Głośny proces Szyca
Przez ostatni miesiąc BORYS SZYC codziennie o 10 rano stawiał się na próbach i do późnej nocy, pod okiem reżysera Macieja Englerta, szlifował odpowiednie kwestie, gesty i spojrzenia. Dziś wieczorem przeobrazi się w Józefa K., głównego bohatera "Procesu" Franza Kafki, bezpodstawnie aresztowanego 30-letniego urzędasa.
O jego hulaszczym życiu krążą legendy, a tabloidy donoszą o przywarach gwiazdora niemal każdego dnia. Sam Borys Szyc, jakby z premedytacją, podsyca zamieszanie wokół siebie.
A to przychodzi wstawiony na filmowy plan, to znów kieruje samochodem na (lekkiej) bani i powoduje wypadek, co przypłaca utratą prawa jazdy. Kilka tygodni temu rozeszła się wieść, że 30-letniemu aktorowi grożą nawet dwa lata więzienia "za kierowanie pojazdem mechanicznym pod wpływem alkoholu". Na razie jednak król autosensacji przebywa na powietrzu i znów zamierza udowodnić, że przede wszystkim jest wyśmienitym aktorem.
Rozprawa sądowa z jego udziałem już dziś, tyle że na deskach warszawskiego Teatru Współczesnego, gdzie Szyc przetrenuje sceny aresztowania i obrony. Przez ostatni miesiąc codziennie o 10 rano stawiał się na próbach i do późnej nocy, pod okiem reżysera Macieja Englerta, szlifował odpowiednie kwestie, gesty i spojrzenia. Dziś wieczorem przeobrazi się w Józefa K., głównego bohatera "Procesu" Franza Kafki, bezpodstawnie aresztowanego i poddanego tytułowemu procesowi 30-letniego urzędasa.
Powinien być dobrej myśli. Jest związany ze Współczesnym od prawie siedmiu lat, odkąd ukończył warszawską Akademię Teatralną. Tu zadebiutował rolą Bucefała w "Bambini di Praga" Bohumila Hrabala w reż. Agnieszki Glińskiej.
Jego kariera z miejsca nabrała rozpędu, bo za swoją kreację otrzymał Feliksa - prestiżową nagrodę aktorską. Zaledwie dwa lata później, gdy szedł na popołudniową próbę, po drodze wstąpił do sklepu z używaną odzieżą. Kupił tam szeleszczący fioletowy dresik i już po chwili stał się znanym aktorem filmowym.
- On tam wisiał. Jakby na mnie czekał. Wiedziałem, że będzie świetnym kostiumem dla Alberta - opowiadał aktor. I rzeczywiście. Na planie "Symetrii" (2003) Konrada Niewolskiego, klaustrofobicznego dramatu rozgrywającego się w więziennej celi, Szyc za sprawą oryginalnego kostiumu ubrał pseudonim Bomboniera, a swoją dynamiczną kreacją młodego kryminalisty przyćmił pozostałych aktorów, włącznie z samym Andrzejem Chyrą.
Od tamtej pory zagrał w 13 fabułach i 7 serialach, a masową popularność przyniosła mu rola Kruszona, gliniarza w serialu "Oficer" w reż. Macieja Dejczera.
Wiemy, że do swojego życiorysu mógłby wpisać więcej filmowych pozycji. Ale nie miał chłopak szczęścia. Jeszcze jako student szkoły teatralnej wygrał casting do roli Cezarego Baryki w "Przedwiośniu" Bajona. Nie zagrał, bo realizatorzy postawili na wdzięk i nazwisko Mateusza Damięckiego. We wchodzącej właśnie do kin "Nadziei" Stanisława Muchy też mieliśmy oglądać Szyca, a nie anielskiego, 22-letniego Rafała Fudaleja. - Borys się zestarzał, zmężniał i przestał pasować do roli - wyjaśnia Mucha.
Ale wrzuć na luz, Borys. Za to wyglądasz dokładnie tak, jak Kafkowski Józef K., więc nie ma strachu, że w ostatniej chwili ktoś zajmie twoje miejsce na wokandzie "Procesu".
Na zdjęciu: Borys Szyc podczas próby "Procesu", Teatr Współczesny, Warszawa.