Artykuły

Geniusz sceny też czasami znuży widza

"Rumi" w reż. Roberta Wilsona w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Prapremiera Roberta Wilsona. Amerykański twórca przedstawił nowe widowisko w Warszawie. Jak zawsze bardzo piękne, ale tym razem puste w treści.

To była premiera zastępcza, mimo to zapowiadała się atrakcyjnie. Robert Wilson nie zdążył przygotować "Fausta" w Operze Narodowej, więc w zamian postanowił dać w Warszawie światową prapremierę spektaklu "Rumi w mgnieniu oka", którego fragmenty pokazał rok temu w Atenach. 67-letni twórca, który z awangardzisty staje się nobliwym klasykiem współczesnego teatru, wciąż ma fanów w świecie, stąd na te przedstawienia ściągnęło dużo zagranicznych widzów.

Jak zwykle, było co podziwiać. Wilson umie tworzyć urzekające obrazy sceniczne. To nic, że od czasu pierwszej grupy Byrd Hoffman School of Byrds, założonej z przyjaciółmi 40 lat temu, ten styl uległ niewielkim modyfikacjom. Pod względem wizualnym teatr Wilsona się nie starzeje, czego dowody przyniósł i ten spektakl.

Artysta traktuje aktora jak formę przestrzenną, spowalnia jego ruchy, dodaje wystudiowane gesty, chętnie przy tym operuje ciszą. A ponieważ ma świetne wyczucie barw, więc wystarczy, że ze smakiem - jak w "Rumi" - dobierze kolory kostiumów trzem wykonawcom, a potem precyzyjną grą świateł wyeksponuje ich na scenie w wysmakowanych pozach. Powstaje w ten sposób kompozycja figuratywna, łącząca teatr z rzeźbą, którą można długo kontemplować.

Tylko Robert Wilson potrafi stworzyć pasjonującą etiudę opartą na prostym pomyśle: powoli w każdym z 12 okien domu na scenie zmienia się barwa oświetlenia. Takich niezwykłych, a ascetycznych pomysłów jest więcej w tym widowisku. Im dłużej jednak sycimy nimi oko, tym bardziej zaczynamy się zastanawiać, czemu właściwie powinny one służyć.

Wilsona zainspirował XIII-wieczny poeta Mewlana Dżaluddini Rumi. Spróbował wejść w świat tego twórcy sufizmu - ascetyczno-mistycznego nurtu islamu. Chciał też zrozumieć istotę misteriów wirujących derwiszy, bractwa muzułmańskich mnichów, które założył syn poety, sułtan Weleda. Duchowy klimat owych widowisk, tajemniczych dla człowieka kultury Zachodu, znacznie lepiej potrafił jednak oddać turecki kompozytor Kudsi Ergunera. Jego muzyka ma rytualny charakter, odwołuje się do tradycji, ale brzmi tak, że jest bliska dla współczesnego widza.

W misterium scenicznym z porywającą muzyką Ergunera i pięknymi obrazami Wilsona zabrakło jednak miejsca dla poezji Rumiego. To prawda, że recytowana w języku oryginału do Europejczyka przemawia jedynie urodą melodii wiersza. Kiedy jednak sięgniemy do polskich przekładów, zauważymy, jak wiele niuansów poetyckich i filozoficznych nie zostało przełożonych na sceniczne obrazy. I jak jednostronny wizualnie jest ten teatralny przekład strof sufickiego twórcy.

Na konferencji poprzedzającej premierę Robert Wilson tłumaczył, że ten spektakl jest próbą zatrzymania obrazów, które pojawiają się nam przed oczami, gdy obserwując rzeczywistość, na chwilę zamkniemy powieki. To taki stan na granicy jawy i snu - tłumaczył artysta.

Po obejrzeniu "Rumiego" w pamięci zostaje wiele pięknych obrazów. Zdecydowanie jednak wolę, gdy Robert Wilson, operując tą samą estetyką, sięga po najważniejsze mity i tematy z naszej tradycji kulturowej. Operując prostą stylistyką, potrafi zupełnie inaczej niż reszta twórców ukazać świat Hamleta i Nibelungów, zrozumieć tragedię Peleasa i Melizandy czy Madame Butterfly. Dlatego z niecierpliwością czekam, jak odczyta "Fausta". Nowy termin prapremiery: 26 października w Operze Narodowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji