Artykuły

Jak po sarmacku kochamy się w sobie

"Sarmacja" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Rzeczypospolita sarmacka jest naszym narodowym genotypem. Wiemy to, ale czy naprawdę znamy swą przeszłość?

Kto wszedłby do teatru akurat na scenę sejmiku, zobaczył panów w przepięknych, a jakże, kontuszach i usłyszał krzyki niektórych z nich: - Komisję powołać! Zdrada! Komisję powołać! - pomyślałby, że to jest obraz, wprawdzie w anturażu historycznym, ale żywcem wyjęty z jakichś niedawnych obrad na Wiejskiej. Najnowsza sztuka Pawła Huellego "Sarmacja", napisana specjalnie dla Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie, poprzetykana jest smacznymi aluzjami i podtekstami bardzo współczesnymi i konkretnymi. Kiedy w innej scenie Król mówi, że prałat Jabłonowski dobrze płaci, więc musimy mu nowe ordery zaoferować, to przed oczyma zaiste staje nam obraz księdza ze świętej Brygidy przepasanego wstęgą Orderu Orła Białego i oczywiście przypomina się sławny proces samego Huellego i prałata Jankowskiego.

Jednakże "Sarmacja" nie jest tylko i nie jest przede wszystkim satyryczno-ironicznym przedstawieniem dzisiejszego życia polskich elit politycznych, podanym w tymże historycznym, sarmackim kostiumie, ani tym bardziej sposobem na porachunki. Paweł Huelle chce pokazać genetykę polskiego życia politycznego, źródła polskiej świadomości narodowej: że jest ona wypisz wymaluj zakorzeniona w XVIII wieku, a więc w tym czasie, kiedy złoty wiek Rzeczypospolita ma za sobą, ale trwa on w zachowaniach i mentalności, więc wynaturza się, i wartości, takie jak honor, wolność, patriotyzm stają się w ustach elit naprawdę tylko frazesami, za którymi skrywa się prywata, prymitywizm i brak tolerancji, wciąż powtarzane hasło pro publico bono zaczyna budzić śmiech, a katolicyzm przybiera udawaną formę wiary w czuwającą opaczność. Podsuwa Huelle przykład, że dawna batalia o to, iż wyrazem patriotyzmu jest kontusz, zaś ubiór francuski dowodem zdrady i wynaturzenia, to nie tylko ironia z mundurków a la minister Gertych, lecz w istocie pierwotna kalka jakże niedawnego sporu euroentuzjastów z eurosceptykami o to, czy Polska w Unii Europejskiej zachowa swe dziedzictwo kulturowo-narodowo-religijne. Jakże głupi wydają się chwilami nasi przodkowie sprzed 250 lat - chciałoby się chwilami zawołać, gdyby nie fakt, że i my możemy się komuś za czas jakiś wydać wcale nieinni. Skąd to nasze codzienne polityczne warcholstwo i brak zgody, afery i korupcja, brak tolerancji przy jednoczesnym powoływaniu się na tradycje wielokulturowego dziedzictwa, a zarazem - fantazja i rogatość duszy? Sarmacja w nas siedzi - woła Heulle. A Krzysztof Babicki ustawił na scenie ciągle przesuwane lustro, aby to podkreślić, iż oglądamy samy siebie, tyle że w innym wcieleniu historycznym.

Zatem sarmacja to nie lamus historii, lecz coś, co w nas tkwi, mimo że nie chodzimy w kontuszach, a bardziej z francuska - zdaje się przekonywać Paweł Huelle i reżyser Krzysztof Babicki. Rzecz niby oczywista, jednakże mówią to obaj bez rozrywania narodowych flaków, bez stawiania widza pod ścianą wstydu za liberum veto, a przeciwnie, wołają głosem Jacka Kaczmarskiego (w spektaklu słyszymy pięć jego piosenek z płyty "Sarmacja"): "Bo się kochamy w sobie, nie pragnąc siebie znać". Ten apel o wysiłek rozumienia przeszłości i zakorzenienia w niej teraźniejszości jest najgłębszym przesłaniem tej sztuki. Bez tego zrozumienia wciąż będziemy budzić upiory "prawdziwych wartości", zamiast wartości stosować albo wyciągać "czarne teczki", "billingi" i dyktafony", zamiast zrobić rachunek sumienia.

Stąd i sarmacja nie jest pokazana wyłącznie jako formacja, która za sprawą liberum veto i ciasnoty mentalnych i kulturowych horyzontów kończy się degeneracją i klęską, za którą niby nadal pokutujemy. Bo jest w niej i wcielenie piękna samego życia, rozpasanego swą wolnością, a zarazem niepozbawionego świadomości, że zawsze mamy w duszy cień nieznanego dnia kresu, nadchodzącej śmierci. Jakże mogło być inaczej: twórcy spektaklu patrzą na sarmatów z sentymentem, chociaż do głosu dopuszczają także Księdza Reformatora wieszczącego niechybny upadek, skoro tak nisko upadły elity narodu.

Nie ma w tej sztuce głównych bohaterów. Aby podkreślić, że chodzi nie o jednostki, a o formację złożoną z bogactwa postaci, Barbara Wołosiuk zaprojektowała dla aktorów galerię barwnych kontuszy, a stałą scenografię zredukowała do drzewa-krzyża, na którym pojawiają się sarmackie portrety trumienne z wizerunkami aktorów. Takoż i sceny zbiorowe Krzysztof Babicki, który zrobił bardzo spójną i zwartą inscenizację, wydobywającą z tekstu Huellego wielość znaczeń, wykreował tak, aby stanowiły w spektaklu momenty kulminacji, a wśród nich dwie zapadają w pamięć szczególnie. Jedna, kiedy oglądamy spór w sejmie: padają oskarżenia o przekupstwo, robi się awantura, w efekcie której najważniejsza decyzja o podatkach na utrzymanie armii nie jest w ogóle rozważana. Druga, doprawdy malownicza i metaforyczna, przejmująca - to dance macabre, tańczona przez cały zespół teatru. I jeszcze trzecia, finałowa, kiedy aktorzy patrzą na swe portrety jako portrety przodków - bo wtedy wydaje się, że i my mamy takie portrety w sobie.

"Sarmacja" jako tekst nie ma wyrazistej konstrukcji dramaturgicznej, Huelle zawierzył stworzonym przez siebie postaciom, które zsyntetyzował z postaci historycznie znanych, że są tak nasączone znaczeniami, iż dramaturgia i wzajemne relacje wpisane są w nie niejako naturalnie. Tymczasem chwilami spektakl staje się złożeniem odrębnych, niepowiązanych ze sobą scen; oglądamy wtedy piękny sarmacki fotoplastikon.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji