Artykuły

Śląski spektakl nie tylko dla Ślązaków

"Polterabend" w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

W teatrach od Gliwic po Bielsko-Białą coraz więcej ostatnio sztuk o tożsamości i mikrohistorii. Także Teatr Śląski doczekał się wreszcie spektaklu na Dużej Scenie zagranego od pierwszego do ostatniego słowa gwarą - "Polterabend". Nie tylko dla Ślązaków.

"Świat przemijo, Ślonsk się traci, a w ślonskij mowie żyje dali duszo ślonsko" - można przeczytać w programie teatralnym "Polterabend". Ale to, co utracone na zawsze, w teatrze zyskać może drugie życie.

Cztery lata temu premiera "Cholonka" Janoscha w teatrze Korez rozbudziła apetyt publiczności na to, co śląskie. Powoli i z różnym skutkiem, ale na lokalnych scenach zaczyna dziać się coś ważnego - teatr staje się miejscem, w którym pyta się o tożsamość, o mikrohistorię regionu, odkrywa tajemnice wielokulturowych miast. W Teatrze Polskim w Bielsku-Białej powstał "Testament Teodora Sixta", a w komediowym ujęciu projekt "Intercity" - rzecz o relacjach polsko-czesko-słowackich. W Gliwicach oglądaliśmy "Wszyscy odchodzą w ciemność" - spektakl złożony z fragmentów autentycznych wypowiedzi zanotowanych przez socjologów podczas badań na śląskich wsiach. Na początku zeszłego roku na Scenie w Malarni profesor katowickiej ASP Jacek Rykała przygotował "Mleczarnię" poprzeplataną wspomnieniami o Sosnowcu. Wreszcie w sobotni wieczór Teatr Śląski doczekał się prapremiery na Dużej Scenie napisanej od pierwszego do ostatniego słowa gwarą.

Śląskość umiera. Więcej nawet - autor sztuki Stanisław Mutz przyznał przed premierą, że wraz z pewnym pokoleniem umarła na zawsze cząstka kultury regionu. Jego rodzinny, śląski dom pamiętany z dzieciństwa i młodości jest dziś zupełnie innym miejscem. Co pozostało? Gwara. Językowa pamięć, która ocala od zapomnienia. Mówię, więc jestem, bo to język decyduje o przynależności i tożsamości. Tragedia bohaterów "Polterabend" zaczyna się od wypowiadania słów i tego, co trzeba przemilczeć. Na przemian trzeba się zniemczać i spolszczać, aż w finale jeden z bohaterów - Jorg - pyta z trwogą: "A skąd my się teraz nauczymy ruskiego?", bo kolejni obcy maszerują przed oknem.

Jaki jest teatralny portret Ślązaków wg Mutza? Historia jest tak samo tragikomiczna jak u Janoscha. Rodzina i przeciętny dom z początku XX wieku, w którym na ścianach, obok Świętej Rodziny, pojawiają się kolejno portrety Hitlera i Stalina, w którym zmieniają się języki nuconych piosenek, a synowie tej samej matki giną na różnych frontach. O ile "Cholonek" Neinerta i Talarczyka cechuje żywiołowość, reżyser Tadeusz Bradecki w swojej inscenizacji o Śląsku stawia na statyczność, potok słów i teatralnych metafor. Dom zredukowano do rozległej drewnianej podłogi - pomnożonych teatralnych desek, na których w jednej rodzinie rozgrywa się dramat wszystkich Ślązaków. Śląski wszechświat zamyka się wokół drewnianego stołu i kopalnianego szybu na horyzoncie.

Wszystko inne zawarte jest w dialogu, który Mutz buduje z tego, co m.in. zapamiętał z własnego domu - żartów, przesądów, mądrości i tragedii. Choć spektakl jest zdecydowanie za długi i druga część może nużyć, sam fakt zaistnienia gwary na scenie jest wyjątkowo cenny. Wartością są też aktorskie kreacje, które sprawiają, że rodzinny, śląski portret jest jak żywy. Wiesław Sławik jako Jorg znalazł wiele subtelności między postacią surowego ojca, który jawnie karci synów, by w samotności boleć nad tym, że z kolejnych dzieci składa historii ofiarę. Fenomenalna okazała się Ewa Leśniak, która gościnnie zagrała rolę nestorki rodziny Tekli. Bezbłędnie łączy to, co duchowe i religijne, z prozą i wulgarnością codziennego życia. Partneruje im Alina Chechelska jako Berta - matka i żona, stawiająca ponad wszystko i ponad samą siebie rodzinę.

Ofiarowanie się innym staje się jednak śląskim przekleństwem. Bohaterowie "Polterabend" pozostają bierni wobec wielkiej historii. "Zwyrtne, ale strachliwe" - mówi Tekla o myszkach zamkniętych w pudełku, które raz czarne, raz białe wyłaniają się z ukrycia, w zależności od tego, kto trzęsie pudełkiem. Raz niemieccy, raz polscy, raz rosyjscy - Ślązacy są u siebie, a jednak wśród obcych.

Teatr Śląski doczekał się sztuki po śląsku, ale czy tylko dla Ślązaków? Nie, bo dla publiczności, która tu mieszka, śląskość może być czymś oswojonym lub nie, ale na pewno jest czymś bliskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji