Artykuły

Niezgrabne, mądre Muminki

"Trzy opowieści z doliny Muminów" w reż. Krystyny Skansberg w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Dzieci się pośmieją, dorośli rozczulą. W Teatrze im. Węgierki - opowieść o słynnych cudakach, od których też można się czegoś nauczyć.

"Muminki" Tove Jansson to już klasyka literatury dziecięcej i książka nieśmiertelna - idę o zakład, że połowa dorosłych trzyma ją z sentymentu na półce. Dobrze, że w Węgierce w końcu muminkowe historie wprowadzono do repertuaru - bo to bajki dla teatralnej dziecięcej publiczności wymarzone: zabawne i przy okazji z morałem. Oczywiście można z Muminkami przedobrzyć - przekombinować, unowocześnić bez wyraźnej potrzeby itd. Na szczęście reżyserka spektaklu - również tłumaczka tekstu - Katarzyna Skansberg postanowiła Muminki zrobić po bożemu. Czereda stworzonek o obłym kształcie wygląda tu więc tak, jak zapamiętały je z książkowych rysunków kolejne pokolenia i takie też, jak u Jansson, mają przygody. Dosłowność okazała się zaletą.

Scenografię mamy baśniową w ładnych kolorach (Tatiana Kwiatkowska). Główny punkt na scenie to śmieszny domek z wieżyczką. Po scenie człapią aktorzy, niemal wszyscy skryci w kostiumach wyściełanych gąbką. Wyglądają wiarygodnie: muminkowo, nieporadnie, sympatycznie, i taki też - sympatyczny - klimat ciepłej opowiastki tworzą. Przez godzinę widzowie zdążą posłuchać opowieści z doliny i pouczestniczyć w życiu Muminków, które albo mają grzybobranie, ale zbierają jabłka, albo robią przetwory, albo dziwią się na widok śniegu, wcześniej nigdy niewidzianego. Spektakl ma trochę senny klimat, czasem przerywany nawet niezłym śpiewem. Całość dzieciaki kupują. Każdą pojawiającą się na scenie postać witają z radością: bawią ich poszczególne kostiumy i szczegóły. To, że mama Muminka odwracając się, kręci kuperkiem; że Sniff słuchając Włóczykija, podnosi ciekawie długie ucho; że mysz zamiatająca scenę ma na plecach ogromną agrafkę; że Mała Mi jest tak różna od nieporadnych pogodnych Muminków - krzykliwa i energiczna.

Najważniejsze zaś, że poza barwnymi historyjkami spektakl przemyca, raczej nienachalnie, trochę edukacyjnych treści. Przedstawienie składa się z trzech opowieści z życia doliny. O tym, jak niepocieszony jest łakomy Sniff, bo oddał swego ukochanego pieska, licząc, że dostanie coś w zamian; Włóczykij opowiada mu więc historię ciotki, która kolekcjonowała cenne rzeczy, i tak się na tym skupiła, że zapomniała o prawdziwym sensie życia. O tym, jak do doliny Muminków trafiła Ninni - niewidzialna dziewczynka; rodzina Muminków nie analizuje tego faktu, tylko przyjmuje ją do swego grona z dobrodziejstwem inwentarza i czeka z cierpliwością, aż Ninni na tyle się uspokoi, że zacznie być widzialna (tego od Muminków możemy się uczyć - pogody ducha, dyskrecji i tolerancji).

O tym wreszcie, że Muminki nieoczekiwanie budzą się w środku zimy i wpadają w sam środek przedwigilijnego rejwachu, a że całe życie zimę przesypiały - Wigilię odbierają jako coś przerażającego. Ta historyjka jest szczególnie zabawnie zagrana. Muminki ostrożnie wychodzą na ganek, przez ich podwórko przebiegają co i rusz postaci z okrzykiem: "Wigilia! Choinka! Prezenty! Nie zdążę!". Przestraszone Muminki szykują więc maski gazowe, z lasu taszczą choinkę, myśląc, że potrzebna jest po to, by się w nią schować przed Wigilią, i tak dalej, i tak dalej...

I tylko jedna rzecz w spektaklu jest niezrozumiała - jego tytuł. "Trzy opowieści z Doliny Muminów" - takie jest tłumaczenie reżyserki. Ja na Muminy się nie zgadzam, pozostaję przy klasycznej wersji - z literką "k" w środku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji