Artykuły

Historia przemocy made in Poland

"111" w reż. Tomasza Mana w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Grzegorz Giedrys w Gazecie Wyborczej - Toruń.

Ojciec, matka, córka i syn - 2 plus 2. Idealna polska rodzina. Tomasz Man w spektaklu "111" na scenie Teatru Horzycy pokazuje zagładę tego wymarzonego wzorca.

W sztuce Tomasza Mana mogłoby się przejrzeć wiele polskich rodzin. Tu nie ma patologii - ojciec zarabia, nie pije, a matka samodzielnie zajmuje się domem. Ten z pozoru sielankowy porządek na zawsze unicestwi zbrodnia - syn zamorduje rodziców.

W tym domu każde odstępstwo od codziennej rutyny, każde zachwianie tego stałego układu jakimś nieprzemyślanym aktem indywidualizmu, potęguje konflikt. Syn musi wrosnąć w schemat ojca, córka - we wzór matki. I nie ma od tego ucieczki. Rodzice przekazują dzieciom swoje niezrealizowane ambicje. Ojciec chce, by młody stał się twardym i oschłym mężczyzną. Za wszelką cenę musi się pozbyć swojej niezrozumiałej dla starszych wrażliwości. Dorośli nie pozwalają synowi na jakiekolwiek poszukiwania - nie może samodzielnie budować swojej tożsamości, nie ma prawa do własnych przekonań.

"111" ujmuje swoim minimalizmem. W spektaklu liczy się w zasadzie tylko tekst. Man oparł sztukę na rozwiązaniach zaczerpniętych spoza tradycyjnej dramaturgii. Można z pełnym przekonaniem stwierdzić, że blisko jej do scenariusza telenoweli - wszystko dzieje się poza sceną, a zdarzenia poznajemy jedynie z relacji bohaterów. Ich opowieść z różnych stron oświetla wątek syna. Wszyscy próbują dociec, dlaczego ten młody człowiek zabił swoich rodziców. Dochodzenie odbywa się na słabo oświetlonej scenie. Zwykłe lampy jarzeniowe rozjaśniają przestrzeń, która przypomina laboratorium lub sale prosektoryjne. Jedynymi dekoracjami jest rząd ław. W tych warunkach aktorzy grają niemal bez emocji, jakby znajdowali się na ledwo inscenizowanej pierwszej próbie do spektaklu. Gdy rozmawiają, rzadko patrzą sobie w oczy. Tak jak bohaterów, interesują ich tylko własne historie. Nie prowadzą dialogów, mówią w zasadzie jednym głosem.

W roli syna w toruńskim teatrze zadebiutował młody aktor Grzegorz Woś. Stworzył rolę inteligentną rolę. Jego postać jest rozpięta między przeciwnościami, nieprzewidywalna i oczywista - wzbudza zarazem odrazę i współczucie. Ciekawą rolę zbudowała też Matylda Podfilipska. Siostra w jej wykonaniu potrafi wziąć na siebie ciężar wychowania młodszego brata, jednak nie jest wolna od własnych lęków i chorób. Ojciec (Michał Marek Ubysz) i matka (Ewa Pietras) swoje postaci zbudowali w oparciu o schemat typowo polskiej patriarchalnej rodziny. Ich bohaterowie zmieniają się ze sceny na scenę. Bywają czuli i oschli, zaangażowani i nieobecni, pojednani i skłóceni ze sobą.

Man precyzyjnie pokazuje, że gotowość do zbrodni rodzi się w dzieciństwie. Ta decyzja dojrzewa w człowieku czasami z powodu pozornie błahego błędu rodzicielskiego. W oszczędnych realiach "111" biblijny nakaz "Czcij ojca swego i matkę swoją" staje się pustym sloganem. Autor spektaklu bierze stronę wrażliwego syna, który od ojca i matki domagał się jedynie zrozumienia. Man atakuje tym samym rodziców, którzy swój autorytet opierają na przewadze siły fizycznej, wieku i doświadczenia. Ojcowie są zdolni nauczyć swoje dzieci odpowiedzi tylko na jedno pytanie: "Dlaczego ludzie zabijają?". W "111" brzmi ona beztrosko i groźnie: "Czasami trzeba".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji