Artykuły

Przerażający portret rodziny

"111" w reż. Tomasza Mana w Teatrze im. Horzycy w Toruniu. Pisze Mirosława Kruczkiewicz w Nowościach.

Kilka przedstawień powstałych w ostatnich dwóch sezonach w toruńskim Teatrze im. Horzycy układa się w jedną opowieść. Od "Plaży" Asmussena poczynając, przez "Dwa i pół miliarda sekund" Becketta, "Pakujemy manatki" Levina, "Ostatniego tatusia" Walczaka po najnowsze "111" Tomasza Mana, teatr opowiada o samotności. Samotności w związku dwojga ludzi, samotności umierania, samotności dziecka w świecie dorosłych.

111 złotych to cena pistoletu, którym pewien chłopak zabił rodziców. To także szczególna cyfra - złożona z samych jedynek. Tak pojedynczy i osamotnieni są bohaterowie tej sztuki: ojciec, matka, córka i syn. Ten ostatni nie umie odnaleźć się w świecie ludzi pozbawionych empatii, poradzić sobie z niezrozumieniem i ze złem, które ostatecznie staje się jego rozpaczliwą odpowiedzią na nieprzyjazny świat.

Reakcje rodziców na wszystko, co robi syn są nadzwyczaj powierzchowne i nieadekwatne. Zniszczył płaszczyk, bo wstydził się, "dziewczyńskich" ozdób? Lanie. Lubi bawić się żołnierzykami? Ojciec zapisuje go do koła łowieckiego. W ferworze zabawy w wojnę mały podpala dywan? Żołnierzyki lądują w śmietniku. Zapuszcza włosy? W nocy, gdy śpi, trzeba je obciąć. Rozmawia ze świadkami Jehowy? Awantura, wszak, jesteśmy wierzący". Uderzył matkę? Ojciec bije go, łamiąc żebra... Patologiczna rodzina? Skąd. Matka jest nauczycielką, rodzice troszczą się o dzieci, syna prowadzają do psychologa. W tej doprawdy strasznej opowieści jest jaśniejszy aspekt: siostra zdaje się brata rozumieć. Słusznie bierze jego pomysły za próby szukania miejsca w świecie i nawiązania kontaktu z ludźmi. Ale siostra (gra ją Matylda Podnlipska, najbardziej sugestywna w aktorskim kwartecie) wyprowadza się z domu.

Na jednej ławie

Tytuł "111" odzwierciedla także konstrukcję sztuki: postaci wypowiadają po jednym zdaniu, przerzucając się nimi. Te strzępy wspomnień składają się na relację z wydarzeń. We fragmentarycznej a wstrząsającej opowieści o życiu niedostosowanego chłopaka razić mogą jedynie wypowiedziane przez niego na koniec zdania - zbędne, patetyczne dopowiedzenie ("Widziałem i czułem więcej niż inni. To nie ja chciałem się urodzić".).

Lakonicznej relacji z wydarzeń towarzyszy oszczędna inscenizacja. Na ciemnej scenie stoi jedyny sprzęt - drewniana ława. Postaci mówią, siedząc na niej, czasem z niej wstając. Nieco słuchowiskowa forma przedstawienia jednak nie nuży, dzięki aktorom (Ewa Pietras, Matylda Podfilipska, Michał Marek Ubysz, Grzegorz Woś), którzy - wspomagani przez pulsującą muzykę grupy Karbido - potrafią zbudować narastające napięcie.

Polecam, ale - szczerze mówiąc - czekam już na to, by toruński teatr tonację moll zamienił na dur.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji