Bankowiec i skafander
"Postępujący zanik mięśni" w reż. Andrzeja Bartnikowskiego w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.
Jak Bartnikowski zmarnował własny pomysł na sztukę.
Najlepszy w tym nieudanym przedstawieniu był pomysł na jednego z dwóch bohaterów. Uwięziony w wiotczejącym ciele (dystrofia mięśniowa) młody chłopak Nikodem, zamiast popadać w łatwy cynizm, szuka pociechy w religii. Marzy też o miłości, seksie, przyjaźni. Grający go Jakub Papuga dba o każde spojrzenie i każdą reakcję ludzi, którzy go odwiedzają, zapada się w sobie, jakby rzeczywiście siedział w jakimś ciałopodobnym skafandrze próżniowym. Z kolei Adam (Michał Kaleta) to bankowiec. Po wypełnieniu swoich obowiązków służbowych łazi na religijne dysputy do Nikodema, a w przerwach od duchowej filantropii miewa stosunki płciowe z Anetą, dwulicową koleżanką z pracy. Zaślepiony przez seks nie widzi szczerego uczucia, jakim darzy go Elwira (Anna Walkowiak), skromna i piękna wolontariuszka z hospicjum. Nosi wąsy i tani garnitur, a białej koszuli notorycznie nie wpuszcza w spodnie. Znacie tak niechlujnych urzędników bankowych? Powierzylibyście im swoje pieniądze? Bo ja nie. Tym bardziej żal Elwiry, nieśmiało i smutno zafascynowanej mężczyzną klocem. Szkoda, że Bartnikowski, zamiast prawdziwie opisać swoje spotkania z braćmi Wernerami chorymi na dystrofię, z czego wzięła się ta sztuka, wyciosał przyciężką obyczajówkę o emocjonalnym czworokącie.