Artykuły

Szajna czy Witkacy?

Żeby nie było nieporozu­mień, na afiszu i w progra­mie przedstawienie nazywa się "Witkacy". To nie sztuka Witkacego. Autorem jest Jó­zef Szajna, który na kanwie kilku utworów Witkiewicza snuje swoje myśli, uczucia, swoje niepokoje, przeżycia, swoje wizje teatralne. Snuje - to nie jest właściwe okre­ślenie. Raczej wybucha dyna­mitem rozszalałej wyobraźni plastycznej. Błądzi na ma­nowcach dygresji. Wiedzie wi­dza krętymi drogami niełat­wymi nieraz do odnalezienia. W sumie zaś stwarza swój własny świat teatralny z pro­blemami bynajmniej nieobo­jętnymi dla nas wszystkich. Świat narzucający się siłą wi­zji, szokujący gwałtownością i... mętnością środków wyrazu - do przyjęcia lub do odrzu­cenia.

Właściwie, omawianie tego przedstawienia z punktu widzenia "wierności Witkacemu", najtraf­niejszego pokazania na scenie jego sztuk, nie ma sensu. Nie o to szło przecież. A jednak... My­ślę, że w "Witkacym" Szajny jest bardzo wiele z Witkacego "praw­dziwego". Z jego idei, z jego at­mosfery, z jego poetyki. Jako motto przedstawienia mógłby po­służyć podany w programie cytat z Witkiewicza: "Na razie chcemy tylko podkreślić to twierdzenie, że w najbardziej potężnych, tragicz­nych, tragicznych lub wzniosłych chwilach w rozwoju narodów i społeczeństw, nie należy zapomi­nać o Sztuce, bo ze wszystkich przemijających wartości na naszej planecie ona okazała się najtrwal­sza".

W katastrofizmie Witkacego sztuka ulega zagładzie przez mechanizację i automatyzm, które gubią indywidualność ludzką. Tyrania rządzących (wraz z "tajnym komitetem propagandy upadku sztuki") niszczy sztukę, zwłaszcza no­wą, "zwyrodniałą", powala twórców na kolana, dba o bezmyślność szczęścia obywa­teli. Szajna pokazuje te idee Witkiewicza opierając się na tekście przede wszystkim sztuki "Oni", a także "Gyubala Wahazara", "Nowego wyz­wolenia" i "Szewców". Scenę na tle zgrzebnych ścian płó­ciennych obstawia, jak zwyk­le, manekinami, kikutami ludzkimi. Zapełnia spotwor-niałymi postaciami, gigantycz­nymi kukłami, wyolbrzymio­nymi rekwizytami. Świat po­sępny, szpetny, odarty z wszelkich uroków. Puszczony w ruch plastyczny. Malarskość, która tak mocno wybija się w sztukach Witkacego, została tu jeszcze po Szajnowsku spo­tęgowana, nadrealizm podnie­siony do niebywałej fantazji.

Z początku przedstawienie toczy się dość opornie, osiada na mieliznach, zanim się roz­kręci i rozwinie w serię obra­zów scenicznych o sugestyw­nej wymowie. Takim wymow­nym, świetnie steatralizowanym obrazem jest kończące część pierwszą palenie dzieł sztuki na stosie sporządzonym z gazet. W części drugiej obrazy te się mnożą aż w nad­miarze. Nie zawsze są wy­starczająco czytelne (np. nie rozumiem co znaczy scena z butami). W tej antologii z Witkacego można było zre­zygnować z pewnych frag­mentów, które albo nie łączą się z sobą w sensowną całość, albo powtarzają te same mo­tywy. Np. ani rusz nie mog­łem dociec, dlaczego artysta Bałandaszek z "Onych" za­mienia się w Króla Ryszarda III z "Nowego wyzwolenia". Szajna coś przez to chciał wy­razić, ale co? Co prawda Wit­kacy drwi z logiki - poza lo­giką artystyczną - i pod tym względem Szajna pozostał wierny autorowi, ale na ograniczeniu przedstawienie z pewnością by zyskało. I jeśli Witkacy myślał o teatrze cał­kiem innym niż ten, który panował za jego czasów; jeśli chciał dotrzeć do poznania i wyrażenia bezsensu "tajemni­cy istnienia" człowieka tra­gicznego i śmiesznego; jeśli starał się stworzyć "szok me­tafizyczny", jeśli politykę czy historiozofię mieszał z demo­nicznym erotyzmem; jeśli twierdził, że widz po wyjściu z teatru ma mieć wrażenie, że obudził się z jakiegoś dziw­nego snu - to Szajna zbliża się do realizacji tych dążeń.

Wszystko to tkwi w tym przedstawieniu, acz rozproszo­ne w chaosie nie zawsze sprawdzonym do jedności.

Szajnę wspiera znakomicie mu­zyka BOGUSŁAWA SCHAEFFERA. A aktorzy? Widać, że nie mają oni doświadczenia i obycia z te­go rodzaju przedstawieniami. Ala trzeba przyznać, że włożyli bardzo wiele wysiłku, żeby jakoś podo­łać trudnym zadaniom. Najlepiej wypadła, najmocniej trzymała się koncepcji całości trojka: EUGE­NIUSZ KAMIŃSKI - groźny, zwalisty, kukiełkowy tyran Abłoputo i Wahazar; ANNA MILEWSKA, jako Spika, zmieniona nie do poznania, doskonale chwytająca nowy styl gry; WANDA LOTHE-STANISŁAWSKA, jako kucharka Marianna. MARIAN OPANIA jako Bałandaszek (i Król Ry­szard III) z powodzeniem pokonał trudności akrobatyki, dał chy­ba maksimum starań i swych możliwości, ale niezupełnie przystawał do tej postaci, ANTONI PSZONIAK dość bezbarwnie za­grał Tefeuna, wroga sztuki, "za­łożyciela nowej religii Absolutne­go Automatyzmu". CZESŁAW ROSZKOWSKI jako Sajetan był co prawda w stylu swoim, a nie przedstawienia, ale stworzył mały klejnocik aktorski. Poza tym wy­stąpili: JOANNA JEDLEWSKA, KRYSTYNA CHMIELEWSKA, IRENA JUN, ALEKSANDRA KARZYŃSKA, SŁAWOMIR LINDNER, GABRIEL NEHREBECKI i inni.

Przedstawienie "Witkacego" jest także osobistym wyzna­niem artystycznym Szajny i wizytówką teatru, którego kierownictwo świeżo objął. Nie na darmo na rozsuwanych wrotach, które w tym przedstawieniu na scenie zastępują kurtynę, widnieje napis: Teatr Studio. W programie zaś cytuje się słowa Witkie­wicza :

"Co do mnie, potrzebowałbym drobnostki: 1) dobrej pracowni i dobrych materiałów, 2) własnego pisma dla przeprowadzenia dal­szej walki teoretycznej, 3) teatru, w którym mógłbym dokonać rea­lizacji moich sztuk teatralnych. Bez tego nie będę mógł wykonać zamierzonych planów i może cza­sem ktoś tego oprócz mnie będzie żałował".

Szajnie dano te możliwości (bo i w programie znalazł się teoretyczny manifest jego "teatru otwartego"). Nie bę­dzie więc można żałować za­przepaszczenia szansy, jak kiedyś w wypadku Witkace­go. Trudno powiedzieć, że to przedstawienie zaspokaja związane z tym nadzieje. Ale to początek. Zobaczymy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji