Artykuły

Kantora życie po życiu

Mówi się, że nic nie starzeje się tak szybko jak awangarda. Przypadek Tadeusza Kantora dowodzi, że teatr czasem żyje dłużej niż jego twórca. Jeśli dodać do tego ulotność sztuki teatru, ciągła popularność twórcy Teatru Cricot 2, musi zaskakiwać - pisze Paweł Sztarbowski w Newsweeku.

Na drewnianym podwyższeniu pośród fal stoi mężczyzna, który dyryguje morzem. Tak wygląda zdjęcie ze słynnego happeningu Tadeusza Kantora "Koncert morski" z 1967 roku. Od niedawna tym obrazem ozdobione jest także opakowanie chipsów Tyrrells, reklamowanych hasłem: "lekko solone solą morską". Producent wykorzystał dzieło artysty wbrew woli spadkobierców i byłaby to sprawa tylko dla prawników, gdyby nie potwierdzała, że choć Kantor był, jakbyśmy to teraz powiedzieli, artystą niszowym, wraca 17 lat po śmierci. Dwa lata temu w Zachęcie odbyła się wystawa "Tadeusz Kantor. Interior imaginacji", rok później w tej samej galerii myśl artysty stała się inspiracją ekspozycji "Teatr niemożliwy" na której jego dzieła zestawiono z twórczością Katarzyny Kozyry, Pawła Althamera, Roberta Kuśmirowskiego i Artura Żmijewskiego. Gdy do tego doliczyć edycję "Cricoteki", która właśnie rozpoczęła na DVD wydawanie spektakli i materiałów dokumentujących działalność twórcy, jego stałą obecność w TVP Kultura, trzytomową edycję jego pism pod redakcją Krzysztofa Pleśniarowicza oraz wydaną właśnie monografię Krzysztofa Miklaszewskiego "Tadeusz Kantor. Między śmietnikiem a wiecznością", okaże się, że autor "Umarłej klasy" jest medialny niczym Jan Klata.

Mówi się, że nic nie starzeje się tak szybko jak awangarda. Jeśli dodać do tego ulotność sztuki teatru, ciągła popularność Kantora, twórcy awangardowego Teatru Cricot 2, musi zaskakiwać. Czemu nie spotkało go to, co innych awangardzistów, którzy mieli swoje pięć minut, a dziś już mało kto o nich pamięta? Twórca zawdzięcza to przenikliwości. Potrafił w porę dostrzec kryzys swojej formacji, która z progresywnej stała się akademicka. "Ponieważ jestem duchem niespokojnym (...) postanowiłem sobie, że należy opuścić te tłumy pospolitego ruszenia awangardy" - powiedział kiedyś.

Kantor inspiruje współczesnych artystów, ponieważ był prekursorem łączenia różnych dziedzin sztuki. Marzyła mu się synteza teatru i plastyki. Uważał, że obraz można ożywić, przenieść go w przestrzeń za pośrednictwem aktorów. Takie były jego inscenizacje "Balladyny" i "Powrotu Odysa" z czasów wojny w konspiracyjnym Teatrze Niezależnym. W pełni te idee zrealizował w założonym w 1955 roku (wspólnie z Marią Jaremą i Kazimierzem Mikulskim) Teatrze Cricot 2. Ta nazwa jest anagramem wyrażenia "to circ", bo właśnie cyrkowe widowiska oraz nieme komedie braci Marx i Chaplina były jedną z głównych inspiracji artysty.

Obsesją Kantora było odrzucenie teatralnej konwencji. Twórca chciał, by jego spektakle były bliskie życia, ożywiały pamięć o miejscach i ludziach. Nieprzypadkowo patronem Cricot 2 był na początku Witkacy, który odrzucił gorset tradycyjnej dramaturgii. Kolejne przedstawienia Kantora inspirowane jego tekstami kontynuowały tę linię. Stopniowo twórca odchodził od tekstu Witkiewicza, czyniąc go jedynie punktem wyjścia dla działań scenicznych, które niekoniecznie musiała łączyć fabuła. W "Wariacie i zakonnicy" stworzona przez artystę "maszyna aneantyzacyjna" zagłuszała aktorów, w innych spektaklach ich kwestie nie miały nic wspólnego z tym, co działo się na scenie i często były prywatnymi przemyśleniami. Finałem tych poszukiwań były "Nadobnisie i koczkodany" z 1973 r., w których artysta wyraził ideę Teatru Niemożliwego. Spektakl rozgrywał się w szatni, do której aktorzy docierali niczym za kulisy, przynosząc tylko resztki sytuacji i tekstów. Oficjalnie bowiem przedstawienie było grane w niedostępnej dla widzów Sali.

Jeśli przyjrzeć się dzisiejszym działaniom czołowych polskich reżyserów takich jak Grzegorz Jarzyna, Krzysztof Warlikowski czy Jan Klata, widać, że odrobili lekcję z Kantora. W spektaklach robią wiele, by zakwestionować teatralną umowność.

"Artyści, którzy twierdzą, że wszystko w swojej sztuce sami wymyślili, to albo oszuści, albo... idioci" - powiedział kiedyś Kantor. Poza Witkacym inspiracji - malarskich, teatralnych, literackich - było w jego twórczości więcej. Kolejnym etapom jego artystycznych poszukiwań patronowali Wsiewołod Meyerhold, Witold Gombrowicz, Bruno Schulz. - Kantor głęboko tkwił w tradycji i znakomicie znał historię. Było mu to potrzebne, by z tradycją walczyć, a historię negować, czerpiąc z niej jednocześnie pełnymi garściami - mówi Krzysztof Miklaszewski, aktor teatru Cricot 2 i biograf artysty.

Z biegiem lat Kantor uczynił materią sztuki swoje życie. Najlepiej widać to w jego najwybitniejszym i najbardziej osobistym dziele teatralnym - "Umarłej klasie" z 1975 roku, inspirowanej prozą Brunona Schulza. To dzięki temu spektaklowi artysta stał się znany na całym świecie. A wszystko zaczęło się na Helu, gdy Kantor przez zakurzone szyby ogląda rzędy nędznych, szkolnych ławek w starej opuszczonej klasie. "Bardzo długo zaglądałem w głąb ciemną i zmąconą mojej pamięci" - zapisze potem. Ten widok otworzy artystę na temat pamięci i śmierci. "Umarła klasa" to spektakl, w którym teatr spotyka się z metafizyką. Kantor sięgnął w nim do dzieciństwa spędzonego w wielokulturowym miasteczku Wielopole Skrzyńskie, w rodzinie żydowskiego przechrzty. Swoją autobiografię, która jest jednocześnie opowieścią o polskiej prowincji, uczynił opowieścią zrozumiałą pod każdą szerokością geograficzną. Dla wszystkich jest przecież zrozumiałe, że ludzie w obliczu śmierci wspominają utracone dzieciństwo. Taką sytuację reżyser określił mianem "realności najniższej rangi". Scena, gdy grupa starców ubrana w pogrzebowe stroje próbuje zrzucić z pleców przyrośnięte lalki - trupki dziecięce jest jedną z najmocniejszych w historii polskiego teatru. Ten sam temat podjęty zostanie w kolejnych spektaklach z okresu Teatru Śmierci: "Wielopole, Wielopole" (1980), "Niech sczezną artyści" (1985), "Nigdy już tu nie powrócę" (1988) oraz w dokończonym przez zespół Cricot 2 po śmierci Kantora spektaklu "Dzisiaj są moje urodziny" (1991).

Kantor zawsze osobiście uczestniczył w swoich spektaklach, ale nie po to, by dyrygować aktorami. To był znak odpowiedzialności za dzieło. Opowiadał: "Ja muszę być obecny, tak jak przy rozstrzelaniu. Spektakl - dla mnie - jest podobny do egzekucji". - Kantor nie akceptował istnienia granicy między sztuką a życiem i nieustannie ją przekraczał - mówi Krzysztof Miklaszewski. Czy nie jest to kolejna idea wielkiego artysty, która wciąż jest mniej lub bardziej nieporadnie podrabiana? Paradoksalnie łatwo jest bowiem Kantora użyć i podrobić, np. w reklamie chipsów, ale wyciągnąć wnioski z jego dzieł potrafią nieliczni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji