Artykuły

Sonata na miłość i nienawiść

"Sonata jesienna" w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Elżbieta Baniewicz w Teatrze.

Ingmar Bergman oprócz scenariuszy do swoich filmów pisał wspomnienia i dzienniki, w których z ekshibicjonistyczną szczerością ujawniał meandry swego życia duchowego, pasje - od erotycznych po artystyczne - oraz liczne kompleksy, łącznie z największym, jakim był jego związek z Bogiem, pogmatwany poprzez ojca, protestanckiego pastora. Wychowany w surowych rygorach domu-plebanii, za najcenniejszą uważał "zdolność nawiązania kontaktu z inną istotą ludzką" i najusilniej jej poszukiwał, tak w życiu, jak i w twórczości. Jako wierny czytelnik "Dzienników" Augusta Strindberga i wielokrotny reżyser jego dramatów (w różnym stopniu autobiograficznych) podobnie żywił swe filmy własną traumą, ranami dzieciństwa i buntem przeciw ojcu, z którego budował swą siłę i swe filmy. Najbardziej dotkliwe było w nich nieustanne poszukiwanie miłości i zrozumienia u najbliższych a jednocześnie poczucie daremności owych wysiłków, bo tak rzadko się udaje owe dążenia do bliskości urzeczywistnić. Pod powierzchnią dostatniego życia pięknych ludzi, pod konwenansem, dobrym wychowaniem, powinnością, jego obrazy ukazywały przestrzenie pokruszonych, lodowatych serc - jakby surowy, północny krajobraz sprzysiągł się przeciw nim, tworząc szklaną ścianę nieprzekraczalnego dystansu i samotności.

"Sonatę jesienną", wyraźnie odwołującą się do "Sonaty widm'' Strindberga, pisał Bergman w drugiej połowie lat siedemdziesiątych, w trudnym okresie głębokiej depresji wywołanej oskarżeniem przez władze o rzekome nadużycia podatkowe. Został aresztowany na próbie "Tańca śmierci" w sztokholmskim Dramaten, co spowodowało decyzję o emigracji. Najpierw do Paryża, potem Los Angeles, w końcu do Monachium, gdzie osiadł jako reżyser Rcsidenztheater. W Niemczech nakręcił "Jajo węża", film o żydowskim cyrkowcu wędrującym po Berlinie lat dwudziestych, ofierze eksperymentów medycznych, zapowiadających te w obozach koncentracyjnych, którym się przeciwstawia (podejmuje walkę z oprawcami). Była to w jego dorobku jedna z nielicznych wypowiedzi politycznych - utrzymana jednakże w klimacie kafkowsko onirycznym.

O wiele lepiej czuł się w formach dramatu kameralnego i żywiole psychologii. "Sonatę jesienną" nakręcił już w Norwegii z niewielką szwedzką ekipą. Rola światowej sławy pianistki Charlotty Andergast (po szwedzku "ande" znaczy "duch", "gast" - "zjawa") była pisana z myślą o Ingrid Bergman, a jej córki Ewy - dla Liv Ullmann (młodziutką Ewę zagrała córka Liv i Ingmara, Linn Ullmann). Ewa i Lena (druga, chora córka Charlotty) to imiona córek Bergmana, co podkreśla ścisłe związki filmu z biografią reżysera, który wielokrotnie oskarżał się o zaniedbywanie ośmiorga dzieci z różnych związków i pytał o cenę, jaką rodzina artysty musi płacić za jego wybitność. Fabułę filmu wyznacza wieloznaczny, pełen antagonizmów związek córki i matki, która porzuciła swe dzieci i męża dla sztuki - stała się wybitną, cenioną pianistką. Tematem pozostaje jednak cena takiego wyboru, psychiczna oczywiście. Z filmu pozostały mi w pamięci dwa obłędne monologi kobiet poruszających się po różnych orbitach, kobiet głęboko poranionych, choć usiłują wydrzeć sobie okruchy miłości i zrozumienia. Bezskutecznie - im bardziej pragnąsię porozumieć, tym bardziej się ranią, kolejne przypominane wydarzenia z przeszłości tworzą coraz większe

przepaście, przestrzenie obcości i koszmaru. W końcu monologi matki i córki przekształcają się w seans nienawiści, głęboko i długo skrywanej, zrodzonej z odmienności charakterów, temperamentów, a nade wszystko mentalności, wynikającej z różnicy w sposobie postrzegania świata oraz sztuki, która właśnie je poróżniła.

W teatrze jest inaczej z samej jego natury i nie ma sensu porównywać aktorów Ateneum z filmowymi odtwórcami tych samych ról. To zbyt łatwe i niesprawiedliwe. Mała Scena Na Dole wyposażona w kilka reflektorów i ciasną przestrzeń nie wytrzyma konkurencji z norweskimi pejzażami fotografowanymi przez Svena Nykvista, a reżyser nie dysponuje, jak w filmie, sztuczkami montażu, pozwalającymi intensyfikować grę. Zostańmy przy spektaklu, choć warto przy okazji pamiętać nie tyle o dziele Bergmana (choć o nim też), co o związku z jego biografią.

"Sonata jesienna", zbudowana jak klasyczny dramat jedności miejsca i akcji, dzieje się w ciągu niespełna doby. Matka po siedmiu latach niewidzenia odwiedza córkę w domu jej męża pastora. Po pierwszych chwilach serdeczności spokojna plebania zamienia się w piekło. Ewa nie jest w stanie pogodzić się z rolą niekochanego dziecka. Wprawdzie jest już dorosłą kobietą, ale rany zadane przez matkę nie pozwalają jej normalnie żyć i kochać męża. Nie dość, że matka porzuciła rodzinę dla kariery, to Ewie, gdy jako osiemnastolatka zaszła w ciążę z chłopakiem, kazała ją usunąć, bo tak nakazywał rozsądek, lub tak postąpiłaby sama. Ewa już nigdy nie potrafiła pokochać mężczyzny. I choć Wiktor stworzył jej dom pełen ciepła i miłości, pozostała wypalona. Tym bardziej, że czteroletni synek, dzięki któremu ich życie zmieniło się na bardzo dobre, utopił się w studni. Jego miejsce zajęła nieuleczalnie chora siostra. Eva jest więc osobą głęboko nieszczęśliwą - w scenie nocnej rozmowy za wszystkie swe niepowodzenia obwinia matkę. Ta, przerażona, ucieka bez pożegnania, ale nie bez powodu.

Tu pojawiają się moje największe wątpliwości; w spektaklu ciężar znaczeń całej historii przeniesiony został na racje Ewy, choć może aktorstwo ślicznej i delikatnej Doroty Landowskiej sprawia, że jej bardziej współczujemy, gdy obwinia egoistyczną matkę. Ofiara budzi cieplejsze uczucia. Jednakże racje matki-artystki wydają się nie mniej ważne. Już w pierwszym starciu matki i córki, czyli w scenie interpretacji preludium a-moll Chopina, matka ma rację: Chopin nie był sentymentalny, owszem, jego muzyka wyraża uczucia, ale nie mają one nic wspólnego z sentymentalizmem - a tak właśnie, rzewnie i sentymentalnie, brzmi owo preludium w wykonaniu Ewy. A więc jest tu pierwsze i zasadnicze starcie: artysta - amator. To wydaje mi się jest najważniejszym tematem scenariusza Bergmana - cena wybitności, problem odpowiedzialności artysty wobec rodziny, wobec innych. Ujęty kiedyś w pytaniu - czy artysta powinien się żenić?

Sztuka jest kochanką bezwzględną i bardzo wymagającą. Rzadko komu udało się pogodzić bezkonfliktowo i nieego-istycznie uczucia do sztuki i bliskich. Historia dowodzi, że ma to miejsce raczej na zasadzie wyjątku niż reguły. Przecież Charlotta, patrząc z ludzkiego punktu widzenia, jest nie mniej nieszczęśliwa niż Ewa. Po pierwsze, jej druga córka Lena (ciekawa rola Katarzyny Łochowskiej) jest chora psychicznie, dawno temu została oddana do sanatorium; czy dla matki nie jest to bolesna rana? Po drugie, matka właśnie pożegnała najbliższego sobie człowieka, Leonarda; nie zastąpią go pieniądze, które jej zapisał. Starzejąca się artystka nie może liczyć na ułożenie sobie życia z kimkolwiek. Jest samotna, na pewno bardziej niż córka, która ma kochającego męża. I czy wreszcie sprawiedliwie córka obwinia ją o swoje nieszczęścia? Człowiek jest produktem swego domu, wychowania, ale też - najprościej mówiąc - kowalem swego losu. Z losu straszliwego, podłego w?ielu potrafiło zbudować wspaniałą literaturę, malarstwo, muzykę. Beethoven był synem czterdziestoparoletniej nędzarki, co nie przeszkodziło mu zostać tym, kim został. Obwinianie całego świata o przebieg własnego życia nie bardzo ma sens, choć w pierwszej chwili może budzić współczucie.

Dlatego podobało mi się, że Ewa Wiśniewska jako Charlotta nie próbuje zdobyć sympatii publiczności. Jest oschła, konkretna, zdyscyplinowana. Wyraźnie akcentuje "żelazny" charakter swej bohaterki, wiele razy podkreśla - byle się nie roztkliwiać nad sobą, byle się nie rozpłakać. Uśmiech, choćby przyklejony, mało szczery, wydaje się jej lepszy niż łzy i sentymentalne biadolenie nad sobą. To maska, ale bez niej czułaby się słabsza, niż jest, a artysta musi być w formie, to on musi ludzi wzruszać, sam będąc skupiony na precyzji wykonania. Ktoś, kto nie uprawiał tego zawodu - zwłaszcza koncertującego pianisty - nie zdaje sobie sprawy z jego kosztów. Charlotta Wiśniewskiej nawet nie próbuje tego tłumaczyć pozbawionej zdolności córce. I tak by nie zrozumiała. Bo wcale nie jest mniejszą egoistką niż matka. Patrzy na życie tylko przez pryzmat własnych potrzeb, nieszczęść. Nawet jej przez myśl nie przejdzie, że może tym ranić męża, który za bardzo ją kocha, by o tym mówić. Krzysztof Gosztyła gra swego bohatera powściągliwie, toteż jemu chyba wierzymy najbardziej, zwłaszcza gdy Wiktor, pastor, po śmierci ukochanego dziecka wątpi w Boga.

Rzadko się zdarza, by scenariusz filmu był jednocześnie dobrą literaturą, jak w przypadku "Sonaty jesiennej". Jeszcze rzadziej się zdarza w naszym modnym, świetnie wyreżyserowanym światłami i coraz bardziej pustym teatrze, że młody reżyser chce się mierzyć z tak skomplikowanym literacko i psychologicznie materiałem, stawiając wyłącznie na aktorów. Grają ledwie na kilku metrach niewygodnej przestrzeni, rozciągniętej panoramicznie wzdłuż kilku rzędów krzeseł dla widzów. Ewelinie Pietrowiak, początkującej reżyserce, nie zabrakło odwagi, by zrobić kameralne, skupione przedstawienie. Na własną miarę, bez silenia się na wielkie efekty. Przedstawienie, o którym się myśli długo po wyjściu z teatru, bo przecież każdy z nas ma swoje traumy z dzieciństwa, był za mało albo za bardzo kochany, nikomu nie udało się osiągnąć wszystkiego, o czym marzył, przejść przez życie, nikogo nie potrącając i nie raniąc. I chyba każdy z nas przeżył w swoim życiu taką noc rachunków rodzinnych jak Ewa z Charlotta. Noc monologów, gdy już nikt nikogo nie słucha, bo całe życie wydaje się bez sensu, a "wszystkie fakty" potwierdzają to, że zostaliśmy skrzywdzeni "jak nikt na świecie", itd., itp. To skromne przedstawienie podstawia nam zimne lustro sztuki; warto się w nim przejrzeć przed zaśnięciem.

Elżbieta Baniewicz - prowadzi dział teatralny w miesięczniku "Twórczość"; autorka książki "Janusz Gajos. Nie grać siebie" (2003).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji