Mrożek zniewolony
CZY lepiej jest, gdy twórca przebywa wśród własnego społeczeństwa, czy gdy przebywa za granicą? Nie wiadomo. Ża każdym razem trzeba rozpatrywać indywidualny przypadek i szukać efektów w dziele. Ostatnia prapremiera Mrożka, "Rzeźnia" w Teatrze Dramatycznym, daje taką właśnie konkretną okazję. Mrożek bowiem mieszka za granicą od 1963 roku.
Rozmawiałem kiedyś z jednym i warszawskich wystawców autora "Tanga". Powiedział mi: - Wie pan, to bardzo niedobrze, że Mrożek wyjechał za granicę. Jest za bardzo zaangażowany w naszą codzienność. Syci się nią. Nie wiem, co będzie, gdy mu tego tworzywa zabraknie.
Ta rozmowa miała miejsce kilka lat temu. Dziś, oglądając "Rzeźnię" i mając w pamięci to, co Mrożek w ostatnich latach napisał, muszę stwierdzić, że przynajmniej częściowo obawy mojego rozmówcy się sprawdziły.
Na pozór wygląda to na zwyczajne czepianie się. "Rzeźnia" jest przecież widowiskiem bardzo efektownym. Temat ambitny i interesujący: wieczny trójkąt twórca - sztuka - odbiorca. Dialogi świetnie napisane, sporo zjadliwej ironii. A jednak Mrożek drażni - nie tylko zresztą w tej sztuce. Drażni pewną nieautentycznością, wtórnością, jak gdyby przechodził proces ewolucji na opak. Bardzo często przecież wybitni twórcy ulegają różnym wpływom, zanim ukształtują własną indywidualność. Tymczasem z Mrożkiem jakby było odwrotnie. Mrożek właściwie zaczął od indywidualności. Stworzył szereg znakomitych sztuk, szczególnie jednoaktówek, które mu dają zupełnie osobne i poczesne miejsce w dramaturgii polskiej. Potem przyszedł wyjazd do Włoch i Francji i pewne załamanie wysokiego lotu. Czy nastąpiło okresowe wyładowanie wyobraźni, czy tworzywa nie stało? W każdym razie Mrożek przestał być sobą. Można powiedzieć, że stał się nie tyle innym Mrożkiem, co jakby Mrożkiem, ale i jednocześnie kimś innym.
W "Rzeźni" widać to bardzo wyraźnie, choć dało się zauważyć już w "Tangu". Mrożek został zgwałcony, opętany przez osobowość twórczą Gombrowicza. "Rzeźnia" momentami zamienia się w repetycję z Gombrowicza, dokonywaną co prawda przez utalentowanego ucznia. Nieznośność tej repetycji polega na tym, że pamiętamy, iż uczeń kiedyś nie był uczniem, lecz kimś równorzędnym wobec mistrza. Był twórcą, a nie odtwórcą. W "Rzeźni" Mrożek przejmuje nie tylko gombrowiczowski system psychologii międzyludzkiej; schematy fabularne - np. Skrzypka udziecinnia prof. Pimko przemieniony w Matkę; metody - zapasy psychiczne; a nawet kształt niektórych zdań - i tu pobrzmiewa gombrowiczowski ton. Do tego dochodzi lekkie muśnięcie "Nosorożcem" Ionesco.
Stwierdzenie zależności nie jest oczywiście skierowane przeciw twórczości Gombrowicza. Wręcz przeciwnie, można nawet podziwiać siłę jej oddziaływania. Warto by jednak mieć w poczcie twórców Gombrowicza i Mrożka, a nie Gombrowicza i twór hybrydalny, nieautentyczny - Gombrowiczo-Mrożka.
"Rzeźnia" nasuwa jeszcze inne zastrzeżenia. Mrożkowi zdarzało się już poprzednio umieszczać akcję wszędzie i nigdzie, bywa tak często w wypadku sztuki kreowanej. Lecz było to zawieszenie pozorne lub tylko do pewnego stopnia. Przebieg akcji wskazywał, jak bardzo autor żywi się polską problematyką, naszymi smutnymi nieraz doświadczeniami. Talent i głębia myślenia sprawiały, że potrafił doszukać się w nich spraw uniwersalnych. I jest to jedyna droga do prawdziwego uniwersalizmu w sztuce. Poszedł nią Gombrowicz, który zbudował swój uniwersalny system z polskiego tworzywa.
W "Rzeźni" jest odwrotnie. Sama sytuacja i przebieg akcji są "uniwersalne", dlatego Mrożek ponosi klęskę. Nie dokopuje się do żadnych prawd naprawdę uniwersalnych.
Sprawy kulturowe występują nie po raz pierwszy w twórczości Mrożka, ale o ileż głębiej zdołał sięgnąć w "Zabawie", gdzie dysponował trzema Parobkami i remizą strażacką. W "Rzeźni" mamy nawet filharmonię, ale co z tego. Intelektualizm Mrożka jest tym razem w dość podejrzanym gatunku. Niby efektowny, ale oczywisty. Gazeciarski. Bo kto nie chciałby chronić sztuki i artystów? Wszyscy. Nawet ci, którzy są na nią głusi. Rozważania nad sensem istnienia sztuki w społeczeństwie i nad jej autentycznością trącą młodopolską myszką, a w owym okresie przeciwstawiano artyście mieszczucha nie rozumiejąc, że jeden bez drugiego na dalszą metę nie może istnieć.
Znakomity warsztat dramaturgiczny Mrożka i świetna robota teatralna sprawiają, że oglądając "Rzeźnię" z niecierpliwością, ale i nadzieją czeka się na nowy etap jego ewolucji, kiedy wyzwoli się z Gombrowicza i odnajdzie nowego siebie, własną wizję świata i człowieka.