Artykuły

Kawaler bez róży...

"Kawaler srebrnej róży" w reż. Guntera Mayra w Operze na Zamku w Szczecinie. Pisze Maciej Deuar w Kurierze Szczecińskim.

Jedno z najpiękniejszych dzieł w literaturze operowej - "Der Rosenkavalier" Richarda Straussa (nie mającego nic wspólnego z "tymi" Straussami od wiedeńskich walców) - ujrzało światła rampy w Operze na Zamku. Była to pierwsza realizacja tego arcydzieła w powojennym Szczecinie i jedna z nielicznych na polskich scenach w minionych latach. Z tego przede wszystkim względu należy pochwalić szczeciński teatr za tak śmiały krok. Jednakże nawet najbardziej życzliwe kibicowanie ambitnym poczynaniom nie zwalnia nas od oceny strony muzycznej i teatralnej. A tu już nie było tak optymistycznie.

Najpierw pospiesznie odprawmy chałupniczo wydzierganą stronę teatralną złożoną z przenośnych zastawek, kostiumów i oświetlenia, co do których smaku plastycznego i gustowności wypada się spierać. Oczywiście, można wystawić operę w sposób tradycyjny do bólu, jak i tzw. nowoczesny. Problem w tym,

z godną uznania kompetencją: nie prowadziła głosu za szeroko, nie demonstrowała zbyt głębokiej emisji (która niekiedy niweluje wspomnianą konwersacyjność partii wokalnych w "Kawalerze"), ale swoboda brzmienia i siła jej głosu oraz barwa zapewniały słuchaczowi pełny komfort. Dobrym punktem obsady był również doświadczony w tym repertuarze Paweł Izdebski w roli barona Ochsa. Lubica Gracova, choć obdarzona odpowiednim do partii Octawiana młodo brzmiącym mezzosopranem, nie zawsze panowała nad timbrem, zdarzały się też nieczystości intonacyjne. Nieporozumieniem było obsadzenie Katarzyny Oleś-Blachy w roli Sophie wymagającej mocniejszego głosu lirycznego. "Der Rosenkavalier" to dość "wredna" partytura dla dyrekcji każdego teatru: mniejsze role też muszą być obsadzone "luksusowo", tj. artystami o wysokich umiejętnościach wokalnych.

Strona muzyczna przedsięwzięcia prezentowała się troszkę lepiej. Dzieło Straussa wymaga tzw. wokalistyki "konwersacyjnej" - ogromne znaczenie ma więc odpowiednie powiązanie nieskazitelnie podawanego tekstu z frazą muzyczną. Mniejszą rolę odgrywa tu jakaś wyjątkowa barwa głosu i wirtuozeria techniczna (z wyjątkiem błyskotliwego cytatu z tradycyjnej opery włoskiej pod postacią "Śpiewaka włoskiego"), a większą muzykalność, subtelne frazowanie, wewnętrzny blask. Obsada szczecińskiej premiery była bardzo nierówna: między wykonawczynią partii Marszałkowej - Beelą Müller a pozostałą obsadą istniał łatwo zauważalny dystans. Niemiecka śpiewaczka wykonała swą rolę

ale wymaga błyskotliwego popisu. Wykonawcę tego "popisu" miłosiernie pominiemy milczeniem.

Warstwa orkiestrowa w dziele Straussa jest gęsta, pulsująca, wymagająca operowania barwą, rytmem (ktoś powiedział o "Kawalerze", że to jeden wielki wiedeński walc) - jej fragmenty bywają określane niekiedy obrazowo (np. "spadające płatki róży"). Orkiestra pod batutą Warcisława Kunca robiła, co mogła: były fragmenty zupełnie do przyjęcia, były i wbijające w fotel bynajmniej nie z zachwytu. Tak czy owak, to bardzo duże wyzwanie dla orkiestry szczecińskiej Opery- i dobrze, że je podjęła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji