Artykuły

Wiary nikt nie odbierze

"Polterabend" w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Witold Kociński w Gościu Niedzielnym.

Na dużej scenie Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego wydarzenie, na które długo czekaliśmy. Dyrektor artystyczny Tadeusz Bradecki przygotował premierę, którą każdy, kto kocha teatr, musi zobaczyć. Sztuka Stanisława Mutza "Polterabend" napisana po śląsku jest doskonale zrozumiała nawet dla goroli zza Brynicy. Nieczytelnych, gwarowych słów nie ma aż tak dużo, by tekst stał się zbyt hermetyczny.

Można mu zarzucić pewne przegadanie, ale to sprawa małej wagi i do naprawienia. Dzieje rodziny na przestrzeni lat, powiedzmy, pięćdziesięciu... twórcy spektaklu ukazują z wielką miłością i ogromnym szacunkiem dla bohaterów, którzy przecież, jak to zwyczajni ludzie,nie są wolni od rozmaitych grzeszków. Przed nami roztacza się malowany odważnymi barwami obraz człowieczeństwa poniewieranego przez historyczne zawirowania. Ale są na Śląsku pewne wartości, jak choćby gorliwa wiara, których nikt nigdy nie odbierze.

Nieprzypadkowo najsmutniejszą sceną sztuki jest zniszczenie przez stalinowskiego oprawcę obrazka z Aniołem Stróżem, od pokoleń chroniącego domu. Reżyser Tadeusz Bradecki znakomicie operuje prostymi, czytelnymi symbolami. Nie wymądrza się i niczego nie udziwnia. Piękne plastycznie obrazy to również zasługa scenografa Pawła Dobrzyckiego. W spektaklu nie brakuje efektów specjalnych, zastosowanych znakomicie tam, gdzie trzeba. Jakich? Idźcie i oglądajcie. Jest nawet orkiestra dęta.

Komuś może nie podobać się nadmiar przekazywanych ze sceny uczuć, wywoływanie rubasznego śmiechu i łez. Nie dajmy się zwieść mądralom, śmiejmy się i płaczmy na zmianę. Na zdrowie!

Niespotykany urok tego przedstawienia to przede wszystkim zasługa wspaniałych aktorów. Na najwyższe słowa uznania zasługuje Ewa Leśniak jako babka Tekla, czyli ta "okropna oma" o wielkim sercu. Bogata w życiowe doświadczenie, stale obecna w życiu rodziny za życia i po śmierci. Jeszcze długo po wyjściu z teatru łazi za nami i gdera. Tak precyzyjnie poprowadzonej roli na deskach naszych teatrów od lat już nie widziałem. Wiesław Sławik (Jorg - ojciec, mąż i syn) prostymi środkami ukazał zarówno zwyczajność życia, jego radości i smutki, jak i wielkie tragedie z poruszającą sceną końcową godną tragedii greckiej. Alina Chechelska (Berta) emanowała matczynym ciepłem - czysta, zadbana, pachnąca. Marcin Szaforz, Marek Rachoń, Maciej Wizner jako synowie nawet w najkrótszych chwilach na scenie byli świetni, a epizod Antoniego Gryzika (ubek Uroczyński) pozostaje na długo w pamięci. Jedynie ceniona przeze mnie Krystyna Wiśniewska jako Gryjtka zawiodła.

Andrzej Marko ozdobił przedstawienie muzyką, a Anna Majer stworzyła choreografię. Dziękuję Tadeuszowi Bradeckiemu za niezwykły wieczór. Dla tych całkiem opornych na ślonsko godka zamieszczono w programie teatralnym słownik.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji