Artykuły

Schody władzy i poddaństwa

"Ryszard II" w reż. Andrzeja Seweryna w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Trybunie.

Schody mają w inscenizacjach Szekspirowskich tradycję: urastają do rangi symbolu władzy i poddaństwa, panowania i uległości, stanowiąc budulec maszyny do grania. Także w inscenizacji rzadko grywanego "Ryszarda II" na Scenie Narodowej schody oznaczają władzę i wskazują na szczebel w jej hierarchii.

W pierwszej odsłonie Ryszard w królewskiej purpurze, na tronie, na szczycie czarnych schodów, zajmujących nieomal całą przestrzeń sceny, wysłuchuje swych poddanych spoglądając w dół - a książęta i pomniejsi wasalowie wspinają się niemal na czworakach ku górze. Inni zaś leżą w pokorze plackiem na ziemi, nie śmiejąc nawet spojrzeć w oblicze pana. Potem losy się odmienia, Ryszard zejdzie ze schodów, spojrzy w lustro, ujrzy w nich zwykłego człowieka i zadrży z przerażenia nie odnajdując w swoim obliczu niczego boskiego. Na koniec, obalony i zdesakralizowany, zginie na kolanach zarżnięty przez usłużnego wasala.

Oto historia poniżenia władcy, której nie chciała oglądać na scenie Elżbieta I i inni panujący, dla których ta ciemna sztuka Szekspira była zbyt obrazoburcza - podważała bowiem cały porządek średniowiecznego świata ustanowiony na boskim patronacie pomazańca, czyli monarchy. Ale już wówczas, można domniemywać, wiara w boskie prerogatywy władcy była mocno nadwątlona i raczej deklarowana niż wyznawana. Szekspira jednak pasjonowała przemiana pomazańca w człowieka, ta dziwna metamorfoza po zdjęciu korony, której podda najboleśniej swego Lira. "Ryszard II" to rodzaj mistrzowskiego ćwiczenia do tej wielkiej tragedii.

Dzisiaj, zwłaszcza w Polsce, ta historia nie budzi już takich emocji. Nawet jej ewentualna moc aluzyjna - 40 lat temu, kiedy w Narodowym grano "Ryszarda II" po raz ostatni w Warszawie, było inaczej - wyblakła. Dobrze więc się stało, że Andrzej Seweryn nie uległ modnym dzisiaj aktualizacjom wpisującym tekst Szekspira do katalogu polemik politycznych czy publicystycznych.

W Narodowym pokazano Szekspira uniwersalnego, niepodporządkowanego grze doraźnych aluzji czy interwencyjnych aktualizacji. To jest droga trudniejsza, wymagająca skupienia uwagi na sensach, słowach i symbolice spektaklu. Ten "Ryszard" jest opowieścią o pokrętnej drodze błędów, dojrzewaniu do człowieczeństwa. Dojrzewaniu, które warto osiągnąć, jeśli chce się ocalić siebie przed blichtrem pozorów, przed życiem w masce roli (na przykład króla). Tę prawdę pojmie Ryszard przed śmiercią, wcale niepogodzony z przegraną, do końca walczący nie tylko o godność, ale i o życie.

Pięknie prowadzi tę rolę Michał Żebrowski, zrazu władczy i pewny swych racji, prowadzący polityczne intrygi w imię umocnienia swego panowania i brania z życia garściami tego, co przyjemne i zmysłowe. Jego król chce się nasycić życiem i potęgą, po Gombrowiczowsku "nadąć" królem i takie są jego decyzje. Potem przychodzi czas niepowodzeń, otaczającej go zdrady i spisków - król traci pewność ruchów, wpada w popłoch, odnajdując jednak wyjście z sytuacji. Nie z braku odwagi, ale głębokiego namysłu decyduje się na abdykację, pragnąc jedynie ocalić resztki godności. Przeżywa wstrząs odarcia z królewskości. Kiedy i to ma za sobą, pozostaje już tylko czekać - choć nie w pokorze! - na śmierć. Artur Żmijewski grając najpierw poddanego krewniaka, potem wygnańca, wreszcie rywala i zwycięzcę ukazuje drogę odwrotną - degradacji. Dumny honorowy rycerz zmienia się w bezwzględnego gracza, który z impetem prze ku władzy, depcząc po drodze przeciwników. Staje się więźniem Wielkiego Mechanizmu. Ryszard wymyka się z koła, Henryk wpada w pułapkę.

Ta precyzyjnie opowiedziana historia zyskała w inscenizacji Seweryna piękna oprawę w wysmakowanej, monumentalnej scenografii, zaskakującej rozwiązaniami przestrzennymi i równie pięknymi, stylizowanymi kostiumami. Dość przywołać na dowód jedną tylko scenę - oto prowadzony do zamku Pomfret Ryszard pojawia się w prostopadłościennej wnęce, zajmującej jedynie trzecią część sceny, na tle białej faktury horyzontu - jego spotkanie z żoną, pożegnanie, przejście, nawiązuje klimatem do grafik Duerera Poszczególne sceny, rozgrywane w różnych rytmach i nastrojach, połączyła dodatkowo scenografia akustyczna, ścieżka dźwiękowa przenosząca w nowe miejsca i sytuacje.

Przede wszystkim jednak o sukcesie widowiska zadecydowało aktorstwo. Wiele tu ról godnych pamięci, oprócz już wymienionych przede wszystkim hieratyczny stryj Ryszarda, Jan z Gandawy Ignacego Gogolewskiego, i pełna bolesnego żaru wdowa, księżna Gloucester Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej; zjawiający się niemal jak chór grecki Ogrodnik Igora Przegrodzkiego, który przedstawia przestrogi dla państwa trawionego chorobą; para nieledwie komediowa, księżna (Gabriela Kownacka) i książę Yorku (Krzysztof Kolberger), zagubiona w świecie spisków i konfliktu lojalności, dwie świetnie zbudowane role charakterystyczne; cyniczny polityk Percy Henryka Talara. Zresztą cały zespół poddał się reżyserskiej pałeczce Andrzeja Seweryna dając spektakl na miarę Teatru Narodowego. Dodać trzeba koniecznie, że zadanie ułatwił aktorom nowy przekład Piotra Kamińskiego, dostatecznie nowoczesny i dostatecznie tradycyjny, specjalnie przygotowany z myślą o tej inscenizacji

William Shakespeare, "Ryszard II", reż. Andrzej Seweryn, scenogr. Boris Kudlicka, kostiumy Magdalena Tesławska, Paweł Grabarczyk oprac. muz. Piotr Kamiński, światło Felice Ross, Teatr Narodowy w Warszawie.

Na zdjęciu Michał Żebrowski i Artur Żmijewski w scenie z "Ryszarda II".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji