Artykuły

Sperma na deskach

"Wyścig spermy" jest spektaklem tak skrajnie postmodernistycznym, że ogląda się go niczym film pornograficzny. Niby pała mi stoi, ale co reżyser chciał powiedzieć, tego nie rozumiem - o spektaklu "Wyścig spermy" w reż. Macieja Kowalewskiego w Teatrze Na Woli w Warszawie pisze Robert Jaruga w Nie.

Ostatnio warszawian zbulwersował "Wyścig spermy". Zwłaszcza słowo sperma - w mniemaniu i ocenie dyrektora Miejskich Zakładów Autobusowych - może obrażać moralność obywateli, jest kontrowersyjne i dlatego zakazał reklamy "Wyścigu..." na autobusach. Tym samym pierwszy szofer stolicy stał się autorytetem moralnym i ekspertem, a zarazem władcą tego, co obraża.

"Wyścig spermy" to komedia, a może tragedia - eksperci by nie doszli - ale w każdym razie sztuka dramatyczna Macieja Kowalewskiego wystawiana w Teatrze Na Woli. Aby zachęcić tubylców do uczestnictwa w spektaklu, teatr wykleił miasto 20 tysiącami plakatów. Ma się teatrowi zwrócić, jeżeli przyjdzie tylu erotomanów, co trzeba, i zapłacą 50 zł za bilet. Ponieważ od 100 lat nie byłem w teatrze, zaryzykowałem. Wziąłem nawet żonę.

Kanwą sztuki jest brytyjsko-niemiecki reality show polegający na tym, że championi wytrysku nasienia w sześciu kopulują rurę szklaną. Przez szkło i soczewki mikroskopu kamera rejestruje postępy plemników w rajdzie do jaja. Producent zwycięskiej spermy opuści studio czerwonym porsche. Mówiąc szczerze pomysł taki sobie, chociaż skoro ludzie ekscytują i się wyścigami psów i tracą fortuny na końskie gonitwy, dlaczego by nie. Być może uczciwie pracujących ludzi kole w oczy, że za wytrysk ktoś otrzymuje prezencik za 100 000 euro, których oni przez całe życie nie oszczędzą, a przecież też walą konia. Ale niezwykłość jest cudowna, a uczciwie pracujący, których są miliony, domagają się wszak cudowności.

Ów reality show, chociaż to propaganda rozrodczości, przecież tak bardzo rozsierdził dyrektora Teatru Na Woli dramaturga Kowalewskiego - jak on sam prawdziwie lub nieprawdziwie oświadcza - że swojej nienawiści do głupawych programów telewizyjnych dał wyraz w sztuce. Sztuka, która zdaniem Kowalskiego dowodzi, że Jan Paweł II Wielki wielkim Polakiem był, została przedstawiona do konkursu organizowanego przez Centrum Myśli Jana Pawła II. Nie wiadomo, żeby sztuka spotkała się z aprobatą jury konkursowego. Chyba jednak raczej nie, bo autor nie dowodzi w niej, aby postawa religijno-katolicka była jedynym sposobem dobrego życia przeżycia.

W sztuce gra sześć zmyślonych postaci, o których osobowościach świadczy już samo to, kim są:

Rajmund Hitler - Żyd, zawodowy żużlowiec, obywatel miasta Marktl, w którym urodził się obecny papież Joseph Alois Ratzinger.

Henryk Sienkiewicz - Amerykanin amerykański jak prezerwatywy Trojan, ale kochający Allacha i islamista.

Abdul Alibaba Nowak-Husajn - syn Polaka i Irakijki, katolik studiujący religioznawstwo w Warszawie.

Kim Dzong Hui - Chińczyk urodzony w Rosji z matki Koreanki, który w końcu wyemigrował do Japonii.

Paul McCartney - pedał i buddysta, syn albańskich emigrantów mieszkający w Paryżu.

Alex Schulz - obywatel rasistowskiego RPA, luteranin z polsko-niemieckiej rodziny zawartej w czasach wojny światowej, na dodatek bardzo bogaty, ale niemowa.

Gdyby takie organizmy istniały naprawdę, musiałyby być schizofrenikami istniejącymi w odizolowaniu od każdej kultury. Społeczeństwa postrzegałyby ich jako groźnych socjopatów. Hitleryzm nie znosił Żydów.

Luteranizm nie jest wiarą utożsamianą z Polakami. Islamiści są wrogami Ameryki. Rosjanie nie kochają Chińczyków, a zwłaszcza takich, co stają się Japończykami, bo tych nie kochają, gdyż ukraść im chcą Wyspy Kurylskie. Postacie te, których natura nie byłaby w stanie wykreować na tej samej zasadzie, na jakiej nie można skrzyżować psa z wielbłądem, a świnki z kanarkiem, przynajmniej w rezultacie zwykłego stosunku płciowego, powstały w głowie mistrza Macieja Kowalewskiego. Wszystkie z narcystycznym upodobaniem głoszą swoje cechy nadludzi, a każda dowodzi tego cytatami z Jana Pawła II. Aby było jeszcze zawilej, aktorzy odgrywają swoje kwestie w języku arabskim, albańskim, amerykańskim, niemieckim, chińskim, hebrajskim, jidysz, francuskim, koreańskim, rosyjskim i migowym. Pojęcie aktorskich kwestii, jeżeli się nie jest Janem Pawłem II - który znał ponoć 13 języków - jest możliwe tylko dzięki translacji wyświetlanej na teatralnych telebimach.

Po przydługim wstępie zamiast antraktu odbywa się występ dziecięcego chóru jasełkowego dyrygowanego przez samego diabła. Chór rozżala się nad ludzką bezpłodnością, co rzekomo może grozić wymarciem ludzkości. Piosnka piętnuje też przyczyny bezpłodności takie jak: alkoholizm, nikotynizm, prezerwatywy oraz tak zwaną bezpłodność urojoną będącą rezultatem pogoni za przyjemnością bez konsekwencji posiadania dzieci, strachu przed chorobami wenerycznymi oraz pędem do kariery.

Aby widzom było jeszcze trudniej, aktorzy odtwarzający rolę bohaterów wyścigu przeobrażają się w swoje własne plemniki, co teatralny kostiumolog osiągnął ubierając ich w białe kombinezony z kapturami. I teraz jest tak:

Plemnik Sienkiewicza twierdzi, że nosi geny przyszłego rekordzisty świata w wybałuszaniu gałek ocznych, który umrze przez ścięcie głowy w wykonaniu islamskich terrorystów.

Plemnik Husajna utrzymuje, że z jego materiału genetycznego powstanie człowiek, który nawiąże kontakt z cywilizacją pozaziemską i udowodni, że Pan Bóg to Latający Potwór Spagetti.

Plemnik McCartneya to - jak się okazuje - nie jest plemnik McCartneya, bo pedał McCartney spermę komuś ukradł. Jeżeli dojdzie do zapłodnienia, to urodzi się dziewczynka z rakiem kości.

Plemnik Huia jest radioaktywny. Pocznie zygotę, z której będzie piękna kobieta zdolna do przetrwania wojny nuklearnej.

Plemnik Żyda Hitlera po zapłodnieniu uczyni z jaja embrion, jaki przekształci się w prawdziwą WWW. BESTIĘ będącą zbrodniarzem gorszym od Hitlera. Tejże uda się zrealizować Holocaust.

Plemnik Schulza natomiast da ciało o skośnych oczach, które umożliwi kolejną inkarnację Jana Pawła Wielkiego.

W finale wszystkie plemniki docierają do jaja pobranego od starej raszpli, telewizyjnej spikerki, które zresztą zostało podmienione z właściwym jajem mającym brać udział w konkursie. Jajo wybrzydza, kaprysi, przebiera, zmienia zdanie - tak że rozjuszone plemniki dokonują zbiorowego gwałtu będącego finałem spektaklu.

Podobnie jak dramaturg Kowalewski wyznaję postmodernizm, żarliwie mniemając, że można łączyć wszystko ze wszystkim i przekładać niczym. Ale musi być z tego coś. Lubię obalać stare teorie tworząc nawet obrazoburcze hipotezy, ale nie po to, aby zaszkodzić komukolwiek. Jednak "Wyścig spermy" jest spektaklem tak skrajnie postmodernistycznym, że ogląda się go niczym film pornograficzny. Niby pała mi stoi, ale co reżyser chciał powiedzieć, tego nie rozumiem. Nie rozumiem, bo zwykle w takich filmach żadnej sensownej fabuły nie ma. W przypadku gdy moim ulubionym organem jest mózg, a nie narząd między nogami, wprawiony zostałem w pewne zakłopotanie.

Gdybym był prymasem, zabiegałbym, aby ów spektakl nie tylko był reklamowany w autobusach, ale i na tablicach ogłoszeń parafialnych. Każdy chwiejny w swoich poglądach około-kościelnych katolik powinien go obejrzeć. Księża wtedy mieliby dużo łatwiej przekonywać wiernych, że ten postmodernizm jest po prostu do dupy. Przed pisaniem kolejnej sztuki doradzałbym więc mistrzowi Maciejowi Kowalewskiemu, aby bez nadmiernej ekscytacji zwalił sobie gruchę. Swobodniej się komponuje, gdy sperma nie dopływa do mózgu. W każdym razie wizytę w teatrze w tym stuleciu mam już odfajkowaną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji