Artykuły

Po śląsku

"Polterabend" w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Krzysztof Karwat w Śląsku.

Tadeusz Bradecki, dyrektor artystyczny Teatru Śląskiego, po przyjeździe do Katowic niemal od razu podjął odważną decyzję - sięgnął po tekst debiutanta, na dodatek napisany śląską gwarą. Motyw był czytelny: oto moja deklaracja ideowa i artystyczna, zdawał się mówić, oto dowód na to, że bynajmniej nie traktuję tej sceny jak chwilowej przystani w swej długiej drodze twórczej. No i udało się wypromować utwór, co się zowie, regionalny, napisany z niemałym talentem i pasją.

Także ambicją nakreślenia wielopokoleniowego poetyckiego fresku, w którym odbiłaby się XX-wieczna historia Górnego Śląska. W tekst i spektakl włożona została także intencja takiego ułożenia dziejów rozbudowanej familii Jorga Mutza, by cała opowieść się zmetaforyzowała, by podszyła była niemalże metafizyką, a w każdym razie pewną nieuchwytną tajemnicą Historii.

Tego celu nie udało się do końca osiągnąć, bo - być może - kształt plastyczny widowiska był jednak zbyt toporny albo stereotypowy, a materiały filmowo-fotograficzne zbyt dosłowne i nadużywane, zaś druga część i zwłaszcza finał - wyraźnie słabsze od części pierwszej.

Niemniej "Polterabend" to triumf i swoista apologia śląskiej gwary, za pomocą której - okazuje się - można opowiadać nie tylko w tonacji buffo (ona wprawdzie zdaje się dominować, ale jest zręcznie przełamywana stylistyką liryczna i dramatyczną, co bodaj stanowi największy walor katowickiego spektaklu). Aktorzy dobrze albo nawet bardzo dobrze poradzili sobie z trudną językową materią. Także ci, dla których jest to język wyuczony i w jakimś sensie obcy (autor wykazał coś więcej niż tylko słuch i wyczucie, więc zarzuty, że odwołał się do już nieistniejącego w tak archaicznej formie dialektu, są w mojej ocenie zupełnie nieuzasadnione).

Spektakl jest więc pewną niespodzianką. Środowisku artystycznemu Katowic i regionu przywrócony został autor mało znany, choć przecież nie anonimowy (na etapie prób ukrywał się jeszcze pod pseudonimem). Stanisław Mutz (kiedyś znany jako: Muc) przed laty uchodził za utalentowanego poetę, choć pozostawał jednak niejako na peryferiach środowiskowych sporów, podziałów i wewnętrznych stratyfikacji. Z satysfakcją zatem witamy go "w domu".

Niektórzy recenzenci podkreślali niepokojące podobieństwa "Polterabend" do głośnego "Cholonka" z Teatru Korez. To przesada, choć rzeczywiście, można je dostrzec, bo tu i tu mamy do czynienia z typową śląską rodziną wielopokoleniową, zmagającą się z historią, która brutalnie wchodzi do ich domostwa. Rodzinę broniącą się przed naporem zewnętrznych zdarzeń humorem i witalnością, ale i zdolnością do swoistej mimikry, przybierania barw ochronnych. W "Polterabend" jedna ze scen niemal dosłownie się powtórzy, choć raz tym, który moralnie terroryzuje ojca i familię będzie syn z Hitlerjugend, a raz syn-komunista. Tylko fotografie dyktatorów na ścianach się zmienią. To jeden z lepszych momentów tego atrakcyjnego widowiska. Mutz - zdaje się - musiał mieć w ręku wydany przed paroma laty album starych śląskich fotografii, gdzie na jednej z nich widzimy rodzinę przy świąteczno-noworocznym stole "z Adolfem w tle", a na drugiej - tę samą grupę ludzi, ale zamiast führera widzimy już tylko ślad po zdjęciu usuniętym ze ściany. To - oczywiście - nie jest zarzut. To świadectwo dogłębnej penetracji tematu, dobudowywania wiarygodnych zdarzeń i kontekstów historycznych.

One się zresztą niekiedy tak mieszają, że aż budzą wątpliwości, bo główny bohater i jego matka nie starzeją się, choć wypadki historyczne skokami wyrywają się do przodu (początek wieku, powstania, czas wojny, wejście Armii Czerwonej, stalinizm). Ale o to chyba chodziło, by w tym samych ludziach dostrzec pewną powtarzalność losów oraz ich nieuchronność (synowie - Marcin Szaforz, Marek Rachoń, Maciej Wizner - będą zatem wciągani w wir kolejnych kataklizmów, uderzających w kolejne generacje Ślązaków). Ta figura staje się czytelniejsza dopiero wówczas, gdy wśród 5 bohaterów pojawiają się nieledwie zjawy i wyobrażenia tych, którzy odeszli. Żywi są z umarłymi, - umarli z żywymi. Choć to narracja, z pozoru nadal pozostaje tylko realistyczno-rodzajowa. Jeśli zaś narracja, przedzielana oderwanymi i urozmaiconymi scenami muzycznymi charakteryzującymi epokę (m.in. z orkiestrą dętą, ale i kabaretowymi niemieckimi hitami w wykonaniu Krystyny Wiśniewskiej), nie rwie się i układa w całość, to dlatego, że reżyser dodał tekstowi epickiego oddechu, zręcznie łącząc sceny i scenki, mieszając nastroje.

Centralną postacią dramatu jest Jorg Mutz. To on niesie cierpienia i radości familii. W nim i wokół niego dopełnia się jej żywot. I choć Wiesław Sławik wyposażył tę postać w silne emocje, to jednak nie zdołał - a takie były ambicje - naznaczyć jej piętnem tragizmu. Aktor momentami dziwnie moduluje głosem, jakby nie mogąc zdecydować się, czy Jorg ma być rodzajem śląskiego patriarchy napiętnowanego fatalizmem losu, czy raczej człowiekiem z pokorą i wręcz rezygnacją przyjmującym kolejne ciosy. Nie wyczuł, co jest w tym spektaklu rodzajowością i anegdotycznością, a co ma nieść ogólne i zmetaforyzowane przesłanie. Starał się, ale nie wyszło. Bardziej przekonywająca jest Berta, żona Jorga (Alina Chechelska), bez egzaltacji, ze skrywanym cierpieniem przyjmująca śmierć narodzonych i nienarodzonych synów.

Na scenie bryluje Ewa Leśniak jako Tekla, matka Jorga i ta, która rozdaje karty w rodzinie. Energiczna, żwawa, ruchliwa, choć ostrożnie szantażująca rodzinę swymi chorobami i rychłym odejściem. Ale my wiemy, wszyscy wiedzą, że to tylko rodzaj gry i konwencji. Ona musi trzymać całość w garści, pouczać i przypominać, jak bronić się przed tym, co na zewnątrz, przed tym, co obce i groźne. Tekla jest surowa i twarda, ale przecież także bije z niej ciepło i życiowa mądrość. Bez roli Leśniak "Polterabend" byłby spektaklem bladym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji