Artykuły

Krajobraz bez zmian

"Bitwa pod Grunwaldem" w reż. Marka Fiedora w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Barbara Hirsz w Trybunie.

Marek Fiedor podejmuje oskarżycielski ton prozy Borowskiego świadomie prowokacyjnie. W jego sztuce gra się bluźnierstwem, wyzywającą metaforą, zgrzytem, szarganiem symboliki narodowej, emocjonalnym wstrząsem. Śmiała i bolesna inscenizacja "Bitwy pod Grunwaldem" jest niełatwa w odbiorze.

Jest to spektakl przeciw niepamięci. I można go odczytać jako przestrogę z epoki pieców.

Ale ważniejszy jest sens metaforyczny podpowiadany przez ponurą polsko-narodową szopkę komponowaną przez reżysera metodą brukania świętości. Z "Ojcze nasz" niczym musztra, z pieśniami religijno-patriotycznymi w takt wybrjany wojskowymi butami, z Wyspiańskiego apostrofą do Polski dosłownie wysiedzianą na kiblu. Społeczność więźniów, którzy pasiaki osłaniają mundurami SS i zachowują krok nawykły do kajdan - bo wyzwolona Europa nadal jest więzieniem - staje się obszarem diagnozowania kultury ufundowanej na fałszu, okrucieństwie, zbrodni.

W Europie, która jest więzieniem, nie mogła się udać miłość Marii i Tadeusza. Pierwszy czuły pocałunek na zgliszczach historii nie odmieni życia kochanków. Nie odmieni świata.

Odważnie i przejmująco kreuje swoją rolę Monika Obara. Reżyser w reinterpretacji postaci Marii odwołuje się do tradycji literackiej, w której imię Maria jest echem tego najważniejszego, archetypowego biblijnego imienia. Trzeba o tym pamiętać, by zrozumieć koncepcję roli Moniki Obary, która wciela się we wszystkie postaci kobiece. Rozpoznajemy ją w wydrwionej Bogurodzicy oraz poniżonej niemieckiej prostytutce.

Siła ekspresji sceny, gdy recytując tekst zastrzelonej Marii aktorka stoi nago na tle zdjęć z obozu koncentracyjnego, na tle nagich ciał więźniów, wynosi tę rolę do rangi symbolu niewinnej ofiary historii.

Nieboskiej historii, w której zabija się za rasę, język, za to, że jest się starym, za to, że jest się dzieckiem, za tyfus i świerzb. Lub zaledwie za to, że chce się, jak Maria, po prostu wdrapać na siatkę. Przypadkowy strzał zaspanego żołnierza, który zabił dziewczynę, powtarza reżyser wielokrotnie, by unaocznić widowni absurdalność tej śmierci za chwilę beztroskiej wolności, za chwilę nieuwagi.

Śmiech granego przez Piotra Bajora bohatera unosi się ponad tym przedstawieniem o klęsce marzeń o pięknym człowieczeństwie niczym piekielny chichot historii.

U Andrzeja Wajdy "Krajobraz po bitwie" pokazywał świat nazajutrz po kataklizmie, psychikę ludzką spustoszoną przez czasy pogardy. Marek Fiedor przeciwstawia Borowskiego współczesnej lekkiej nieważkości bytu. Nowoczesności, w której wartości kultury zostały zironizowane. Reżyser czujący odpowiedzialność za świat mówi: spójrzcie na samych siebie, rozejrzyjcie się dokoła, a zobaczycie, że krajobraz jest ciągle ten sam. I ciągle pełno tu błota.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji