Artykuły

Trzecie pokolenie mówi Grossem

"Nic co ludzkie" w reż. Pawła Passiniego, Piotra Ratajczaka i Łukasza Witt-Michałowskiego na Scenie Prapremier InVtro w Lublinie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Spektakl "Nic co ludzkie", nawiązujący do problemu polskiego antysemityzmu, to dowód, że książka "Strach" Jana T. Grossa nie musi dzielić. Może też służyć do budowania poczucia tożsamości.

Trzecie pokolenie to wnuki ocalonych z hekatomby II wojny światowej. I paradoksalnie to oni - niemający z tego okresu żadnych wspomnień; mogliby mówić "to mnie już nie dotyczy" - zaczynają otwarcie pytać o Holocaust, zbrodnie sąsiedzkie, antysemityzm. W Izraelu proces ten toczy się już od lat. Wcześniej sami ocaleni właściwie nie mieli pełnego głosu - najpierw nękani przez syjonistów wyrzutami "Daliście się powybijać!", a po procesie Adolfa Eichmanna, gdy wyszły wszystkie okropności i banalność Holocaustu - często ogarniał wstyd, że przeżyli.

Ich dzieci chowały się z dala od tych tematów. Ich wnuki uczestniczą w wyprawach do obozów koncentracyjnych i zapełniają sale wykładowe Yad Vashem. Chcą wiedzieć. I artystycznie przetwarzają doświadczenia starszych, które choć sami tego nie przeżyli, zadecydowało o ich tożsamości. Właśnie o takich pytaniach, jakie trzecie pokolenie zadaje ocalonym z Holocaustu opowiadał goszczący w zeszłym roku w Warszawie spektakl "Uśmiech szczura" izraelskiego Teatru Cameri.

Trudne pytanie zadaje się też w Polsce, gdzie ze względu na niezwykłą złożoność polsko-żydowskich stosunków "trzecim pokoleniem" nazwać można zarówno wnuki uczestników pogromu, jaki i wnuki sprawiedliwych wśród narodów świata za ratowanie Żydów.

W dniu gdy do księgarń trafiła głośna książka Jana T. Grossa "Strach", sprawą skomplikowanych stosunków polsko-żydowskich zajęli się młodzi artyści, założyciele lubelskiej sceny prapremier In Vitro.

Trzej reżyserzy - Łukasz Witt-Michałowski, Paweł Passini, Piotr Ratajczak oraz dramaturg Artur Pałyga wraz z grupą młodych artystów z całej Polski zajmowali się tym tego lata na warsztatach "Sztuka Dialogu" Tadeusza Słobodzianka w podlubelskim Nasutowie.

Wizyta w obozie na Majdanku, rozmowy z Grossem, psychologami, historykami, Anną Bikont (autorką książki "My z Jedwabnego") zainspirowały ich do pracy nad spektaklem tryptykiem "Nic co ludzkie".

Pierwsza część - "Ofiara" (reż. Passini). Młoda gwiazdeczka medialna (Julia Krynke) nie wie właściwie, kim jest, czuje się jak bohaterka jakiegoś spisku. Przez całe życie towarzyszyły jej komentarze "ma pani biblijne oczy", "oddycha pani nieortodoksyjnie, porusza się jak ktoś nie stąd". W końcu w środowisku pojawia się fama - Żydówka. Gdy dociera do wsi swego urodzenia, jej przypuszczenia się potwierdzają. I co ma teraz zrobić? Wycofać się z żucia publicznego? Zatajać? Iść do synagogi?

Passini rozpoczyna oniryczną sekwencją. Aktorka porusza się powoli na tle wideoprojekcji, przypominając obrazek z karty tarota, literę alfabetu hebrajskiego, zawieszonego w próżni owada. Piętrzące się na scenie stosy krzeseł uruchamiają wyobraźnię, nasuwając skojarzenia z krajobrazem po bitwie, z gablotami pełnymi butów, okularów, włosów. Reżyser stopniowo rozwiewa jednak mistyczną atmosferę, mówi coraz ostrzej. Spotkania bohaterki ze znajomymi zmieniają się w farsę wzajemnego skrępowania, poczucie obcości wkrada się w relacje z najbliższymi. Dalej jest "żydoareobik", którym Julia i aktorzy z przyprawionymi brodami, drepcąc do dance'owego rytmu, na nowo definiują swoje ciało - jako ciało żydowskie ("Kolana! - Żydana! Ramiona! - Żydona!").

Czy to mieści się jeszcze w poprawności politycznej? Passini kompromituje "poprawność po polsku", pokazując, że reakcje ludzi z otoczenia gwiazdeczki nie wychodzą poza nieudolne, absurdalne próby pocieszania jej.

Z kolei Ratajczak zajmuje się podobnymi postawami w części "Świadek". Rozproszeni wśród widzów aktorzy stają się postaciami ze "Strachu" Grossa. Uczestnikami pogromu kieleckiego, którzy pomagali w mordowaniu znajomych lub okazali się zbyt przerażeni, by ich bronić. Albo Sprawiedliwymi Wśród Narodów Świata, którzy wyrzucają medale do kosza i boją się wyspowiadać polskiemu księdzu z tego, że ukrywali Żydów - czują, że nie dostaną rozgrzeszenia. Polakami, których antysemityzm to tylko wyraz patriotyzmu, a obojętność na losy Żydów wynika z potrzeby normalnego, pogodnego życia. Jedni są zmiażdżeni tragizmem wspomnień, inni - sympatycznie nieśmiali, bezrefleksyjni, asekuranccy.

Podczas ich opowieści kamera cały czas śledzi reakcje widzów, czyniąc z nich także ponownych świadków tamtych wydarzeń.

Relacje świadków nie mogą jednak pozostać spokojne i rzeczowe - w finale zmieniają się w wybuch. Artyści rzucają się z widowni na scenę, by tam podzielić się na grupy ofiar i oprawców, jak na tzw. terapii ustawień Hellingera.

Erupcją emocji jest także "Kat" Witta-Michałowskiego oparty na wspomnieniach więźniarki Auschwitz. Gdy wracała z obozu, wydała rozpoznaną SS-mankę rosyjskim żołnierzom. Dobry uczynek? Zły? Współczesne zdjęcie więźniarki, prawdziwej bohaterki wydarzeń, zatrzymuje się na ekranie, tymczasem aktorzy miotają się wokół rozłożonego na scenie materaca, bez końca powtarzając sekwencję: powrót - rozpoznanie na drodze - wybuch nienawiści - przybycie Rosjan - kaźń obu kobiet. Aktorzy poruszają się jak automaty, rzadko wtrącając coś do historii opowiadanej z offu przez narratora. Historii, która za każdym razem skończyć się musi tak samo.

"Nic co ludzkie" triumwiratu reżyserskiego to nie pierwszy spektakl o naszym sąsiedzkim antysemityzmie. W 1964 r. Jerzy Grotowski wtrącił ten wątek (tym bardziej bulwersujący, że prześladowcami Żydów byli żołnierze AK) w "Studium o Hamlecie". Pięćdziesiąt lat po pogromie z 1946 roku Piotr Szczerski wystawił w Kielcach spektakl "Spotkamy się w Jerozolimie". Ostatnio do wydarzeń kieleckich nawiązywał także Paweł Demirski w "Omyłce" (Teatr Powszechny w Warszawie, reż. Wojciech Klemm).

Dlaczego czytanie polskiego antysemityzmu przez pokolenie Klemma, Passiniego, Witta-Michałowskiego czy Ratajczaka miałoby być inne niż Bikont, Grotowskiego czy Grossa? Bo ci młodzi artyści zostali wrzuceni w świat ukrytych przyczyn i ich przerażających konsekwencji. Trzeciemu pokoleniu przez lata odmawiano odpowiedzi na pytanie "skąd przychodzimy?". Tym większa więc zachłanność, z jaką zabrało się za badania.

W "Ofierze" Passiniego pojawiają się zebrane w ulicznej sondzie wypowiedzi przechodniów. Stereotyp Żydów jako bogaczy wygryzających z pieniędzy i władzy prawdziwych Polaków, powtarza się w nich zaskakująco często. Brakuje tylko haseł "żydokomuna" czy "przerabiają chrześcijańskie dzieci na macę", czyli tych, które poderwały tłumy w Kielcach, Rzeszowie, Krakowie do pogromu.

W "Strachu" Grossa wiele cytatów pochodzi z książki Marii Hochberg-Mariańskiej "Dzieci oskarżają" o prześladowaniach żydowskich dzieci po wojnie. Czy wnuki także chcą oskarżać? A może wybaczać? A może wolą po prostu wiedzieć i samych siebie sprawdzać w obliczu tej wiedzy.

"Nic co ludzkie" to przecież spektakl o przytłaczającym dziedzictwie emocjonalnym i moralnym.

Dlatego książka Grossa przeznaczona jest przede wszystkim dla nich, a nie dla akademików z Jewish Studies. Dla tych, którzy na niej zbudują swoją tożasamość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji