Artykuły

Moralitet gimnastyczny

"Każdy/a" w reż. Michała Zadary w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku dodatku Kultura.

Premierze "Każdego" w warszawskim Teatrze Studio towarzyszyły frapujące zapowiedzi. Bo jakże nie pośpieszyć do teatru po sugestii, że "Bóg zagra".

Tego jeszcze nie było - oto reżyser ma takie chody, że w jego nowym przedstawieniu gra sam Szef.

Pan Bóg nie został obsadzony, za to Teatr Studio zafundował nam kolejną realizację pracowitego artysty. Po harcach na "Odprawie posłów greckich", wariacjach na temat "Pół żartem, pół serio", stalinowskim w wymowie "Księdzu Marku" i tuzinie innych realizacji przyszedł znów czas na Warszawę, choć nie odetchnęła ona jeszcze po zeszłorocznych "Chłopcach z Placu Broni". Tym razem Michał Zadara sięgnął po "Każdego", średniowieczny moralitet, tekst, który stał się kanwą jednej z najważniejszych realizacji Maksa Reinharta. Zadara Reinhartem nie jest, ale tempem pracy przypomina bohaterów pracy socjalistycznej wyrabiających 500 proc. normy. Albo też i kogoś innego - z racji rozrzutu zainteresowań każe myśleć o Kobiecie Pracującej z "Czterdziestolatka", co to żadnej pracy się nie bała. Skoro zrobił już i Demirskiego, i Słowackiego, i Kochanowskiego - czemuż by nie machnąć czegoś ze średniowiecza? Rozumiem wymagania epoki i nawet wdzięczny jestem Zadarze za przypomnienie tego tekstu, bo przypowieść o człowieku stającym wobec problemu odchodzenia, rozstania z pięknem i innymi fetyszami naszej epoki - naszej epoce jest bardzo potrzebna. Więc już i godzę się na modne uwspółcześnienie, na Każdego przemianowanego na Każdą (w zgodzie z polityczną

poprawnością), na napisy wyświetlane na ekranie - niech tam, samo wystawienie "Everymana" warte jest na dzień dobry czterech gwiazdek w naszej punktacji. Tylko że Zadara psuje sobie teatralny interes, unieważniając każdą ważną kwestię, każdą scenę rozpuszczając w gimnastycznych popisach, fałszywej aktorskiej "prywatności i spontaniczności" mającej przekonać nas, że jesteśmy w teatrze. Przecież wiemy. Ta sceniczna deziluzja jako teatralny chwyt wyczerpuje się po mniej więcej 20 minutach i opowieść staje się nużąca. Gdyby nie Stanisław Brudny wyrastający ponad zespół, nie pomogłyby przedstawieniu przysiady i "brejkdansy", którymi Zadara stara się odwrócić uwagę od tego, co na scenie jest najważniejsze - średniowiecznego moralitetu. Na drugim przedstawieniu po premierze sala Teatru Studio wypełniona była w jednej trzeciej. Jakże to? Czyżby niedawny Zadara.pl nie posłużył kolejnemu wybrańcowi sezonowej mody?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji