Hamlet 1956
"...każda bowiem przesada daleka jest od istoty sztuki aktorskiej. Powinna ona być zawsze, zarówno dawniej jak i dziś - zwierciadłem natury, powinna pokazywać cnocie jej własną twarz, nikczemności własny wizerunek, a każdemu stuleciu i epoce dziejów ich kształ i ślad".
Ledwie małżonkowie wraz z świtą opuszczą komnatę, "w żałobnym szczęściu i smutku weselnym" - piekło rozpala się w duszy Hamleta. Staje przed nami człowiek mocny, prawy, pełen namiętności i wyrzuca z siebie słowa tłumionej pasji. Nienawiść łączy się z bólem tworząc siłę, zdolną przełamać wszelkie przeciwności, aby osiągnąć spełnienie. Od pierwszych chwil wiemy już, że Hamlet zabije.
Jest tu Hamlet uproszczony, sprowadzony do jednej tezy, Hamlet w wydaniu ćwierćkomiksowym, ale właśnie dlatego - Hamlet żywy. Żywy zarówno w formie jak i żywy w działaniu. Obie te wartości łączą się w całość artystycznie umotywowaną i prostą w konstrukcji. Ciąg scen, w jakich pozostawiono tylko ekstrakt zdarzeń, tworzy intrygę pozbawioną niejasności, intrygę logiczną i konsekwentną jak dobra współczesna powieść kryminalna. Dramat posiada dzięki temu znakomite tempo, w jakim nie ma już miejsca dla refleksji. Jest dramatem pasji, nie dramatem słabości. Słynne powiedzenie Goethego o Hamlecie jako duszy słabej, przytłoczonej zadaniem ponad siły, traci tu wszelki sens. Traci go również nurt hamletologii doszukujący się w bohaterze wszystkiego co wątłe, niebaczne, rozdwojone w sobie. Hamlet Herdegena i Zawistowskiego tylko połowicznie jest renesansowym myślicielem, pochylonym nad zagadkami bytu. Właściwie nie jest nim wcale. Z postaci emanuje siła witalna z natury rzeczy nie sprzyjająca refleksji. Dlatego Hamlet-filozof w relacji Herdegena nie przekonuje, chociaż doskonale akcentuje myśl - natomiast Hamlet-mściciel porywa siłą i rozmachem gry. Jego odtwórca jest bardziej aktorem wyrazu niż impresji. Bardziej Hamletem działania niż Hamletem przeżycia - zupełnie przeciwnie niż Hamlet Jean Louis Barrault.
Zamierzeniem reżysera, Romana Zawistowskiego, było jak się zdaje, próba uwspółcześniania dramatu. W warstwie formalnej wyraziło się to w niezwykle szybkim, rwącym nurcie akcji, osiągniętym za cenę licznych skreśleń i maksymalnego uproszczenia tła (akcja toczy się bez zmiany dekoracji). Widzę w tym ważkie choć smutne signum naszych czasów: deprecjację myśli, na rzecz działania, ułatwienie niezbędne dla widza, zbyt leniwego na to, aby przyjąć Hamleta w pełniejszej postaci. Cechą naszego życia umysłowego (poza wąskim kręgiem specjalności) staje się łatwość. Dorobek myślowy ludzkości rozproszkowuje się i rozmienia na drobne. I na Zachodzie i u nas. Największe dzieła dostępne dziś są w streszczeniach i brykach o różnych wartościach i stopniach wierności. Żyjemy wiedzą z drugiej ręki i sycimy się kulturą z drugiej ręki - powielaną i transmitowaną na wszystkie strony, reprodukującą odległy oryginał. Hamlet krakowski leży w tym nurcie - w nurcie wielkiego uproszczenia. Jest niewątpliwie oryginalnym Hamletem, ale skłania się już w stronę streszczenia. To, co jest jego słabością, staje się jego siłą: szybkość, rytm, tempo zdarzeń. Jest to Hamlet naprawdę i bez reszty współczesny - współczesny z naszym wiekiem telewizji, radia i filmu; mniej natomiast współczesny z naszym, wiekiem misternych systemów filozoficznych, wnikliwych analiz psychologicznych i gorzkiej, pesymistycznej wiedzy o człowieku.
Hamlet krakowski oparty jest jednak na wierze w człowieka. Jego bohater wydaje się szlachetny, prostolinijny i widzi tylko jeden cel - przez co staje się nazbyt okrutny w stosunku do Ofelli, chociaż ona właśnie tworzy drugi dramat niedoszłego władcy Elsynoru. jest może trochę barbarzyński i bardzo dynamiczny, łatwo mu krzyczeć "idź do klasztoru", bo nie zna dramatów rozgrywających się w samotności i ciszy pełnej rezygnacji, z dala od wszelkiej nadziei. Jego własny dramat jest dramatem człowieka silnego. Jego ból przeradza się w nienawiść- nienawiść, w pragnienie zemsty. W cierpieniu Hamleta nie ma momentów passywnych - wszystko staje się podstawą działania. Jest renesansowy, ale też i dzisiejszy, w tym najgłębszym sensie współczesności, zawierającym w sobie przyszłość. Przyszłość zaś, jak wiadomo, należy do silnych, pewnych siebie, niesionych w górą wznoszącymi się prądami historii. Ale czy do barbarzyńców?
Forma i sylwetka Hamleta są współczesne - chociaż kształt tej współczesności, wyryty w tkance dramatu, nie jest dla nas zbyt pochlebny. W formie i w głównym tonie przedstawienia tkwi niestety najgłębsza aktualność sztuki. Obok wspomnianych tu związków są jeszcze w przedstawieniu akcenty bardziej konkretne, bardziej szczegółowe. Starałem się wskazać elementy, które łączą spektakl z ogólnym klimatem kulturalnym naszch czasów. Można postąpić odwrotnie: wykazać łączność współczesności z tekstem dramatu dramatu. Pokusił się o to reżyser, wydobywając wszystko, co na zasadzie aktualności znajdzie u odbiorcy ciepły odzew. Słowa: "Jeśli z każdym obchodzić się będziemy według jego zasługi, któż uniknie chłosty?" albo: "Szubienica to dobra rzecz. Lecz dlaczego jest dobra? Bo dobrze robi tym, co źle czynią" - przyjmowane są przez dzisiejszego widza jako aluzja. Aluzji takich jest w "Hamlecie" więcej. Stają się one trzecim tytułem przedstawienia do współczesności. Nie na darmo Kott nazwał krakowski spektakl "Hamletem po XX Zjeździe".
Dramat pokazuje epoce jej "kształt i ślad", ale pomimo tego pozostawia poczucie pewnego niedosytu, tkwi w nim bowiem kilka podstawowych niekonsekwencji. Niekonsekwencją pierwszą jest rozbieżność między reżyserią a scenografią przedstawienia. "Hamlet" Zawistowskiego i Herdegena jest żywiołowy i prosty - propozycje plastyczne Tadeusza Kantora zmierzają natomiast do intelektualizacji dramatu i do uproszczeń przeprowadzonych na zupełnie innej zasadzie niż zrobił to reżyser. Są to dekoracje brzydkie, bo nie funkcjonalne. Zmuszają np. Królową do leżenia na schodach. Nie widziałem dotychczas schodów, które służą tylko do leżenia. Prostota oprawy plastycznej posuwa się chwilami zbyt daleko, niektóre elementy (galeryjka) w swoim dążeniu do syntezy przypominają naturalistyczne wnętrze fabryki. Ktoś puścił dowcip, że są to dekoracje uniwersalne - przydatne od "Hamleta" do "Brygady szlifierza Karhana"... Kantor zmierza do uniwersalizacji "Hamleta". Jego "Hamlet" jest dramatem namiętności wyobcowanym z gleby historycznej, jest dramatem w ogóle - rozgrywającym się między wartościami pozbawionymi zaplecza ekonomii i polityki, wartościami jako takimi. Prowadzi to do odrealnienia kostiumu, do umowności i abstrakcji, do całkowitej dowolności twórcy.
Drugą niekonsekwencją przedstawiania jest sprzeczność między Hamletem i Królem. Herdegen przy całej żywiołowości gry jest sceptyczny, ironiczny, zdolny do drwiącego sarkazmu. Jest silny i mądry. Król natomiast jest słaby i chytry chytrością małego, przebiegłego kupczyka. Król Zdzisława Mrożewskiego nie jest w ogóle partnerem dla Hamleta, nie ma w nim majestatu ni mocy tak dalece, że ogromna siła psychiczna, jaką z pewnością ponad miarę emituje Książę od pierwszej do ostatniej sceny - nie natrafia na przeciwdziałanie, nie znajduje godnego siebie przeciwnika. Z kim w ogóle walczy Hamlet? Czy nie z fikcją, fikcją siły? Czy można walczyć z pozorami, zachowując pełną powagę? Czy cała dynamika Hamleta nie przypomina wobec tego innego bohatera renesansu, bohatera Cervantesa? Nie pomogło doświadczenie i kultura aktorska Mrożewskiego, nie pomogła przebiegłość pozbawiona wielkości, ani okrucieństwo pozbawione siły - jeden z najlepszych aktorów Krakowa stworzył postać, która w ramach przyjętej koncepcji reżyserskiej, przy całym uznaniu dla jego sztuki - wydaje się nieporozumieniem. Aktorstwo w ogóle nie jest najlepszą stroną przedstawienia. Halina Gryglaszewska, rozwijając swój subtelny kunszt gry i korzystając z bogatego podtekstu psychologicznego roli, nie wyszła poza przeciętność. Jej Królowa jest postacią raczej konwencjonalną - aż do rozmowy z Hamletem: wystudiowany uśmiech z trudem pokrywał brak żywszych treści psychologicznych a w miejsce prawdy zjawiała się często stylizacja. Aktorka głębokich konfliktów sumienia i namiętności źle czuła się w roli szczęśliwej władczyni - dopiero dramat królowej ożywił jej sztukę. Maria Ciesielska (Ofelia) grała jak amatorka, mimo że ma za sobą tak dobre role jak Luiza w "Intrydze i miłości". Znacznie bardziej podobała mi się druga Ofelia tego przedstawienia, Barbara Horawianka, kreująca postać dojrzalszą w miłości i prawdziwszą w scenach obłakania. Inni wykonawcy? Poza może Wiktorem Sadeckim, chyba nie oni przyczynili się do powodzenia spektaklu. Przedstawienie, mimo niekonsekwencji, żyje dynamiką swojej konstrukcji, kunsztem reżysera i dużą kreacją Herdegena. Żyje wartościami teatralnymi, złączonymi ścisłe z tekstem dramatu.
Znam wielu, których razi taka koncepcja "Hamleta". Wolałbym również Hamleta bardziej filozoficznego, bardziej refleksyjnego. Hamlet Zawistowskiego i Herdegena stanowi jednak całość zamkniętą i skończoną - można go w całości przyjąć albo w całości odrzucić. Jest konsekwentny i logiczny. Jego związki z klimatem naszych czasów są niezaprzeczalne, ton - wspólny. Zawiera w sobie jakąś treść naszego życia i w tym sensie jest równie współczesny i reprezentatywny jak Hamlet Barrault jest reprezentatywny dla kultury Prousta i Anouilha. Zawistowski, wystawiając największy dramat wszystkich czasów, po wielu latach jego nieobecności na naszej scenie, pozostał wierny nakazom własnej epoki. Ten Hamlet nie mógł być inny - jeśli miał żyć. I właśnie w takim jego kształcie, w uproszczeniach i skrótach, w żywości i sensacyjnosci intrygi, widzę, największą wartość przedstawienia. Hamlet w Teatrze Starym w Krakowie czeka na sprzeciw. Na sprzeciw historii i polemikę twórców.