Artykuły

Ona i on

"Małe zbrodnie małżeńskie" w reż. Marka Pasiecznego w Teatrze Małym w Szczecinie. Pisze Maciej Deuar w Kurierze Szczecińskim.

ERIC-EMMANUEL Schmitt - 47-letni francuski pisarz (m.in. "Oscar i pani Róża") - należy do najbardziej poczytnych twórców i chętnie wystawianych autorów teatralnych. Jego kawałki są zazwyczaj bardzo sprawnie skrojone, widać w nich erudycję, a zarazem przywiązywanie wagi do działającego na emocje niuansu. Problem w tym, że nazbyt często tematy i obserwacje Schmitta świecą światłem odbitym, zaś psychologiczne diagnozy wydają się dość uśrednione i powierzchowne. Nie inaczej jest w małej książeczce "Małe zbrodnie małżeńskie".

TEMAT "piekła męsko-damskiego" ma w literaturze bogate tradycje wyznaczone bodaj szczególnie przez nazwiska dwóch Szwedów - Strindberga i jego wielkiego spadkobiercę Bergmana. Obaj panowie tak dogłębnie i bezwzględnie wyświetlili nam wszystkie piętra małżeńskich wzlotów i upadków iż doprawdy trudno już cokolwiek dodać. Można co najwyżej powielać, np. w wersji bulwarowej ("Kto się boi Virginii Woolf?").

Schmitt wybrał drogę pomiędzy Bergmanem ("Sceny z życia małżeńskiego") a bulwarem, czyli dość bezpieczną. Akcję zredukował do minimum, tworząc coś w rodzaju powściągliwego kameralnego utworu na dwa instrumenty. Nie ma tu ani emocjonalnych bebechów, ani też przesadnie ciętych ripost czy wyniszczającego psychicznego boksu. Małżeński ring dostrzegamy pod warstwą spokojnej wymiany zdań, a taniec na cienkim małżeńskim lodzie jest tu bardzo niebezpieczny, ale zarazem nie beznadziejny. Bo Lisa (Joanna Matuszak) i Gilles (Wiesław Orłowski) próbują, być może, wskrzesić świeżość i intensywność dawnego uczucia, które po 15 latach małżeństwa obumarło. Obumarła też pamięć Gillesa po wypadku. Żona zabiera męża ze szpitala do domu i tam próbuje na nowo wzbudzić w nim emocje, a może wręcz narzucić mu własną wizję ich małżeństwa? Mistyfikacja ma jednak krótkie nogi i już wkrótce oboje muszą stawić czoła prawdziwej walce o uratowanie związku. Schmitt zdaje się mówić, że każdy związek składa się z drobnych upokorzeń urastających do owych "zbrodni małżeńskich". I konkluzja najbanalniejsza z możliwych: miłość i nienawiść dzieli wyjątkowo cienka linia i zapewne w każdym związku istnieją oba te emocjonalne bieguny. Pomiędzy nimi jest cała sfera drobnych emocjonalnych śmierci i zmartwychwstań.

Marek Pasieczny tworzy spektakl szlachetnie powściągliwy; jest on właściwie bardzo kameralną i intymną rozmową dwojga ludzi, a sprzyja temu przestrzeń Teatru Małego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji