Artykuły

W zwierciadle

"Sarmacja" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Andrzej Molik w Kurierze Lubelskim.

Nikogo nie zwodzi historyczny sztafaż "Sarmacji" Pawła Huellego w reżyserii Krzysztofa Babickiego, której prapremiera odbyła się w sobotę w Teatrze im. Juliusza Osterwy. W sarmackim lustrze przegląda się współczesność, która demonicznie się krzywiąc i puszczając znacząco oko, rzecze: - Wcale nie jesteście - wy, tu i teraz - tacy piękni jak sądzicie!

I wcale nie chodzi o to, że zwierciadła tak często pojawiają się na scenie już to jako symbol lustracji, już to jako nośnik komunikatu dla Króla, który można streścić słowami Narcyza: - Nie spuszczaj z siebie oka! Gdy wędrujące po scenie lustra odbijają jej światła, kierując je na widownię, oślepieni na moment, jeszcze mocniej uświadamiamy sobie, że wszystkie gorzkie prawdy "sarmacji" dotyczą dzisiejszej Polski. Cała sztuka Huellego mieni się aluzjami o tym przypominającymi. - Komisję zawsze można powołać - mówi Diabeł w przebraniu Marszałka Sejmu. - Precz z lustracją! - krzyczy jeden z posłów, a gdański prałat nosi nazwisko dziwnie bliskie nazwie najnowszej sieci komórkowej.

Inscenizacja sztuki Huellego napisanej specjalnie dla Teatru Osterwy jest imponująca. Babicki dokonał cudów. Wsparty przez Barbarę Wołosiuk, autorkę tyleż minimalistycznej co ideowo niezwykle nośnej scenografii, w tym - rzecz jasna - paradnych kostiumów, przez podkreślające scenografię oświetlenie Olafa Tryzny, wreszcie przez muzykę Marka Kuczyńskiego, który zdołał postawić na spektaklu własną pieczęć, chociaż musiał swe nuty wpleść w tak znaczące dla tej realizacji pieśni Jacka Kaczmarskiego z albumu "Sarmatia". Korzystając z tych komponentów reżyser potrafił wydobyć cały wydźwięk przesłania sztuki. Zarzucił na nas pętlę dławiącą dech, powodującą, że rozum i zimna ocena mieszają się co chwila ze skrajnymi emocjami.

Babicki prowadzi aktorów zarówno w scenach zbiorowych, jak i sekwencjach kameralnych - od tych zabarwionych komediowo (Huelle to mistrz przewrotności i humorystycznego skrótu), jak dialog Dziada Lirnika (znakomicie śpiewający Tomasz Bielawiec) i Magistra (zabawny Przemysław Gąsiorowicz), po wkraczające na piedestał patosu, jak srogie nauki "jedynego sprawiedliwego", wzorowanego na Staszicu Księdza Reformatora (świetny Henryk Sobiechart).

Sztuka Pawła Huellego pozbawiona jest klasycznej dramaturgii - nie ma w niej pierwszoplanowych postaci, które w miarę rozwoju spektaklu pokazują coraz to wyraźniejszą twarz. Bohaterowie, odarci z głębi psychologicznej, są - jak cała "Sarmacja" - plakatowi. Z takiej materii trudno budować role mieniące się wszelkimi barwami. Bez wątpienia będziemy długo wspominać smakowitą scenę erotyczną Starościny Zofii i Xawerego, bo Grażyna Jakubecka jest skończenie sexy, a Szymon Sędrowski buduje błyskotliwy portret obleśnego erotomana, ale potem nie doczekamy chociażby ich płaczu nad rozlanym mlekiem, czyli zgubionymi listami, która to zguba napędza akcje sztuki. Będziemy cenić Włodzimierza Wiszniewskiego za jego Księcia Wojewodę, ale nie dostrzeżemy żadnego interesującego rysu w tym głupcu, kabotynie i cwaniaku. Już więcej mają do pogrania Jerzy Rogalski i Roman Kruczkowki, bo częściej jako Woźni się pojawiają, zatem mają więcej do powiedzenia i to wcale nie głupio.

Z czasem nie można oprzeć się wrażeniu, że sztuka szybuje w stronę publicystyki i przypomina studenckie spektakle z przełomu lat 60. i 70., w tym - trudno doprawdy wychodzi to spod pióra! - Andrzeja Rozhina w Gongu 2 - "Za!" czy "Wietnam ukrzyżowany", tylko a rebours.

"Sarmacja" jednako robi naprawdę ogromne wrażenie wielością ukrytych w niej znaczeń. Dlatego można się zastanawiać, czy Paweł Huelle nie zastosował zabiegu ocierającej się o publicystykę plakatowości z pełną świadomością. Może traktaty o polityce i politykach należy kreślić wyłącznie grubą kreską bliską kabaretowej, bo inaczej tych gorzkich prawd nie zechcemy przyjąć do wiadomości? Krzysztof Babicki, który wyreżyserował wszystkie dotychczasowe sztuki gdańskiego pisarza, podał mu rękę w tej samej konwencji. Genialnie zainscenizowany, złowieszczy taniec śmierci wejdzie do annałów Osterwy, a nam będzie się śnił, bo jego moc jest porażająca. Podobnie nie zapomnimy finałowego poloneza wodzonego przez Diabła (kolejna wspaniała demoniczna rola Krzysztofa Olchawy), a śpiew "Czyż nie pięknie być Polakiem?" da asumpt do rachunków sumienia.

Co odporniejsi będą najwyżej żałować, że już dziś nie mogą niczym prawdziwi Sarmaci zanucić słowa Kaczmarskiego "Człek się staje bardziej ludzki, gdy owinie się w pas słucki". Ale i tak się owiną - w symboliczny. I przed tym "Sarmacja" z Osterwy przestrzega!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji