Artykuły

Śmierć Miasteczka G.

"Miasteczko G." w reż. Giovanniego Castellanosa w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Justyna Świerczyńska w portalu Trójmiasto.pl.

Nie żebym była przesądna. Fakt, że "Miasteczko G." to trzynasta premiera nowej dyrekcji Teatru Wybrzeże, to jeszcze nie powód do wystawienia sztuki napisanej nieudolnie i źle wyreżyserowanej. Tak się jednak złożyło, że o sukcesie najnowszej realizacji tego teatru mówić raczej trudno.

Literackie straszydło, jakie trafiło na scenę Wybrzeża, swoją formę zawdzięcza nie tylko pierwowzorowi napisanemu przez Michała Walczaka na 750-lecie urodzin miasta Gorzowa. W "Miasteczku G." z łatwością odnaleźć możemy najbardziej typowe elementy sztuk autora. Fragmentaryczne i zniekształcone pojawiają się w gdańskiej realizacji w formie, której przyjąć nie sposób.

Niemal wszystkie składniki znajdziemy choćby w napisanej na zamówienie Teatru im. Szaniawskiego "Kopalni". Zagadkowa intryga, liczne inwersje czasowe oraz historyczne odniesienia - napisana dla miasta Wałbrzycha sztuka brzmi niepokojąco znajomo. Również hybrydycznych, egzystujących na pograniczu realności i fikcji, postaci znajdziemy u autora sporo. W "Kopalni" swoje opowieści prowadzą Pies i Paprotka, w "Podróży do wnętrza pokoju", Kurtyna i Zewnętrzny. Dwoiste postacie to w każdym przypadku zarówno narratorzy jak i reprezentanci mentalnych stanów bohaterów.

Nie inaczej jest w gdańskiej realizacji. W "Miasteczku G." w reż. Giovanniego Castellanosa centralną postacią jest Babcia. Jej zabójstwo staje się pretekstem do zaprezentowania widzom mało odkrywczych dywagacji na temat kondycji współczesnej rodziny. Losy przygłuchej starszej pani, mitycznej "założycielki" miasta, jej syna, ofiary transformacji ustrojowej, marzącej o emancypacji synowej oraz wyrzuconej ze studiów ciężarnej wnuczki, trącą gazetowym banałem.

Nieco bardziej interesująco wypadają postacie reprezentujące fikcyjny wymiar rzeczywistości - stworzony przez ojca ultranowoczesny Maks (Maciek Konopiński), wyciągnięci wprost z dramatu Różewicza Starsi Panowie (Krzysztof Gordon i Jerzy Gorzko), czy Lampa, Śmieć i Krawężnik, niewidzialni mieszkańcy ulicy wymyśleni przez Babcię. Reżyser robi wszystko, by wykorzystać ich obecność do zbudowania baśniowego dramatu rodem z szekspirowskiej komedii. Na próżno. Zdegradowanym bohaterom metafizycznym bliżej do rynsztoka niż nieba, zaś obsadzenie Marty Kalmus w roli Kota-Puka wydaje się zabiegiem kompletnie nieprzemyślanym i niedopracowanym scenicznie.

Niedoróbek inscenizacyjnych w spektaklu znajdziemy zresztą więcej. Pęka w szwach szczególnie akt drugi. Po kilku kolejnych niedopracowanych scenach i spóźnionym finale żegnam "Miasteczko G." z ulgą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji