Dotknięcie
Nie wiem czy jest sens pisać o teatrze, który nie wie co to słowo. Gdzie nawet myśl artykułowana jest kolorem, materią, dźwiękiem, lub może gdzie myśli totalnie ma. Naprawdę nie wiem, jak napisać o
spektaklu "Wilgoć" Sceny Plastycznej KUL Leszka Mądzika.
Jeżeli drogi Czytelniku zapragnąłeś kiedyś stając przed obrazem zatopić się w jego trzeci wymiar, jeżeli płótna na ścianach galerii, rzeźby lub kompozycje przestrzenne zamknęły ci się w grunt i horyzont i zapragnąłeś wejść tak jak stałeś, we wnętrze plastycznego dzieła, to teatr Mądzika daje ci tę szansę.
"Wilgoć" jest jak sen koszmarny lub fascynujący, jak kto odczuwa, z którego nie ma ucieczki. Z chwilą wejścia w "wór z folii", w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego, w ciemności tak doskonałej, że nie widać profilu siedzącego obok sąsiada, pozostaje już tylko "wkroczyć" w czarny tunel, w otwierającą się w przestrzeni wizję. Spektakl Mądzika jest bezapelacyjny. Dźwięki wdzierają się do mózgu, ciemności wnikają porami skóry, na koniec wilgoć czuje się za kołnierzem. Mądzik jest mistrzem suspense'u jak Hitchcock. Nie jest to sztuka pozwalająca na dowolność skojarzeń, grę intelektu, nie skłania, nie szepce, nie proponuje.
Dotyka. I trzeba odbyć tę podróż w mikrokosmos własnej jaźni i w makrokosmos materii, pustki i wieczności. W tym cały dramat.