Zdejmowanie masek
Swego czasu "Scena" (1977, nr 12) zamieściła wypowiedź Leszka Mądzika, kierującego Sceną Plastyczną Teatru Akademickiego KUL, pt. "Interesuje mnie człowiek uniwersalny". Jest ona tyleż kokieteryjna, co niejasna i polemika z nią wydaje się konieczna. Nie wyjaśnia bowiem Mądzik, co rozumie pod terminem "człowiek uniwersalny". Zdanie, że jest to człowiek "żyjący poza konkretną rzeczywistością" i problemy, z którymi się styka, również są odkonkretnione, jest pozbawione jakiejkolwiek wartości semantycznej. Już w tym miejscu trzeba oponować. Jak w takim, razie "robić" teatr w określonych warunkach społeczno-politycznych i dla kogo? Tego Mądzik nie powiedział. Oczywiście można odpowiedzieć, że nie musiał tego robić, bowiem mówi w spektaklach. Czy jednak decydując się na zwerbalizowanie swoich poglądów nie powinien ich w sposób zrozumiały i niesprzeczny dookreślić?
Sprzeczność w tej wypowiedzi daje się łatwo zauważyć. W jednym miejscu powiada autor tak: "... wszystko, czym dysponuję i zarazem wszystko, czego potrzebuję, by w każdym spektaklu stawiać człowieka wobec kolejnego problemu i zmuszać do refleksji". Dalej pisze: "tworzę go (człowieka) trochę jak ludowy rzeźbiarz, który posługuje się instynktem, działa na emocje, a nie intelekt". Niewątpliwie instynkt jest niezbędny przy jakiejkolwiek działalności artystycznej, ale określenie terenu działania (emocje) sytuują Scenę Plastyczną poza działalnością stricte teatralną.
Świadczy o tym najnowszy spektakl Mądzika pt. "Wilgoć" (scenariusz, reżyseria, scenografia - L. Mądzik, muzyka - J. A. Kaczmarek; premiera 23.IV. 1978). Po latach milczenia mieliśmy okazję zobaczyć nie tyle spektakl, ile wydarzenie czy pewną akcję plastyczną przy wtórze doskonałej muzyki. Rozpatrując ten wieczór z punktu widzenia plastyki trzeba stwierdzić, że "Wilgoć" jest chyba wydarzeniem najbliższym formule tego zespołu. Czy w takim razie mamy prawo mówić o działalności teatralnej? Chyba nie. Operowanie przestrzenią i ruchem, a także rezygnacja z anegdoty jako osnowy akcji oraz ze zbędnych, zdaniem twórcy, elementów i szczegółów prowadzi do niespójności, a obrazy łączone są na zasadzie odległych skojarzeń. Zabieg ten ma wyzwalać w widzu jedynie emocje, bez balastu intelektualnego. Do czego prowadzi taka działalność? Bo że do czegoś prowadzić musi, w to nie wątpię. Wystarczy posłuchać wypowiedzi po premierach. Czy jednak nie dajemy się ponosić emocji? Wydaje się, że idea i problematyka wydarzeń plastycznych Mądzika bywa dorabiana na dyskusjach popremierowych. Natomiast brak znaku słownego (który podobno zastępuje tu muzyka) pozwala na takie operacje. Pytanie: co Mądzik chciał powiedzieć - jest z gruntu bezsensowne w odniesieniu do działalności artystycznej; słuszniejsze wydaje się pytanie, co zostało powiedziane (może pokazane) i co się pokazywało? "Wilgoć" została niewątpliwie zrealizowana z dużym umiarem, bez zbędnych barokowych ozdobników. Możemy mówić o dużym ascetyzmie. Co jednak widz wynosi z tego wydarzenia? Przekonanie, że spektakle Mądzika są coraz trudniejsze i coraz mniej z tego można zrozumieć, nie jest chyba prawidłową reakcją. Dla kogo spektakle te Mądzik robi?
O ile ostatnie: "Ikar", "Piętno" i "Zielnik" niosły ze sobą pewną problematykę, która była dla wielu widzów bliska bądź zrozumiała, o tyle "Wilgoć" jest chyba zrobiona dla samego twórcy. W każdym razie jednorazowe obejrzenie spektaklu nie wystarcza. Czy w takim razie nie mamy do czynienia z wydarzeniem bliższym malarstwu niż teatrowi? Wielu zwolenników działalności Mądzika będzie twierdzić w obłędnym niemal chórze, że to teatr, ale czy nowość formalna o tym świadczy?
Szajna w teatrze "Studio" robi rzeczy podobne, nie rezygnując jednak ze słowa. Mądzik, pokrewny w swej działalności Szajnie (o kierunku odwrotnym nie może być mowy), rezygnuje zupełnie ze znaku słownego, co nie zawsze wychodzi mu na dobre. Pewne elementy scen w ostatnim wydarzeniu kojarzą się z poprzednimi. Oczywiście twórca powiada, że robi ciągle jeden spektakl, ale czy pewne powtórzenia nie wypływają z ograniczenia znaków kodu plastycznego? Jeżeli w dalszym ciągu Mądzik będzie rezygnował ze słowa, elementów powtarzających się będzie coraz więcej. W malarstwie taki cykl jest możliwy i sensowny, w teatrze - nie. W dyskusji po premierze pojawiło się sformułowanie o czystości formalnej zdarzenia plastycznego i to wystarcza, by stwierdzić rozwój malarstwa przestrzennego Mądzika. Jeżeli jednak mówimy o fenomenie Sceny Plastycznej w kategoriach teatralnych, to czystość formalna nie wystarcza, zawsze powstanie pytanie o stronę intelektualną.
Wydaje się, że mówienie o "Wilgoci" w kategoriach teatralnych nie będzie adekwatne, bowiem teatr musi oddziaływać - obok emocji - również na intelekt i zawsze będziemy żądali wyjaśnień słownych. Z większą słusznością mówić chyba można o ruchomym obrazie.
Biorąc pod uwagę powtarzalność części znaków użytych w poszczególnych spektaklach trudno dziś powiedzieć, czy "Wilgoć" pędzie początkiem nowej drogi, czy łabędzim śpiewem tego zespołu. Na odpowiedź będziemy przypuszczalnie czekali do roku 1980.