Patriotyzm na klozecie
"Bitwa pod Grunwaldem" w reż. Marka Fiedora w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Paweł Sztarbowski w Newsweeku Polska.
"Bitwa pod Grunwaldem" w reżyserii Marka Fiedora to bolesne, choć momentami zbyt uproszczone studium polskiego patriotyzmu. Opowiadanie Tadeusza Borowskiego posłużyło reżyserowi do postawienia pytania o pojęcie tożsamości narodowej, budowanej na powierzchownych gestach i wyświechtanych symbolach. Miejscem akcji jest obóz dla dipisów, czyli więźniów uwolnionych w 1945 roku z kacetów. Znajdują się oni w trudnej sytuacji: za nimi wojna, zagłada, przed nimi niewiadoma ze względów politycznych przyszłość, a teraźniejszość zabójczo nudna. W groteskowej scenie akademii zorganizowanej ku pamięci zwycięstwa pod Grunwaldem dziewoja z blond warkoczem wyśpiewuje "Bogurodzicę", a dwóch mężczyzn odgrywa obronę ojczyzny, po czym jeden z nich siada na kiblu i wygłasza płomienne hasła o jedności narodowej. Zwieńczeniem wszystkiego ma być symboliczne spalenie kukły oficera SS. Największym mankamentem spektaklu jest słabe aktorstwo. Zadaniu postawionemu przez reżysera nie podołali przede wszystkim Krzysztof Skonieczny (w roli Tadka) i Monika Obara (Nina). Sceny miłosne z ich udziałem, które powinny być kontrapunktem dla sekwencji dotyczących spraw narodowych i politycznych, to niestety pokaz teatralnej sztampy.