena kradzieży dokumentów czy wykrycia mordercy), ale na tak długi spektakl jest ich zdecydowanie niewiele. Zdecydowanie za mało, aby mówić o sukcesie reżysera.

Natomiast niewątpliwie można mówić o sukcesie dwóch osób: Jacka Łągwy, który skomponował muzykę do przedstawienia i Maćka Prusaka, odpowiedzialnego za ruch sceniczny. Łągwa stworzył różnorodne kompozycje z wyraźnymi akcentami hiszpańskimi. Znalazły się wśród nich typowo musicalowe songi (świetne duety Artura Święsa z Anną Sroką i Anną Ratajczyk), partie chóralne (motyw przewodni spektaklu - "Barcelona"), jest też jeden song o proweniencji rockowej (w wykonaniu Marii Meyer, które pozwala zrozumieć jedynie kilka słów z całej piosenki). Całość doskonale buduje klimat Katalonii, a jednocześnie pozwala zaprezentować umiejętności wokalne wszystkich wykonawców. Ruch sceniczny Prusaka posłużył jako główne narzędzie stworzenia atmosfery obłędu, jakim dotknięte są wszystkie postaci. Czyni to w sposób tak sugestywny, że po trzech godzinach przedstawienia widz musi się mocno pilnować, aby nie zacząć poruszać się w równie chybotliwy sposób, jak większość postaci.

Nie zawiodły także "czarne konie" obsady. Spektakl należy do Artura Święsa jako tytułowego Fryzjera, doskonale łączący szaleństwo, groteskę i przenikliwość Sherlocka Holmes'a oraz do Elżbiety Okupskiej, która wcieliła się w postać prezydenta Barcelony (tu osobne brawa należą się za mistrzowską charakteryzację) i po raz kolejny dowiodła, że byłaby przekonująca nawet grając czajnik. Na osobne wyróżnienie zasługują także: znakomity Jacenty Jędrusik w roli Arderiu, który mówi bez ogródek, żeby się nie zgubić, Anna Sroka jako Fałszywa Ivet, Anna Ratajczyk jako Ivet Pardalot, Jarosław Czarnecki jako Magnolio oraz Marian Florek w potrójnej roli i Alona Szostak w epizodycznej postaci Pielęgniarki. Cieszy też fakt, że wreszcie na scenie pojawiły się tak rzadko ostatnio wykorzystywane aktorki: Marta Tadla, Róża Miczko i Agata Witkowska, które gwarantują świetne aktorstwo nawet w postaciach epizodycznych.

"Przygoda fryzjera damskiego" wymaga skrócenia i wyeliminowania zbędnych wątków. Dobra obsada, świetna muzyka i choreografia nie są w stanie przykryć reżyserskich, a przede wszystkim adaptatorskich błędów. Byłoby szkoda, gdyby potencjał tkwiący w tym przedstawieniu został zmarnowany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji