Artykuły

Targi Nowej Dramaturgii. Dzień trzeci

Gazetowa paplanina, zmieszana z bajeczną opowieścią, okraszona próbą czegoś. Oto Trzeci dzień Targów Nowej Dramaturgii w Radomiu. Pisze Ewa Hevelke z Nowej Siły Krytycznej.

Rozpoczął "De-Naturat" z warszawskiego Teatru Wytwórnia. Spektakl sióstr Fijewskich przedstawił problem tysięcy kobiet, które akceptują życie z pijakiem w charakterze męża, bo tego wymaga środowisko. Iwonka (Zuzanna Fijewska) musi zostać z ledwo trzymającym się na nogach, bezrobotnym Waldkiem (Robert Kosecki), bo jej matka wzięła pięcioletni kredyt na wesele, a ksiądz każe modlić się i wytrzymać. Poza tym, nie bardzo jest miejsce w domu rodziców. Przede wszystkim, będzie ich o jedno więcej, więc nie chodzi już o Iwonkę, tylko o przyszłość kogoś najważniejszego na świecie.

W macierzystym teatrze publiczność na przedstawieniu śmiała się z pijackich odzywek Waldka, a w Radomiu to rozbawienie było cichsze, bardziej stonowane. Reakcja nie zależała od poziomy gry aktorów, która był wyrównana i nie przejaskrawiała poruszanych problemów. Mimo wszystko jednak, po wyjściu z sali przychodziła w zasadzie jedna refleksja - ojej, jaki ten świat jest zły. "De-naturat" nie powiedział niczego, co nie byłoby już znane, przemielone we wszystkich mediach. W takim wykonaniu było to raczej odgrzewane danie bez specjalnego smaku.

W "111" Tomasza Mana nie mieliśmy rzeczywistości odwzorowanej w skali 1:1. Nie było mieszkania ze średniozamożnymi, przykładnymi meblami. Na scenie, w rzędzie siedzieli aktorzy, którzy odgrywali próbę czytaną dramatu o brutalnym morderstwie. Relacjonowali jak doszło do tego, że syn zastrzelił matkę i ojca. Gdzie popełnione zostały małe błędy. Kiedy podniesiono głos zbyt wysoko, kiedy zbyt mocno uderzono. Generalnie, to było dobre dziecko i przykładny dom. Tylko coś, między wierszami, między linijkami tekstu się rozsypało. Matka (Ewa Dałkowska) kochała jak na przeciętną matkę przystało, ojciec (Zdzisław Wardejn) też nie był potworem. Siostra (Anna Nykowska) kochała jak brata, a on (Jakub Kamiński) jak siostrę.

"111" byłby może bardziej wstrząsający w swej wymowie, bardziej wydobywał dystans jako formę ochrony przed poruszanym tematem, gdyby jednak zrobiono rzetelną próbę przed prezentacją. Uniknięto by wówczas problemów typu; kiedy włączyć muzykę, kto po kim mówi. Ten papieros, na którego wymykali się aktorzy w czasie zaciemnień, nie byłby taki nerwowy, a i widzowie bardziej by się przejęli i zamyślili nad przesłaniem spektaklu dłużej niż chwilę potrzebną na dotarcie do bufetu.

Wydarzeniem wieczoru był kolejny spektakl z Łaźni Nowej. Po raz trzeci w czasie tego festiwalu zobaczyliśmy na scenie tych samych aktorów (po "Wlotce.pl" i "Kochałam Bogdana W.") w "Krwawym weselu" na podstawie Garcii Lorki. Przepisanie "Krwawych godów" na orkiestrę cygańską, partie ludzkie i zwierzęce można w sumie nazwać nową dramaturgią. Oniryczna, barwna scenografia, wizualizacje, czerwony cygan, biała panna młoda, grzechy ojców i synów. A wszystko komentowane onomatopeicznie przez ptaki, świadków tragicznych wydarzeń i według tradycji romskiej kolejne inkarnacje duchów ofiar. Widownia mogła odetchnąć na bajce dla dorosłych od ciągłego gazetowego przytaczania kolejnych problemów społecznych, politycznych. Dlatego aktorzy zebrali gromkie brawa.

Krótką i zmęczoną owacje otrzymała Katarzyna Pawłowska z Teatru Porywacze Ciał, która przedstawiła "OUN". Jej półtoragodzinny manifest przedstawiający kolejne stany emocjonalne był na wpół improwizowany, opierał się na bezpośrednim kontakcie z widzem. Aktorka chciała wyeliminować dystans. Kazała widzom trzymać wstążki, czytać teksty, zwracała się do nich bezpośrednio. Najlepiej znajdowali się w tej sytuacji aktorzy siedzący na widowni, którzy szybko reagowali elementarnymi zadaniami aktorskimi na zadany temat.

W medycynie OUN to Ośrodkowy Układ Mózgowy. W spektaklu to obwód, czyli wszystkie nerwy, które odpowiadają za kontakt człowieka ze światem. A co odpowiada za kontakt widza z aktorem? Pawłowska próbuje zbadać jak daleko te dwie osoby mogą się poznać w trakcie spektaklu. Aktorka odgrywa kolejne stany emocjonalne euforii, zwątpienia, fobii. Opisuje życie wewnętrzne, balansuje na granicy prywatności, mówi własnym tekstem wprost do widza. Sprawdza jak daleko może się "zagrywać" i jak daleko może poznać odbiorcę. Dlatego zadaje mu pytanie o bajki z dzieciństwa, nazywa jego lęki, komentuje zachowanie. Spektakl jednak tego wieczoru nie złożył się w całość. Przez pierwsze pół godziny taka niekonwencjonalna konwencja teatru zaciekawiała. Później jednak nie bardzo było wiadomo, dokąd zmierzamy, więc sala powoli zaczęła pustoszeć. Koniec został ogłoszony w zasadzie bez pointy, co być może miało swój cel, ale po dwu godzinach chaosu nadszarpnęło nerwy czyli OUN.

na zdjęciu: "De-naturat" w reż. Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji