Artykuły

Upiory

Jak wiadomo, Słowacki uległ przejściowo obsesji "mistrza" Towiańskiego. Odbiciem tego mistycznego okresu jest "Ksiądz Marek" i "Sen srebrny Salomei". Już w poetyckim tytule drugiego dramatu mieści się swoisty jego klimat: lunatyczny, a równocześnie rozjarzony purpurową łuną. Lunatyczny, bo akcją kierują czucia wewnętrzne, duchy, wróżby i sny, demonstrujące naukę mistrza o wyższym przeznaczeniu człowieka i jego walce ze złymi siłami, o niezmazanych winach i koniecznych karach pokutnych. Jest też w "Śnie" złowroga łuna bijąca od historycz­nej walki szlachty z hajdamaczyzną, która poruszała Słowackiego do głę­bi. Widział usprawiedliwienie buntu chłopa ukraińskiego w ucisku i sa­mowoli Lachów, ale bolał też nad dzikością odwetu, nad rzezią i ra­bunkiem. Gdyż ten wywołać musiał bezrozumną srogość i nie kończące się koło udręczeń. Stąd tragiczne perspektywy losów jednej i drugiej strony. Reprezentuje je w dramacie "towiańczyk" Pafnucy, rzecznik przebaczenia i pokuty, oraz Wernyhora, wróżący karę.

Wypadki sprawy polsko-kozackiej roz­grywają się w zasadzie poza sceną, a za­stępują je długie relacje świadków w stylu Calderona czy klasyków. Dla przy­kładu: relacja Pafnucego w akcie trze­cim wypełnia niemal połowę aktu. Pły­nące stąd trudności sceniczne pokonywa­no w przedstawieniu skrótami tekstu, przyspieszeniem mówienia lub zdialogowaniem i upostaciowaniem osób, o któ­rych mowa w podobnym opowiadaniu Sawy.

"Sen" nie należy do najlepszych utworów Słowackiego, bo i kon­strukcja dramatu wykazuje znaczne zawiłości. Poza tematem "politycz­nym" - siłą napędową akcji jest miłość i ręka Księżniczki. Związana jest ze Sawą tajemnym ślubem, którego consumatio zawisło od spełnienia wróżby Wernyhory. Warunki wróżby są jednoznaczne z klęską ko­zacką. Ta okoliczność stawia boha­terkę poza akcją, w pozycji wycze­kującej i biernej. Para polsko-ukraińska: Księżniczka-Sawa jest już druga w dramacie, wcielająca myśl poety o pojednaniu, tu - przez symboliczne małżeństwo. Pozostałe funkcje dramatu, stanowiące o roz­woju intrygi, wciela karmazyn kre­sowy, chcący syna wyswatać za Księżniczkę. Ten zaplątał się w uwiedzenie Salusi, córki przyjaciela ojca, drążkowego szlachetki. Kom­plikuje perypetie Semenko, nieprze­jednany wróg Lachów i przywódca rebelii.

Jak widać, każdy jest tu związany z każdym, a że los każdego jest jakby osobnym dramatem, wynika stąd niezwy­kła zawiłość akcji. Ma ona ilustrować łańcuch win i kar. Ważną rolę gra w dramacie symboliczny przedmiot - po­dobnie jak w "Balladynie" korona. Jest nim pierścień rodowy - pokusa, która straszy Księżniczkę, jako symbol oby­czajowości szlacheckiej. Pragnie go odrzucić i zamienić na prosty pierścionek chłopski. Wyjawia się w tym jej skłonność do Kozaka Sawy, choć musi po­konać swą odrazę do jego gminnego po­chodzenia. Pierścień powraca do niej po długiej drodze, towarzyszącej jak nitka Ariadny wypadkom, dziejącym się za sceną.

W akcji sporo jest efektów melodramatycznych, więc podsłuchy i podrobie­nie listu, przebrania, śluby potajemne i oszukańcze, zaginione papiery, trafem odnalezione, a także okropności, jak trup na scenie i trumna z Salusią w letargu. Szczęśliwie stonowano te wybujałości w przedstawieniu.

Niemniej urzeka w "Śnie" aromat poezji i ona to pokrywa braki. Gra magia obrazowania i urok wersyfi-kacji o skróconym dramatycznie ryt­mie, w którym mieści się soczysta mowa potoczna i kresowa gwara, a dialogi iskrzą się werwą i ariostyczną ironią. Niestety dialogi te, odcią­żające grozę dramatu, nie były w przedstawieniu wystarczająco uwy­puklone, a cięte riposty zbladły. Po­nadto przy ogólnym przyspieszeniu i gwałtowności mówienia ostały się jedynie echa rymów, a rytm zatarł się w zupełności.

Tekst określił reżyser taktownie, skracając jedynie przydługie ustępy, a nie opuszczając sytuacyj i nie zmieniając akcentów, jak to nieraz bywa.

Zostają wreszcie w "Śnie" posta­cie, świetnie zarysowane. Regimentarz, żywy portret i typ szlachcica, rycerskiego i prawego, ale tkniętego zarazą "kirkoryzmu", więc dzielno­ści, skłaniającej się już w kwietyzm i łączącej interes osobisty z publicz­nym. Grał go F. Pieczka z szeroką rubasznością i sobiepańską godnością - może ze zbyt wielkim nakładem głosu - dając postać pełną i krwi­stą. Szczególnie żywo wypadły przejścia od srogości do pokory, od spraw publicznych i pogrzebnych do prywaty i swatów.

Leona, godnego dziedzica spotę­gowanych wad ojcowskich, grał G. Kron zamaszyście i ogniście, może nieco fircykowato. A to niezły już szelma, choć przyznaje się do winy i kaja, przynajmniej w zamiarach. Znacznie on podlejszy od dworskie­go kozaczka Semenki, stepowego so­koła, którego przyrodzona żądza swobody porywa do buntu przeciw znienawidzonemu uciskowi i nie­woli. R. Kotas był w tej roli dziar­ski i zwinny, mówił z temperamen­tem, sprawnie i zmiennie na nutach buntu i melancholii. Zyskał też sym­patię i współczucie widowni dla nie­szczęsnej ofiary rebelii.

Spierałbym się o postacie niewieście. Najpierw Salusia. To ukraińska szlachcianeczka, której babką jest chłopka. Respektowa panna, szczyglica, co - nim szesnastu lat doszła - wybrała gacha i dała ze sobą poigrać. To dziecko krwi­ste o zdradliwych urokach płci, o które ojciec się boi, bardzo się boi. Uwiedzio­na i porzucona, ale ambitna sztuka, umie zagrozić niewiernemu kochankowi. Wy­dana w ręce Semenki, przeżywa wstrząs i letarg. To wszystko. Tymczasem owa krwistość gdzieś sie ulotniła, ujrzeliśmy postać białej rusałki o przestylizowanych gestech, jakiejś księżycowej panny, która W. Swaryczewska lunatycznie ściszyła, mówiąc półgłosem-półszeptem, mo­notonnie i nie zawsze zrozumiale.

Nieco lepiej było z Księżniczką. To ona, a nie Salusia jest postacią ta­jemniczą, jest wyróżnioną przez Wernyhorę "anielicą", obiektem zachwytów i swatów. Jest przy tym wykwintna i wielkopańska i drwiąca w stosunku do Sawy, ale czuje też odrazę do przeżytej szlachetczyzny. Jakaś chodząca poetyckość i wcielo­ny urok polskiej kobiety, może ma­rzenie poety o odświeżeniu rasy? Cóż ż tego uroku, Księżniczki ujrze­liśmy? A. Lutosławska stworzyła wdzięczną sylwetkę i wygrała nie­jedną sytuację. Jednak zbyt mało objawiła żywości i temperamentu w mówieniu, nie wyczarowała wszyst­kich walorów tej niezwykłej postaci. Wreszcie Sawa, pół-kozak, pół-Polak - jak orlica, mająca dwa ser­ca - objawiał w wykonaniu F. Matysika stepowy temperament i zamaszystość oraz zadziwiał ferworem mówienia. Spośród pomniejszych ról wymienić trzeba E. Luberadzkiego w niebezpiecznej roli Wernyho­ry. Luberadzki ustrzegł się niebez­pieczeństw łatwego szablonu, był groźny i tajemniczy bez przesady, mówił tekst bardzo dobrze i dobit­nie, sugestywnie.

Przedstawienie grano na szczęście bez większych "modernizmów", uważanych za obowiązek wobec tra­dycyjnego repertuaru - grano naturalistycznie i z dużą ekspresją, uzy­skaną przez wyraźne kontrasty w ustawieniu postaci, optycznym i słu­chowym. W części trzeciej przedsta­wienia nastąpiła wyraźna, ożywcza mobilizacja, różniąca te sceny od poprzednich.

Ubiory, jedne rysowały sylwetkę po­staci w jej zasadniczych cechach wyglą­du z dobrym wyczuciem barwy i kształ­tu. Inne wypadły wręcz sieroco i ze szkodą dla aktorów, jak niefortunna Salusia, jak Sawa, kozacy i rezuny - lub towarzysze pancerni, znani tylko z afi­sza. Natomiast dwa wypotworzone hełmy i skrzydła husarskie dominowały suge­stywnie nad sceną, zmiennie oświetlane i rzucające groźne cienie na horyzont. Do wytworzenia nastroju przyczyniały się abstrakcyjne i koszmarne elementy dekoracyjne spuszczane z góry lub wy­suwane z boków. Sprzęty zastąpiono kubicznymi bryłami. Wynikła stąd sprawna zmiana miejsc gry, jednak z niejakim zu­bożeniem wątku lirycznego, któremu brakło podparcia w optyce sceny. Trud­no było w tych warunkach wywołać na­strój nocy księżycowej, śpiew słowika lub tym podobne podniety, konieczne dla po­budzenia wyobraźni prostych zjadaczy chleba.

Muzyka wprowadza ostrzegawcza sygnały akordowe, także melodycz­ne, tłumiąc czasem wygłoszenie tek­stu. Szkoda, że nie uwydatniono łą­czności "Snu" z Wyspiańskiego "We­selem". Jedynie mała scena mimiczna przywołała te skojarzenia.

Przedstawienie "Snu" nie jest świetne, ale uczciwe i po pewnym "dotarciu" uzyska zapewne swoją nośność. Zasługą Teatru Ludowego jest ambitny wysiłek w zrealizowa­niu tego trudnego dzieła - "ad maiorem poetae gloriam".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji