Artykuły

Mam naturę krokodyla

- Mam naturę krokodyla - przeczekuję, a potem mocno chwytam. W trudnych chwilach uczyłam się hebrajskiego, szlifowałam angielski. Skończyłam też studium dla menadżerów kultury przy Szkole Głównej Handlowej. Uznałam, że jest mi to, jako wiceprezes ZASP, bardzo potrzebne - mówi SŁAWOMIRA ŁOZIŃSKA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.

Nieudane małżeństwo, śmierć syna - to dużo jak na jedną kobietę. Na kilka lat aktorka wycofała się z zawodu, teraz do niego wróciła. Serial "Barwy szczęścia" pomaga jej odnaleźć kolory we własnym życiu.

Spotykamy się w warszawskiej kawiarni Związku Artystów Scen Polskich. Sławomira Łozińska czuje się tu jak w domu. Nic dziwnego. Najpierw była wiceprezesem ZASP, teraz jest członkiem zarządu. W jej życiu wiele się dzieje. Dobrego i złego. Sukcesy ją cieszą, a na porażki znalazła sposób: ucieka w samotność lub w pracę. Pięknie wygląda, bo czas okazuje się dla niej łaskawy. Wciąż ma dziewczęcą twarz Bronki z serialu "Daleko od szosy", którą pokochała cała Polska.

TINA: Pamiętamy scenę z tego serialu, kiedy Bronka i Leszek jedzą czereśnie. Długo uczyła się pani wypluwać pestki z takim rozmachem?

Sławomira Łozińska: To jakoś samo wyszło. W scenariuszu było napisane: Bronka wypluwa pestki, a Leszek patrzy na nią z niesmakiem.

T: Zaledwie rok po studiach dostała pani propozycję zagrania tej roli. Dzięki niej szybko stała się pani popularna. Nie zaszumiało w głowie?

SŁ: Miałam 22 lata, kiedy grałam Bronkę. Kiedyś jechałam tramwajem linii 12, dobrze to pamiętam, i zauważyłam, że ludzie uważnie mi się przyglądają. Dość wcześnie więc zaczęłam być rozpoznawana i miałam dużo czasu, by mi odszumiało. Zresztą nigdy nie miałam z tym problemu. Skończyłam warszawską PWST, która bardzo uodpornia na takie ciągoty. Uczy pokory.

T: Zagrała pani w serialu, występowała w warszawskim Teatrze Narodowym, we Współczesnym w Szczecinie, miała rolę w filmie "Granica". Sukces gonił sukces - to bajka. Miłość też była jak z bajki. Spotkała pani pianistę Janusza Olejniczaka. To było uczucie od pierwszego wejrzenia?

SŁ: Poznaliśmy się w teatrze na widowni, siedzieliśmy obok siebie. Oboje wtedy kończyliśmy studia. Potem spotkaliśmy się na jakiejś imprezie. Ale to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. W międzyczasie różne rzeczy się w życiu każdego z nas działy.

T: Czym pani zaimponował?

SŁ: Tym, że choć miał już za sobą wielki sukces w 1970 r. na Konkursie Chopinowskim, był taki nieprawdopodobnie normalny i niesłychanie inteligentny. Ale nasi znajomi chwytali się za głowy. Nie wierzyli, że ta znajomość może przetrwać.

T: Odradzali wam małżeństwo?

SŁ: Tak, i mieli rację. Bo w tym związku nie było bazy. Oboje byliśmy nadbudowami. Dziś, gdy na wszystko patrzę z perspektywy czasu, widzę, że na przekór całemu światu skoczyliśmy do basenu, w którym było mało wody (śmiech).

T: Przed waszym ślubem Warszawę obiegła plotka: wesele Olejniczaka jak z Wyspiańskiego - mezalians. Pianista żeni się z wiejską dziewczyną. Jak pani, warszawianka z inteligenckiej rodziny, to przyjmowała?

SŁ: Bardzo mnie to śmieszyło. Bo rzeczywiście niektóre miłośniczki wielkiego talentu Janusza tak mówiły. Znały mnie jako Bronkę, wiejską dziewczynę, która daleko pluje pestkami.

T: Potem przyszło normalne życie. Czy w domu jest miejsce dla dwojga artystów?

SŁ: Wie pani, znam urzędników, z którymi trudno żyć. I prawników. Mieć lekarza w domu też nie jest za wesoło. Umiejętność tworzenia udanego związku to ogromna sztuka. Niewielu ludzi to umie. Poza tym godzenie macierzyństwa z karierą zawodową... To się nigdy nie udaje.

T: Dlaczego się państwo rozstali?

SŁ: Bycie pod wspólnym dachem stało się dla nas trudne.

T: Zdecydowała się pani na życie samotnej matki...

SŁ: Samotną matką to ja byłam w małżeństwie, bo mąż zajmował się karierą. Dopiero po rozwodzie staliśmy się dobrą rodziną. Rozwód wzbudził w nim poczucie odpowiedzialności za dzieci. Dziś jest moim najlepszym przyjacielem. Zawsze możemy na siebie liczyć. Choć każde z nas ma swoje życie, łączy nas taka pokaleczona bliskość.

T: Nie bała się pani rozpoczynać życia na nowo? Sama?

SŁ: Do samotności byłam przyzwyczajona. Uważam zresztą, że jest ona wielką łaską. Ludne niesłusznie tak bardzo się jej boją, zamiast się jej uczyć. Bo są w życiu sytuacje, kiedy zawsze będziemy samotni. I nie pomogą przyjaciele, bliscy. Wie pani, ja przeżyłam śmierć syna.

T: Można to w ogóle przeżyć?

SŁ: To niewyobrażalne. Kiedy w końcu się człowiek podnosi, jest już w zupełnie innym miejscu. Myślałam, że tylko obłęd będzie moim życiem. Ale pamiętam moment, kiedy kilka dni po pogrzebie Tomka nagle poczułam, że wstępuje we mnie jakaś zwierzęca siła, nieprawdopodobna moc. To był sygnał, że muszę trwać, mimo bólu.

T: A drugi syn Paweł? Dla niego postanowiła pani żyć...

SŁ: Myśmy mieli dwie osobne żałoby. I nawzajem bardzo się sobą opiekowaliśmy. Tak jest zresztą do dziś.

T: Wróćmy do pani aktorstwa. Nawet gdy coś się nie udaje, zawsze stara się pani znaleźć dobre strony całej sytuacji. Kiedy Adam Hanuszkiewicz zwolnił panią z Teatru Narodowego, ucieszyła się pani, że wreszcie ma... wolne wieczory.

SŁ: A co miałam mówić? Że jest marnie? Jeśli nawet akurat nie mam pomysłu na życie, wyciszam się i wkrótce go znajduję. Mam naturę krokodyla - przeczekuję, a potem mocno chwytam. W trudnych chwilach uczyłam się hebrajskiego, szlifowałam angielski. Skończyłam też studium dla menadżerów kultury przy Szkole Głównej Handlowej. Uznałam, że jest mi to, jako wiceprezes ZASP, bardzo potrzebne. A propos ZASP. W czasie mojej pracy tam, prezesem był Kazimierz Kaczor. Mam nadzieję, że aktorzy wreszcie wypuszczą wodę z ust i docenią, ile on dla tego środowiska zrobił.

T: Mieszkają z panią dwa koty.

SŁ: Czasem mam wrażenie, że ja u nich mieszkam. Ola i Ula to panie w średnim wieku. Ola jest pręgowana, Ula czarno-biała. Są niezwykłe. Odpędzają złą energię od mojego domu.

T: W serialu "Barwy szczęścia" gra pani samotną matkę. Jest ona smutną kobietą. SŁ: Tak. Barbara ma poważne kłopoty z synem, a jednocześnie usiłuje zawalczyć o własne szczęście. I pokazuje, że to możliwe. U nas panuje mit, że dojrzali ludzie do pewnych rzeczy już nie mają prawa. Barbara odważyła się spróbować.

T: A czym jest dla pani szczęście?

SŁ: Szczęście to brak nieszczęścia. A gdy przy okazji jest jeszcze coś więcej...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji