Artykuły

Młodzi aktorzy w bajce z brodą

"Królewicz i żebrak" w reż. Dariusza Wiktorowicza w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Bogate kostiumy, liczne piosenki, choreograficzne popisy. Miała być wielka inscenizacja. Wyszła po prostu długa...

Decyzja obsadzenia "małolatów" w tutyłowych rolach okazała się więcej niż fortunna. Przecierałem oczy ze zdumienia. Julianowi Kacprzakowi (Królewicz Edward) i Jędrzejowi Gadule-Zawratyńskiemu (Tom Canty) gigantycznej energii i braku nawet śladowej tremy można tylko zazdrościć. To, że na scenie stawiają dopiero pierwsze kroki, zdradzają tylko mikroporty, które nagłaśniają ich głos na olbrzymią Dużą Salę Teatru Nowego. Reżyserowi Dariuszowi Wiktorowiczowi należą się gratulacje, że mimo wielu monotonnych prób nie zniszczył naturalnej ekspresji chłopaków.

Ale to jedyne gratulacje. Wiktorowicz wyreżyserował przedstawienie sprzed lat. Tu wszystko jest anachronicznie: groteskowe kostiumy, pseudo-parodystyczny ruch, łopatologiczna interpretacja spod znaku "gra-my-w-baj-ce", sceny zapychające dramaturgiczne dziury - czarowanie, pojedynki na szpady i kije, równie długie, co mechanicze. Gwoździem do nudy są zaś songi. Zwłaszcza zbiorowe pieśni żebraków, ustawione w stylu musicalu na West Endzie. Tylko że na West Endzie obsada rusza się i śpiewa. A tu - wiem, że może wydać się to niewiarygodne - panowie Jerzy Krasuń i Krzysztof Pyziak, którzy w pseudo-gospelowym finale mają wyklaskiwać rytm w synkopie, kompromitują się na całej linii.

Po drugie muzyka Włodzimierza Szomańskiego została nagrana wprost z plastikowego syntezatora. I świdruje uszy płaskim jazgotem, jak na plastikowy syntezator przystało. Skutecznie miesza się wokalem, czyniąc tekst niezrozumiałym.

Abstahując od stylu, pozostaje jeszcze kwestia sensu. Reżyser mnóstwo energii włożył w sceny, które mają nas przekonać, że babka, ojciec i dwie siostry nie są w stanie rozpoznać najbliższego krewnego. I tak mądra opowieść Marka Twaina zmienia się w nie bardzo mądrą komedię omyłek, w której nie tylko świat cały myli ze sobą dwóch różnych chłopców, nieco podobnych wzrostem i kolorem włosów.

Dwie możliwe, alternatywne interpretacje Twaina: markistowska (twój los zależy od tego, gdzie się urodzisz) i nietzscheańska (twój los zależy wyłącznie od ciebie) w ogóle nie są podjęte. Ich miejsce - po dwóch prawie godzinach - zajmuje finałowy banał w stylu Saint-Exupery'ego, że dobrze widzi się tylko sercem. Kompletnie bez sensu, bo właśnie sercem nikt w "Królewiczu i żebraku" do nikogo nie podchodził. Zwłaszcza reżyser do inscenizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji