Artykuły

Sukces już na półmetku imprezy

"Metro" Teatru Studio Buffo z Warszawy i "Człowiek z La Manchy" Teatru Muzycznego z Łodzi na Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Muzycznych w Gdyni. Piszą Grażyna Antoniewicz i Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Nie trzeba czekać do ostatniego przedstawienia gdyńskiego Festiwalu Teatrów Muzycznych, by już dziś odtrąbić sukces jego pomysłodawców i organizatorów. To, co zobaczyliśmy do tej pory - cztery festiwalowe przedstawienia -było bardzo różne, od klasycznej operetki po klasykę musicalu, ale zawsze podobne, gdy mówić o poziomie przedstawień, co najmniej przyzwoitych. Zawsze też przyjeżdżające do Gdyni teatry mogą liczyć na pełną salę i pełny aplauz publiczności.

Potwierdziło się to na dwóch pokazanych w minionym tygodniu przedstawieniach -warszawskim "Metrze" i łódzkim "Człowieku z La Manchy" [na zdjęciu].

"Metro" Teatru Studio Buffo i przyjechało, i odjechało przy gorących brawach. Niektórzy z widzów po raz kolejny zjawili się, aby zobaczyć ten musical. Perfekcyjnie zrealizowany, z zaskakującymi efektami specjalnymi. Scenografię Janusza Sosnowskiego również na pewno zapamiętamy. "Metro" było też znakomicie zaśpiewane i zatańczone. Wszystko to razem sprawia, że ten najsłynniejszy polski musical zagrano już 1300 razy. Spektakl pozwolił zabłysnąć na polskiej scenie muzycznej m.in. Katarzynie Groniec, Edycie Górniak i Robertowi Janowskiemu. W obecnie występującej obsadzie tak wybitne indywidualności trudno wypatrzeć, ale - może to kwestia czasu?

Zobaczyliśmy historyjkę o młodych, utalentowanych i ambitnych ludziach, którzy marzą o zrobieniu kariery artystycznej. Odpadają jednak na castingu, gdzie dowiadują się, że niewiele potrafią. Nikt nie ma dla nich czasu. Reżyser Janusz Józefowicz wydaje się krytykować tu konkursy w rodzaju "Idola" czy "Szansy na sukces". Bohaterowie tego musicalu zainteresowanie, życzliwość, przyjaźń i szansę na zrobienie kariery znajdą na stacji metra, gdzie wystawiają spektakl dla pasażerów. Mamy też rodzącą się miłość. Oczywiście, historia kończy się happy endem, jedynie miłość przegrywa. "Metro", leciutkie i połyskliwe jak bańka mydlana, ogląda się naprawdę znakomicie. O fabule szybko zapomnimy, mimo świetnej muzyki Janusza Stokłosy. Ale niektórzy... wrócą pewnie, by obejrzeć "Metro" raz jeszcze.

Powtórką było także sobotnie przedstawienie "Człowieka z La Manchy" łódzkiego Teatru Muzycznego. Powtórką dla tych, którym zostało w pamięci przedstawienie gdyńskiego Teatru Muzycznego, z Andrzejem Śledziem w roli Don Kichota. Na tamtym tle łódzka wersja zwracała uwagę przede wszystkim wystawnością kostiumów i scenografii. Jej częścią jest w tym przedstawieniu także orkiestra, ulokowana na specjalnym podeście. Dyrygent prowadzi w ten sposób nie tylko muzyków, ale i aktorów. Musical jest teatrem w teatrze - Cervantes, autor "Don Kichota", w więzieniu inkwizycji razem ze współwięźniami odgrywa przedstawienie o Rycerzu Smętnego Oblicza. Pomysł z orkiestrą i dyrygentem to jakby dodanie do tego przedstawienia jeszcze jednego cudzysłowu. A jednak - jeszcze raz ulegamy magii tej historii o człowieku, który uparł się, by widzieć świat lepszym i piękniejszym niż jest on w istocie. Prawdziwemu wzruszeniu, któremu nie przeszkodziła nawet nieco zbyt teatralna maniera grania przez aktorów, publiczność dała na koniec wyraz w długiej owacji na stojąco. Jutro kolejna odsłona festiwalu - Gliwicki Teatr Muzyczny pokaże musical "42-nd Street" Harry'ego Warrena. Wielkich nadziei na bilety robić nie możemy, bo spektakle są wyprzedane, ale kto się dotąd na festiwal nie załapał, niech próbuje!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji