Artykuły

Gra, w której wszyscy są przegrani

"Drugie zabicie psa" w rez. Wiktora Rubina w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Katarzyna Kaczór w Expersie Bydgoskim.

Chodzi o kobiety? Nie, chodzi o pieniądze, a raczej o sztukę, bo łajdackie wybryki dwóch kumpli z "Drugiego zabicia psa" stają się artystycznym wydarzeniem. Teatr Polski w sobotni wieczór zaprosił widzów na ostatnią premierę roku. Ostatnia, dodajmy, że wybitna, premiera jest kolejnym udanym dzieckiem duetu Wiktora Rubina i Bartosza Frąckowiaka.

Marka Hłaskę nie dość, że czyta się świetnie, to ogląda się go również bardzo dobrze, zwłaszcza że aktorzy wybrani do tego spektaklu znakomicie wywiązali się ze swojego zadania.

Jakub ma zbyt starą i zmęczoną twarz do "tej" roboty, jest sporo po trzydziestce. Jego kumpel Robert wierzy, że stylizacja na Jamesa Deana zrobi wrażenie. I robi. Mocno wytarte jeansy, koszula z postawionym kołnierzykiem, zmierzwione włosy i motor. Czy niekochana, starzejąca się kobieta przejdzie obok takiego stajla obojętnie? Raczej nie. A w Tel Awiwie pełno jest samotnych kobiet. Żeby zdobyć ich dolary, wystarczy dobra nawijka, a o to zadba właśnie Robert, reżyser Jakuba. - Jestem looserem, nie mam nic - ćwiczy aktorstwo Jakub. - Wyjeżdżam niedługo na Bliski Wschód... - Źle! Zrób tu dłuższą pauzę! - poucza go Robert.

Plaża. Na jednym z leżaków wyleguje się Mary, ponętna blondynka. Jest w Izraelu z nieznośnym synem Johnem. Przyjechali spotkać się z ojcem chłopca, którego ten nigdy nie widział, a którego matka gloryfikuje. - Czy to miejsce jest wolne? - pyta modulowanym głosem Jakub i siada. - Nie - obojętnie odpowiada kobieta. Mężczyzna powtarza pytanie. - Cała plaża jest wolna - cedzi słowa blondynka. Rozpoczyna się gra, nawet gra z prawdą. Alkohol, "romantyczne" scenki, próby samobójcze, ckliwe historyjki o umierających matkach, o ogromnych długach...

Czy gra nie wymknęła się komuś spod kontroli? Tylko jedna osoba została właściwie wkręcona. Kto? Żeby to stwierdzić, trzeba iść na spektakl.

Ale nie tylko dlatego. Warto poznać fragment historii Marka Hłaski, jego życiową szamotaninę, nie zawsze "miłosne" gry.

Trzeba też zwrócić uwagę na aktorów. Marek Tynda gra czarnoskórego portiera, który staje się na moment "wonderfull" Louisem Armstrongiem, śpiewa. Wcześniej daje upust swojej wściekłości z bejsbolem w ręce, odzyskuje też przy okazji udzielanego "łomotu" wzrok - był ponoć niewidomy. Kolejna dobra kreacja tego zdolnego aktora. Zresztą cały zespół aktorów zasługuje na wielkie uznanie: Beata Bandurska, Anita Sokołowska, Michał Czachor, Mateusz Łasowski, Jerzy Pożarowski, Maciej Radel, Krzysztof Zarzecki.

Dobrze się stało, że reżyser znów bawi się konwencjami. Teatr miesza się z filmem, rzeczywistość z fikcją, komedia z dramatem... Na końcu rozwija się czerwony dywan, jesteśmy na oskarowej gali... Kiedy zaczyna się gra, kiedy się kończy, co jest prawdą, a co jej zaprzeczeniem?

Odpowiedzi na te pytania będzie pewnie tyle, ilu widzów pojawi się na tym świetnym spektaklu granym w Teatrze Polskim w Bydgoszczy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji