Artykuły

Konfrontacje Teatralne zakończone

Koniec IX Międzynarodowego Festiwalu Konfrontacje Teatralne w Lublinie obserwował Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej-Lublin.

Już tylko trzy spektakle: lubelski "Trans-Atlantyk", "Ślub" toruńskiego Teatru im. Horzycy oraz "Pamiętnik" Teatru Dramatycznego z Warszawy ukazują, w jak bardzo różny sposób można interpretować twórczość Witolda Gombrowicza. A spektakli zobaczyliśmy prawie 30. Konfrontacje Teatralne zakończone

Dziewiąte Konfrontacje Teatralne, festiwal w tym roku poświęcony twórczości Witolda Gombrowicza - przeszedł do historii. Przede wszystkim festiwal pokazał potencjał interpretacji tkwiący w tej twórczości. Natomiast trudno ocenić, do jakiego stopnia pojawiły się odczytania radykalnie nowe czy nowe pomysły inscenizacyjne. Takim spektaklem, który po konfrontacyjnej premierze wymaga jednak trochę wyszlifowania, jest znakomity "Trans-Atlantyk" Provisorium i Kompanii Teatr, który aż kipi dynamiką i czaruje aktorstwem. Ta realizacja - bardzo śmiała i pełna pomysłów inscenizacyjnych - zaprzecza opiniom, że nie ma podziału na teatr repertuarowy i awangardowy. Z pewnością wielkim - a zarazem najdłuższym z pokazanych, bo aż 210-minutowym przedstawieniem jest "Ślub" Teatru im. W. Horzycy w Toruniu. Pozostaje w pamięci monumentalne i niemal metafizyczne aktorstwo Vladasa Bagdonasa, klimat nierealności, jaki stwarza spektakl. Natomiast "Pamiętnik" Teatru Dramatycznego w Warszawie imponuje kameralnością, delikatnością w prowadzeniu gombrowiczowskich wątków, prostotą środków wyrazu.

Przywołajmy jeszcze, że publiczność radosnym uśmiechem komentowała spektakl lalkowego La Machine z Francji, kręciła nosem na niemiecki Otrajekt, zachwyciła się słowackim teatrem Mladinkso, który przywiózł "Ślub"...

Kiedy zamykaliśmy to wydanie "Gazety", rozpoczynał się nocny spektakl amerykańskiego teatru Pig Iron oraz niemieckiego Musik der Jahrhunderte. A więc program tegorocznych Konfrontacji był obfity, "nabity" do tego stopnia, że jeden widz nie był w stanie zobaczyć nakładających się na siebie spektakli, dzięki czemu publiczność, jak to jest wszędzie na świecie, została zmuszona do wyboru i selekcji. Taka obfitość repertuarowa jest zasługą dyrektora Janusza Opryńskiego, komitetu festiwalu, jego biura oraz komitetu Roku Gombrowiczowskiego. Gombrowicz nie jest autorem łatwym, gładkim w czytaniu i interpretacji, stąd podjęcie się misji tak szerokiego pokazania jego twórczości na prowincji - jest nie lada wyzwaniem. Dobrze, że do tego doszło, bo okazało się, że na Gombrowicza mamy całkiem dużą chętkę. Festiwal zrobił dla jego popularyzacji niewyobrażalnie wiele. Cieszyły imprezy okołofestiwalowe, pogłębiające obecność Konfrontacji w Lublinie. Wystawa o autorze "Ferdydurke" na placu Litewskim cieszyła się zaskakującą popularnością. O dziwo, nikt się na nią nie zamachnął, nie pomazał plansz, nie połamał. - To jakby Gombrowicz wkroczył w sferę kulturowego sacrum - skomentowała sytuację młoda miłośniczka Melpomeny. A pomysł z pomnikiem Witolda i jego rozmową z marszałkiem Piłudskim - iście gombrowiczowski, palce lizać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji