Realizacja partytury
Spektakl "Wielopole-Wielopole" składa się z pięciu części, przy czym każda z nich podzielona została na sekwencje (od kilkunastu do dwudziestu paru), ale grany jest bez przerw. Zarówno ilość, jak i nazwy sekwencji różne są w programie i w partyturze, dlatego tutaj przyjmuję wersję pośrednią. Niektóre nazwy sekwencji mają wyraźny charakter "haseł wywoławczych", inne są bardziej porządkujące i określają przebieg danej sceny.
Miejsce gry wyznacza niska, prostokątna platforma (treteau) czyli, jak mówi Kantor - "Buda Jarmarczna". Akcja toczy się zasadniczo na tej platformie, ale czasem obejmuje również otaczającą przestrzeń, wydzieloną z sali, w której odbywa się przedstawienie. Widownia zawsze wznosi się rzędami w głąb, ale nie ma charakteru amfiteatru, jest wobec sceny usytuowana frontalnie.
Tył platformy "tworzą duże rozsuwane ścianki ze starych prostych desek. Trochę to podobne do biednej budy (kolejowej)." Jest to zarazem główne wejście dla aktorów. W głębi, z lewej szafa, po prawej załamanie desek tworzy kąt "pokoju". Bliżej, po prawej (tuż poza estradą) przesuwana na kółkach ścianka z oknem. Po lewej, podobnie usytuowane, również przesuwane na kółkach drzwi. Po prawej, blisko brzegu estrady, prostokątny stół i proste krzesła. Tuż obok kopczyk ziemi z wbitym krzyżem i łopatą. Poza nim, wzdłuż estrady, w głąb - kilkanaście takich samych niewielkich krzyży.
Po lewej stronie ukosem ustawione łóżko. "Tak zwane łoże śmierci jest rodzajem maszyny. Maszyny śmierci. Mechanizm funkcjonuje rotacyjnie. Łóżko, blat z prostych desek, posiada swoją oś, która kończy się mechanizmem rotacyjnym i korbą. Blat posiada dwie strony, które kolejno są raz wierzchem, a raz spodem."
I platforma, i wszystkie sprzęty wykonane są z identycznego, poszarzałego od starości, byle jakiego drewna. Oświetlenie białe, jednolite i jednostajne. Tylko zwieszające się na drutach nad estradą dwie żarówki z prostymi umbrelkami nadają przedmiotom i postaciom lekko żółtawą tonację.
CZĘŚĆ PIERWSZA: ŚLUB
1. Ja
Na krześle przed śmiertelnym łożem, zwrócony twarzą do widowni siedzi manekin Wuja Józefa-Księdza z pyzatą, woskową twarzą, ubrany w czarny biret i długą, brudnobiałą śmiertelną koszulę. Kantor, w czarnym ubraniu, krząta się po estradzie, przesuwa sprzęty, przysiada, rozgląda się. Atmosferę tej sceny oddaje podany w programie, ale nigdy nie wygłoszony monolog:
To jest moja Babka,
matka mojej matki - Katarzyna.
To jej brat Ksiądz.
Nazywaliśmy go wujem.
Za chwilę umrze.
Tam siedzi mój Ojciec.
Pierwszy z lewej.
Z tyłu na tym zdjęciu
przesyła pozdrowienia.
Data 12 września 1914 roku.
Za chwilę wejdzie Matka - Helka.
Reszta to Wujowie, Ciotki.
Wszystkich gdzieś tam w świecie zastała
w końcu śmierć.
Leżą w tym pokoju teraz, jak odciśnięci
w pamięci:
Wuj Karol... Wuj Olek... Ciotka Mańka...
Ciotka Józka...
Od tego momentu "losy" ich zaczną
ulegać poważnym zmianom.
Nierzadko żenującym i nie do zniesienia
dla nich, gdyby żyli.
2. Pokój dzieciństwa
Kantor daje ręką znak. Podchodzi do stołu, na którym stoi czarna walizka. Otwierają się drzwi w głębi. Podrygując i podskakując niczym stadko kur wsuwa się i kieruje w lewo Rodzina. Ciotka Mańka (Maria Kantor) w szarawej sukienczynie z nieodłącznym drewnianym krzyżykiem w ręce. Ogromna Babka Katarzyna (Jan Książek) w czarnej sukni i czarnych podartych pończochach, z rudym kokiem na głowie. Ciotka Józka (Ewa Janicka) w ciemnoszarej sukni i kapelusiku, z lusterkiem, w którym się stale przegląda. Babka staje koło łoża, trzymając w ręce wielki, blaszany basen. Dalej dwaj identyczni Wujowie - Karol i Olek (Wacław i Lesław Janiccy). W czarnych sakpaltach i melonikach, dwa sobowtóry-clowni, niczym wydłużone repliki Chaplina. Z tyłu wsuwa się też Wuj-Ksiądz (Stanisław Rychlicki) okrąglutki, zażywny, w czarnej sutannie i birecie.
Prawy kąt zajmuje, upozowana jak na pamiątkowej fotografii, drużyna austriackich żołnierzy z 1914 roku. Żołnierze stąpają sztywno jak lalki pociągane niewidzialnymi sznurkami. W pierwszym rzędzie, po lewej, Ojciec-Marian (Andrzej Wełmiński). Szarawo-beżowe mundury i długie karabiny z bagnetami. Szare, trupie twarze bez wyrazu. Zamierają. Z jednej strony Rodzina, z drugiej Żołnierze.
Kantor idzie ku drzwiom w głębi, zamyka je. Wraca do stołu.
Słychać lekki, wybijany na perkusji takt, przypominający stukanie młotków. Wujowie zaczynają się rozglądać i przesuwać, od czasu do czasu korygowani przez gesty Kantora. W pewnym momencie, niejako "na stronie" zostaje dokonane (przy pomocy Kantora) przywiązanie Księdza-Aktora do łóżka i, po przekręceniu korby - umieszczenie go pod spodem. Jednocześnie cała Rodzina rozpełza się po pokoju. Ciotka Mańka leży koło szafy, za Babką, która nadal stoi koło łóżka. Ciotka Józka pada prawie pośrodku, koło stołu. Wuj Olek siada na krześle.
WUJ KAROL (rozgląda się po pokoju. Nie wszystko jest jednak na swoim miejscu. Uwagę jego jakoś szczególnie przyciąga czarna walizka)
Walizka...
Walizka była na stole...
taki
(zbliża się do stołu, dotyka walizki. Coś mu się z tą walizką kojarzy. Wzrok jego pada na Wuja Olka siedzącego nieruchomo na krześle)
Wuj Olek
Wuj Olek nie siedział wtedy...
Stał, albo chodził...
Wuj Olek wstaje. On również patrzy uważnie na walizkę.
WUJ OLEK
Walizka była na szafie...
(bierze walizkę. Niesie ją ostrożnie, po drodze potrąca krzesło. Stawia walizkę na szafie)
A to krzesło?
Zaczyna przestawiać krzesła.
WUJ KAROL (spostrzega siedzący manekin Księdza)
Dziadek?
Dziadek też nie siedział!
I nie stał!
WUJ OLEK (chodzi między sprzętami)
A to krzesło?
Krzesło przy stole!
Ale gdzie stół?
Naprzeciwko krzesła stał stół.
Obok krzesła
stół...
A drzwi?
WUJ KAROL (dźwiga ciało Księdza, podnosi z krzesła - ale nie może sobie czegoś przypomnieć)
Dziadek nie siedział!
(przypomina sobie)
Leżał!
Tak! Leżał!
Leżał z głową u wezgłowia.
(układa go na łóżku)
A drzwi były naprzeciwko okna.
Teraz obaj Wujowie stoją pośrodku pokoju.
WUJ OLEK
Okno koło stołu...
Szafa w kącie...
Ale stół?
Czy stół był?
W tym czasie Babka pada przy łóżku.
WUJ KAROL (pełen wątpliwości)
Jak dziadek wchodził i otwierał drzwi
to okno było naprzeciwko...
WUJ OLEK
Jeżeli walizka na szafie,
krzesło przy stole,
a okno było zamknięte,
to co robił Wuj Olek?
A Józka leżała,
nie! Krzesła nie było!
A stół?
Idzie w lewo, chwyta stół i ciągnie ku drzwiom nie zważając na leżące ciało Ciotki Józki.
WUJ KAROL (stoi zagłębiony w swoich rozważaniach)
Babka stała koło dziadka.
Dziadek leżał...
Ale Józki nie było!
WUJ OLEK
Stół też nie stał!
(z wysiłkiem trzyma stół nad głową Ciotki Józki)
Dziadek leżał,
ale Józki nie było.
WUJ KAROL (zgadza się z nim)
Nie było!
Ciotki Józki nie było.
Wuj Olek stawia stół. Obydwaj wynoszą
ciało Ciotki Józki. Wuj Karol obraca się
ku leżącej Ciotce Mańce.
WUJ KAROL
A Ciotka Mańka?
Jej też nie było.
Chwytają i wynoszą Ciotkę Mańkę. Zaraz też wracają.
WUJ OLEK
A ten stół?
A ten stół?
(ciągnie stół ku drzwiom)
A stół...
W końcu go wynosi.
WUJ KAROL (zaczyna krążyć między drzwiami i oknem)
Drzwi naprzeciwko okna,
dziadek głową u wezgłowia.
WUJ OLEK (przerywa mu)
A babka?
WUJ KAROL
A szafa! Gdzie stała szafa?
Zaczynają się spieszyć. Wszystko im się miesza. Biegają od sprzętu do sprzętu.
WUJ OLEK (nie nadąża. Chce być dokładny)
Drzwi naprzeciwko okna.
Jak otwierał drzwi,
to widział okno i stół...
WUJ KAROL (szybko oblicza na palcach)
Stół, okno, obok szafa...
(nagle przypomina sobie)
Babka!
Babka stała!
WUJ OLEK
Dziadek leżał...
WUJ KAROL
Drzwi naprzeciwko okna,
stołu nie było.
(biegają od okna do drzwi. Przesuwają je ku przodowi sceny)
Babka przy dziadku. Stała!
Babka stała!
Obaj podnoszą leżącą na ziemi Babkę. Znowu stają pośrodku pokoju. Pokazują na siebie samych i jeden na drugiego. Coraz bardziej zdenerwowani i niepewni. W tym czasie wysuwają się z pokoju Żołnierze.
WUJ OLEK
Wuj Olek... był?
Nie!
Mnie nie było.
Krzesło stało...
Drzwi...
Okno...
Wuj Karol...
A Karol??
Czy był Karol???
Bo mnie nie było!
WUJ KAROL
Czy ja byłem?
Nie! Mnie nie było!
Mnie też nie było.
WUJ OLEK
Mnie tu nie było.
WUJ KAROL
Mnie też tu nie było!
Kieruje się ku drzwiom.
WUJ OLEK (woła za nim)
Karol!
WUJ KAROL (woła zwrócony ku drzwiom)
Olek!
WUJ OLEK (woła wychodząc)
Karol!
WUJ KAROL
Olek!
WUJ OLEK
Karol!
WUJ KAROL (zza drzwi)
Olek!
Wuj Olek wychodzi. Drzwi się zamykają.
3. Na łożu śmierci
Babka tkwi z basenem przy łóżku. Przy stole siedzi Kantor i patrzy w kierunku leżącego manekina Księdza.
Kantor w ogóle jest tu bardziej obserwatorem niż reżyserem-dyrygentem, jak w "Umarłej klasie". Przez to jednak, szczególnie w momentach milczenia i bezruchu - wydaje się wyraźniej - obecny. Widać, że cała akcja jest jego wspomnieniem, że dzieje się, niejako, w jego jaźni, stanowi emanację jego osobowości.
4. Ostatnia posługa
Babka unosi manekin Księdza i podkłada mu basen. Jednocześnie rozlega się coraz potężniejszy i coraz wspanialszy Psalm 110, nagrany w kościele w Niedzicy, gdzie śpiewali go uczestniczący w nabożeństwie górale. Rozsuwają się drzwi, za którymi widać Helkę (Teresa Wełmińska), leżącą na ziemi, w białym ślubnym welonie i białej, podartej sukni. Jednocześnie w drzwiach ukazuje się dziwaczny, blaszany (podobnie jak basen) ogromny aparat fotograficzny. Psalm cichnie. Babka gestami wypędza z pokoju kryjącego się za aparatem fotografa. Woła: "Jeszcze nie! Jeszcze nie!" Aparat znika. Znowu rozlega się psalm. Babka podkłada basen. Ponownie otwierają się drzwi, cichnie psalm i wsuwa się aparat. Babka jeszcze raz krzyczy to samo. Aparat się cofa. Psalm. Podkładanie basenu.
5. Wizyta miejscowego fotografa
Wreszcie wdziera się, pchając swój aparat, w szarej sukni i przypominającym hełm kapeluszu "Wdowa po miejscowym fotografie firmy Ricordo", która w istocie jest "Plugawą służącą z parafialnej kostnicy - ponurym Agentem Śmierci" (Mirosława Rychlicka). Wypycha Babkę. Zamyka drzwi i typowo "zawodowym" gestem ustawia aparat. Potem, pokraczna i cały czas przygarbiona, odwraca się ku widowni, szczerząc niesamowicie białe zęby w złośliwym uśmiechu. Szerokim ruchem dłoni ucisza chór. I znowu śpiew i gest. I jeszcze raz. Cisza.
6. Mechanika śmierci
Wdowa kieruje się ku łóżku, na którym spoczywa manekin. Mokrą ścierką obmywa jego stopy i twarz.
Rozlega się, raz mocniej, raz słabiej psalm. Wdowa zaczyna obracać korbę łóżka. Manekin w zgrzebnej koszuli zjeżdża na dół, a na wierzchu pojawia się Ksiądz w czarnej sutannie, birecie i wyglansowanych butach, przepasany lśniącą szarfą. W tym czasie Kantor zbliża się i po zakończonym obrocie łóżka poprawia Księdzu szarfę. Ksiądz ma ręce złożone jak w trumnie. Przez cały czas słychać chór.
Wdowa podnosi Księdza i stara się go usadzić do fotografii, Ksiądz opada z powrotem. Wdowa znów go podnosi. Jeszcze raz. Wreszcie Ksiądz siada, sztywny, ale z półuśmiechem, jakby obudzony ze snu. Wdowa ucisza muzykę, robi zdjęcie. Psalm. Cisza. Zdjęcie. Psalm. Cisza. Wdowa idzie ku drzwiom. Psalm. Otwiera drzwi. Podrygując wchodzi do pokoju Rodzina (Ciotki i Wujowie). Kierując się na prawo stają przy łóżku. Wdowa robi im zdjęcie i wyrzuca ich za drzwi.
W tym momencie zamiast psalmu rozlega się marsz Szara piechota. Wchodzą, sztywno, jak nakręcone lalki - Żołnierze. Marsz potężnieje. Żołnierze kierują się do swojego kąta po lewej stronie w głębi. Formują się lekko podrygując. Pluton rekrutów przed wyruszeniem na front. "Poszarzałe, żałosne postacie w pełnym umundurowaniu, z karabinami. Pokątni lokatorzy pokoju idą ku nam z przeszłości, umarli, zredukowani do jednego grymasu i jednej chwili zdjęcia fotograficznego."
Wdowa ustawia aparat naprzeciwko Żołnierzy. Szarą piechotą słychać coraz głośniej. Celuje. Z aparatu wysuwa się lufa. Długa seria karabinu maszynowego nakładająca się na muzykę. Wdowa wyciąga z aparatu taśmę od nabojów. Żołnierze całkowicie nieruchomieją. I tak trzy razy. Cichnie marsz. Wdowa szczerzy zęby w uśmiechu. Cofa taśmę i pchając aparat ku drzwiom - wychodzi.
7. Po tamtej stronie
Ksiądz leży na łóżku z dłońmi zaplecionymi jak do trumny. Po przeciwległej stronie, koło stołu, siedzi na krześle Kantor. W kącie znieruchomiali Żołnierze.
Ksiądz podnosi się na łóżku, siada, wstaje. Spogląda na Kantora jakby szukając u niego jakiegoś potwierdzenia dla tego, co robi. Zaczyna się rozglądać. Drepce i krząta się po pokoju z zatroskaną miną na pyzatej twarzy. Dostrzega Żołnierzy. Wyciąga rękę ku siedzącemu w pierwszym rzędzie Ojcu-Marianowi. Woła: "Marian Kantor!". Znowu woła to samo. Patrzy na Kantora; na jego kiwnięcie głową, drepce ku Żołnierzom i dotyka Mariana. Usiłuje go podnieść. Ten opiera mu się jak kukła ze szmat i drutu z kołyszącą się na boki długą, zaciętą gębą. Wreszcie pozwala się ustawić. Teraz Ksiądz wybiega ku drzwiom i zaraz wraca uginając się pod ogromnym krzyżem. Rozlega się Szara piechota.
Ksiądz staje obok Mariana. Marsz potężnieje. Ksiądz, życzliwie uśmiechnięty, zachęca Mariana gestami i własnym przykładem do maszerowania. Marian zaczyna poruszać nogami. Myli się. Z powrotem "umiera" i znowu próbuje. Tak z trudem dochodzą do skraju sceny (pokoju). Przez cały czas Ksiądz śpiewa Szarą piechotę razem z chórem. Zawracają. Znowu maszerują. Nagle Ksiądz opiera krzyż o krzesło, wybiega ku drzwiom i wraca, prowadząc za sobą Helkę, bledziutką blondyneczkę - w wystrzępionej białej sukni, w białych pończochach, pantoflach i zgniecionym welonie. Po drodze Kantor pomaga mu włożyć czarną stułę. Ksiądz staje obok Mariana, który przedtem podnosił nogi jak do marszu. Po lewej stronie ustawia Helkę, jak martwą lalkę ze śmietnika. Śpiew cichnie.
8. Pośmiertne zaślubiny
KSIĄDZ (wyjmuje z kieszeni sutanny papier z formułą ślubną)
Marian Kantor!
Czy masz dobrą a nieprzymuszoną wolę tę oto Helenę Berger,
którą tu przed sobą widzisz,
za małżonkę sobie pojąć?
Marian pozostaje nieruchomy. Twarz, martwa. Tylko nogi maszerują to miejscu. Słychać stukot butów.
KSIĄDZ (podpowiada)
Mam.
W szarej twarzy Mariana rozwierają się usta, jak straszna, czerwona rana. Wydaje jakiś skrzek i kłapie szczęką.
KSIĄDZ (przechodzi na drugą stroną) Także i ty, Heleno Berger,
masz dobrą a nieprzymuszoną wolę
tego oto Mariana Kantora,
którego tu przed sobą widzisz, za małżonka sobie pojąć?
HELKA (drewnianym głosem)
Mam.
KSIĄDZ (wraca na stronę Mariana)
Ja, Marian Kantor,
biorę sobie ciebie, Heleno Berger, za
małżonkę i ślubuję ci miłość, wiarę
i uczciwość, a iż cię nie opuszczę aż do
śmierci.
Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy Święci.
Zachąca Mariana do powtarzania. Ale ta martwa atrapa wydaje dźwięki zwierzęce, zanosi się od wysiłku, aby sobie przypomnieć ludzki głos. Bełkocze.
KSIĄDZ (przechodzi na drugą stronę do Panny Młodej. Drewniany głos Helki i profesjonalny, zmęczony głos Księdza mieszają się razem)
Ja, Helena Berger,
biorę sobie ciebie, Marianie, za małżonka
i ślubuję ci miłość, wiarę uczciwość
i posłuszeństwo,
a iż cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci.
Ksiądz wiąże stułą race Ojca-Mariana i Matki-Helki. Chwilę czeka. Idzie do tylu po krzyż. Kładzie go na ramieniu. Marian chwyta pod pachę Helkę - Pannę Młodą. Zaczyna iść do przodu. Wlecze ją. Coraz brutalniej. Biały welon ciągnie się za nimi. Czarna stuła zsuwa się z rąk i upada na ziemią. De-pcą po niej.
Para martwych oblubieńców wkracza między publiczność. Marsz "Szara piechota", triumfujący, jak "Veni Creator". Zawracają. Ksiądz czeka na nich z krzyżem na plecach. Maszeruje przodem. Prowadzi ich. I tak cały ten korowód z wolna znika za drzwiami.
Kantor zamyka za nimi drzwi. Podnosi stułę, która upadła na ziemię.
Siada na stołku. Cisza.
CZĘŚĆ DRUGA: LŻENIE
1. Przeprawa Rodziny przez pokój
Powoli otwierają się drzwi i wysuwa się z nich - jak zawsze podrygując, drobnymi kroczkami - Rodzina. Dwaj Wujowie, dwie Ciotki, Babka, Helka. Trzęsący się, przerażeni, zbici w gromadkę, niosą ze sobą krzesła, walizkę.
WUJ KAROL,
Tu, tu!
CIOTKA MAŃKA
Karol!
CIOTKA JÓZKA
Olek!
WUJ OLEK
Adaś, gdzie jesteś?
WUJ KAROL
Moja walizka!
WUJ OLEK
Gdzie są ciotki?
WUJ KAROL
Józka, pilnuj Mańki!
CIOTKA JÓZKA
Tędy, tędy!
CIOTKA MAŃKA
Trzymaj się nas!
WUJ KAROL
Już niedaleko!
WUJ OLEK
Teraz w lewo!
CIOTKA MAŃKA
Nie, nie, to nie tędy!
CIOTKA JÓZKA
Tutaj, tutaj!
CIOTKA MAŃKA
I usłyszałem, jak orzeł lecący środkiem
nieba
wołał głosem donośnym: biada, biada...
WUJ OLEK
Adaś, uważaj pod nogi!
MATKA-HELKA
Robi się coraz ciemniej...
WUJ OLEK
Cicho! Cicho, cicho...
WUJ KAROL
Stać!
BABKA (zawodzi)
Rzekł Pan do Pana mego łaskawym swym
głosem, siedź mi przy boku prawym.
CIOTKA JÓZKA
Cicho, przestać Jęczeć,
sprowadzisz nieszczęście!
CIOTKA MAŃKA
Ukrzyżuj go, ukrzyżuj go!
WUJ OLEK
Przestań o tych krzyżach!
MATKA-HELKA
Pełno krzyży, pełno krzyży!
WUJ KAROL
Już dochodzimy!
Cmentarz niedaleko!
Nareszcie dobijają do drugiego końca pokoju. Kurczowo chwytają się stołu. Podnoszą go do góry, blatem w kierunku widowni. Opuszczają. Potem, powoli rozchodzą się po scenie.
2. "Mroczny" proceder powtarzania. 3. Drzwi czyli niemoc wuja Karola. 4. Babka i niepogrzebany Ksiądz
Wszystkie te sekwencje polegają na symultanicznym działaniu całej Rodziny. Wujowie, a przede wszystkim Wuj Karol, nie mogą znaleźć sobie miejsca. Miotają się nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Przez ten czas Babka i Ciotki dogadują im i zajmują się swoimi własnymi działaniami.
Powtarza się kilkakrotnie scena, w której Wuj Karol zastanawia się, czy siąść, czy wyjść. Najpierw nieco sepleniąc woła: "Siąąść...! Wyyjść...?!" I zaraz: "Adaś! Drzwi!" Siedzący na stołku koło łóżka Kantor powstrzymuje go szepcąc: "Nie ma Adasia". Wuj Karol wraca na środek pokoju. Klucząc pomiędzy Rodziną wbiega chyłkiem Adaś (Lech Stangret) i zajmuje pozycję za drzwiami na kółkach, stojącymi po lewej, poza platformą. Wuj Karol znowu powtarza swoje: "Siąąść...?! Wyyjść...?!"
I zdecydowanie: "Wychodzę! Adaś! Drzwi!" Podchodzi do drzwi, które Adaś usłużnie mu otwiera. Adaś w za ciasnym czarnym garniturku, z dziecinną buzią, wygląda jak chłopiec wystrojony na pogrzeb. Wuj zatrzymuje się i mówi do niego oburzony: "To nie są drzwi wyjściowe, a wejściowe!". Zawraca.
Takie klownady i błazenady Wujów mówiących swoje: "Siąąść. Wyyjść... - Adaś! Drzwi!" i rechoczących, jakby się wspaniale bawili swoją grą, powtarzają się i powtarzają. Od czasu do czasu jeden z Wujów decyduje się i przekracza owe drzwi, które Adaś równie usłużnie zamyka. Odchodząc Wuj mówi: "Będę na rogu". I zaraz wraca z powrotem. I da capo. Na kłopoty Wuja Karola reaguje bezpośrednio Ciotka Mańka, malutka, jakby zastraszona, ale co chwila wpada to w złość, to w trans i woła niespodziewanie donośnym i czystym głosem: "Nie mogę znieść jego widoku... Boże, co za męka! Poszedł już?"
Jednocześnie dokonuje swoich czynności Babka.
Babka ciągnie trupa Księdza (manekin). Szuka miejsca, gdzie by go mogła ułożyć, wlecze go. Gdy zbliża się do stołu z widocznym zamiarem ułożenia tam swego ciężaru - wywołuje jednogłośny protest siedzących.
CIOTKA JÓZKA Wynoś się!
WUJ KAROL Idź stąd!
CIOTKA MANKA (jak do psa) Połóż to!
WUJ KAROL Połóż go, gdzie leżał! Zostaw go w spokoju!
CIOTKA MAŃKA Smród w całym domu, I wstyd!
5. Sobowtóry
Babka porzuca manekin Księdza na podłodze koło łóżka. Wybiega, po chwili wnosi na rękach Księdza (Autora), ale nie w śmiertelnej koszuli, jak tamten, tylko w czarnej sutannie. Sadza go na krześle. Potem podnosi manekin i sadza go na krześle obok. Ciotka Mańka podbiega do Księdza i całuje go w mankiet.
6. Wybiegi i wykręty rodzinne
Ojciec-Marian przyjeżdża niespodziewanie na urlop. W żołnierskim mundurze, z karabinem i walizką. Wchodzi krokiem marszowym, przy czym w tym maszerowaniu istnieje dziwna cykliczność. Raz ożywia się, podejmuje jakiś plan w sposób stanowczy, z miną wyrażającą jakieś zamiary - po czym traci zapał, zniechęca się, twarz staje się zła, wykrzywiona.
Matka-Helka wychodzi mu naprzeciw, jakby chciała go powitać. Ale też w połowie drogi zniechęca się i wraca, skąd przyszła. Powtarza się to wystarczająco długo, by domownicy zajęci równolegle swoimi własnymi czynnościami zainteresowali się tymi dziwnymi zabiegami.
WUJ KAROL (spostrzegane maszerującego Ojca-Mariana)
Marian, a ty tu skąd?
CIOTKA MAŃKA
Oj, bidna Helka!
Tak cię porzucił...
CIOTKA JÓZKA
Nie ma wstydu!
WUJ OLEK (w tym momencie otwiera drzwi, natyka się na Ojca-Mariana, cofa się, daje znaki Wujowi Karolowi przy stole)
Karol!
A to kto?
WUJ KAROL
Marian wrócił.
WUJ OLEK
Lepiej wyjść?
Będą na rogu.
Wychodzi bocznymi drzwiami, starając się nie zwrócić uwagi. Jak zawsze otwiera mu i zamyka Adaś.
WUJ OLEK (wchodzi z powrotem. Tym razem natyka się na Matkę-Helką, która kroczy naprzód jak lunatyczka)
Karol?
A ta, to kto?
WUJ KAROL
To Helka!
CIOTKA MAŃKA
Wykapana Helka!
WUJ OLEK
Helka?
Ta od Mariana?
Widać jednak, że nie kojarzy.
WUJ KAROL (cierpliwie tłumaczy)
To jest Helka od Mariana, (widocznie jednak udziela mu się stan
mentalny Wuja Olka, bo szybko dodaje) a to Marian od Helki.
WUJ OLEK (chce się uwolnić od dalszych wysiłków myślowych)
To wyjść?
WUJ KAROL (zniecierpliwiony)
Wyjdź, wyjdź!
WUJ OLEK (uspokojony)
Będę na rogu...
(wychodzi, ale zaraz wraca jakby sobie coś przypomniał)
Karol!
A gdzie jest ta kartka,
co wczoraj przyszła?
gdzie było wyraźnie napisane,
że poległ...
Mowa oczywiście o Ojcu-Marjanie, który z karabinem i walizką rekrucką, wyprężony przepisowo, maszeruje wciąż w różnych kierunkach po pokoju... Zapada cisza...
WUJ KAROL (udaje, ze nie rozumie) Olek!
Kto poległ? To jest Marian - nie poznajesz? Ten od Helki...
WUJ OLEK To wyjść...?
W tym momencie wsuwa się do pokoju, w postrzępionym szerawo-beżowym szynelu i pomiętej oficerskiej czapce, Wuj Stasio-Zesłaniec. W raku ma drewniane pudło, z którego wystaje korbka. Z kamienną twarzą, wpatrzoną gdzieś, staje z tylu, przy samej ścianie.
WUJ KAROL Wuj Stasio! Wrócił! Olek, Stasio wrócił.,.
WUJ OLEK Stasio...
(nie kojarzy, coś mu się nie podoba. Mówi z odrazą, jakby "na stronie") Zawszony...
CIOTKA JÓZKA Wstyd!
CIOTKA MAŃKA Z kataryną...!
WUJ KAROL Ale wrócił!
Wuj-Zesłaniec zaczyna kręcić korbką. Rozlega się fragment Scherza z Sonaty b-moll Chopina z motywem kolędy Lulaj-że Jezuniu, grany na zacinającej się katarynce (ukrytej w pudle przypominającym trochę futerał od skrzypiec). Jest to potrójna transpozycja - z ludowej kolędy na sonatę fortepianową, z kolei graną na katarynce. Wszyscy zastygają w bezruchu, ale tylko na chwilę. Pierwszy Marian zaczyna znowu swój marsz i jednocześnie przerywa dotychczasowe milczenie - maszerując miota przekleństwa na Wuja Stasia. Klnie dosadnie, ale celowo niewyraźnie. Rodzina powraca do swoich symultanicznych działań. Wujowie zastanawiają się, czy wyjść, ciotki pokrzykują i dogadują, nad wszystkim zaczyna jednak dominować maszerowanie i klątwy Mariana. Katarynka cichnie. Rodzina stopniowo gromadzi się wokół Helki.
7. Solidarna Rodzina komediantów
Skupiona koło Helki gromada zaczyna szydzić z maszerującego wciąż i klnącego od czasu do czasu Mariana. Wuj Karol, Wuj Olek, Ciotka Mańka, Ciotka Józka, Babka i Adaś wykrzykują na przemian fragmenty tekstu, czasem powtarzając cudze kwestie, czasem wołając w duetach, tercetach, czasem wszyscy razem.
Musimy się trzymać razem, przeciw temu draniowi. Nie pozwolić! (ich złość narasta)
Jak zobaczy, że się trzymamy razem, że nie pozwolimy, że za nią stoimy, rodzina!!! Drań, drań!!!
Jak przyjechał pierwszy raz, tylko te wąsy miał. Co on miał? co?
Co miał? Miał?
Helka mówiła, że miał... Co?
Miał, co miał! Dało mu się posadę... A w posagu Helka wszystko... Wszystko!
(w tym czasie Marian równlet okazuje rosnącą złość. Maszeruje coraz gwałtowniej wykrzywiając gębę i mamrocząc pod nosem swoje przekleństwa) Dwa łóżka mosiężne, kołdry pikowane, materace z końskiego włosia, dwie szafy z lustrem, kredens dębowy, a palma?
A etażerki bambusowe? Jeszcze dywanik! Dwa dywaniki!
A nad łóżkiem makata z łabędziami! Obrusy, porcelana, a serwis do kompotu? A zegarek z kopertą dukatową? Koszule, bielizna,
buty mu się robiło na obstalunek, ubranie też czarne do ślubu!
A on?
On?
On! On! On!
Nic! Nic! Nic nie miał! Bida z miasta!
Marian już nie klnie i przestaje zwracać uwagę na Rodzinę. Przez cały czas, niestrudzenie, maszeruje.
8. Helka na Golgocie. 9. Korona cierniowa. Lżenie Helki
Rodzina przestaje też zwracać uwagę na Mariana. Szydzenie i lżenie staje się niejako samodzielne, grymasy, gesty i krzyki przestają mieć określony cel. Potem, stopniowo, zaczynają się kierować przeciwko Helce. W pewnym momencie wszyscy cofają się ku drzwiom w głębi i za chwilę wracają niosąc rodzaj krzesła czy szafotu na kółkach z napisem: "Golgota". Sadzają tam Helkę i pchają ku przodowi sceny. Ciotka Mańka, jak zawsze w tym spektaklu, w momentach kiedy wpada w trans, przemawia wersetami z Biblii. Wszyscy lżą Helkę, opluwają ją, szydzą z niej. Marian, zupełnie teraz obojętny, wciąż maszeruje.
MANKA
Oj, Helka, Helka,
Tak cie zelżył,
Tak cie porzucił.
CIOTKA JÓZKA
Trzeba chyba cię też zelżyć.
WUJ KAKOL
I też zbezcześcić.
WUJ OLEK
I też zelżyć, zelżyć i wyszydzić.
BABKA
Taka bida przyszła na ciebie.
CIOTKA MAŃKA
O! O! O! Pytali, czy ty jesteś synem
bożym?
RODZINA
Bluźni, bluźni! Winien jest śmierci!
CIOTKA MAŃKA
Co wam zawinił ten człowiek?
RODZINA
Bili go bili, bili po głowie,
pluli na niego i bili.
CIOTKA MANKA
Oj, Helka, Helka, bidna Helka!
RODZINA
Nikt clą już nie pożałuje.
CIOTKA JÓZKA
Chyba twoje winy wielkie.
CIOTKA MAŃKA
I chyba twoje sumienie...
Józka, a co to było z twoim Olkiem?
WUJ KAROL
Ej, Helka, musiałaś zawinić. C
CIOTKA JÓZKA
Olek! Teraz siedzisz cicho?
RODZINA
Chyba cię trzeba zelżyć, zelżyć i wyszydzić, i wyrzucić,
i zostawić,
CIOTKA MAŃKA
O! O! O! Było rano,
kiedy Piłat kazał go ukrzyżować.
WŁOŻYLI MU CIERNIOWĄ KORONĘ
NA GŁOWĘ
Wkłada koroną z drutu na głową Helki.
RODZINA
I pluli na niego, ł wyśmiewali się,
I szydzili,
I bili po głowie i po nerkach.
RODZINA
O! O! Bidna Helka, bidna Helka,
przyszło ci na koniec.
CIOTKA MAŃKA
O! O! Wołali:
RODZINA
ukrzyżuj go, ukrzyżuj go!
RODZINA
No, to cie oplujemy, to cie
i wyszydzimy,
i oplujemy, i zostawimy, i zbezcześcimy, i UMYJEMY RĘCE!
10. Umarli żołnierze mają swoje święto
Rozlega się Szara piechota. Żołnierze zaczynają wychodzić z kąta pokoju. Upadają, podnoszą się, z wolna otacza ją Rodzinę i Helkę na "Golgocie"... Trzymając karabiny nad głowami, popychają wszystkich, tratują... Rodziny już nie widać - wycofała się do tyłu - za scenę, zabierając ze sobą "Golgotę"... Nagle nad głowami żołnierzy ukazuje się Helka (manekin) w białej sukni.
11. Helka-manekin
Żołnierze chwytają, kolejno Helkę. Podrzucają ją do góry. Z rozrzuconymi rękami i nogami spada na trzymany przez nich brudny, podarty, ślubny welon. Żołnierze powoli wycofują się i znikają. Na podłodze leży Helka - martwa, zgwałcona, z rozkraczonymi nogami.
12. Piłat
Wchodzi szybko Wdowa po Fotografie. Staje nad ciałem Helki. Wyciąga ręce i wyciera je brudną ścierką, którą potem wyżyma. Wdowa wychodzi. Na podłodze, obok Helki, zostaje kałuża.
13. Powtórny ślub
Marian nadal niestrudzenie maszeruje. Kieruje się ku Helce, bierze ją na ręce - delikatnie - nie pod pachę, jak to było w pierwszym akcie. Niesie ją, idąc ostrym marszowym krokiem. Znowu Szara piechota, coraz głośniej. Marian kieruje się ku widzom.
Na skraju sceny, oczekując Mariana niosącego ciało Helki, staje Ksiądz. Zawraca. Idzie ku drzwiom w głębi.
W drzwiach zjawia się Wuj-Zesłaniec ze swoim pudłem.
Szara piechota urywa się w pół frazy: Wuj-Zesłaniec kręci korbą. Kolęda - ta sama - ale zniekształcona, gdy dadzą się słyszeć znane dwa tony - rozlegają się zgrzyty.
Marian brutalnie zarzuca na plecy ciało Helki. Z tyłu zwisa bezwładnie jej głowa i welon... Ksiądz prowadzi tę parę. Znów Szara piechota. Znikają za drzwiami. Cisza.
Kantor, który przez cały czas przesuwał się po bokach sceny, dając znaki stopniujące natężenie muzyki i korygując gesty aktorów, teraz idzie przez środek pokoju i zamyka drzwi. Potem odwraca się i znowu patrzy na opustoszały pokój jakby zastanawiając się, które postacie znowu go zapełnią.
CZĘŚĆ TRZECIA: UKRZYŻOWANIE
1. Rodzina. 2. Sobowtóry pogodzone
Jak zwykle podrygując i dźwigając krzesła, wsuwa się Rodzina (dwaj Wujowie, dwie Ciotki, Babka, Helka, Adaś oraz Marian). Znowu, jak poprzednio, dążą do swojego kąta w prawym rogu pokoju, bliżej widowni, koło stołu pod oknem. Adaś cofa okno w głąb sceny. Babka wraca poza drzwi i po chwili wnosi Księdza, już nie w uroczystej sutannie, ale w birecie i śmiertelnej koszuli. Sadza go w krześle koło identycznie ubranego manekina. W ciągu całej następnej sekwencji te dwa identyczne trupy Księdza tkwią nieruchomo, patrząc na pokój.
3. Elementarz ubrania
Pod okiem Księdza-manekina i Księdza-aktora rozgrywa się scena dwóch Wujów-sobowtórów. Dwóch bliźniaków, stojących przy szafie, tyłem do widowni, wielokrotnie powtarza te same czynności, ale w odwrotnym porządku. A więc Wuj Olek otwiera szafę na roścież i zaczyna się rozbierać, wieszając ubranie na zaczepionym po wewnętrznej stronie drzwi ramiączku. Zdejmuje kolejno kapelusz, palto, kamizelkę, zostaje w koszuli bez rękawów z przyczepionymi na sznurkach mankietami.
WUJ OLEK (ubiera WUJ KAROL (roz-
się) bier się)
Kapelusz. Kapelusz.
Kapelusz na Kapelusz na
głowie. głowie.
W kapeluszu! Bez kapelusza!
Kamizelka pod Palto.
marynarką. Palto na marynarce.
marynarki Ale w braku marynarki na kamizelce
na kamizelce,
Bez palta!
Palto na Pod paltem
marynarce. kamizelka.
Ale w braku Kamizelka pod
marynarki marynarką,
na kamizelce. Ale w braku
marynarki pod paltem. W palcie! Bez kamizelki!
I odwrotnie.
4. Pierwsze otwarcie drzwi
Od początku tej sceny za drzwiami słychać jakieś hałasy. Te hałasy, to znany już poprzednio takt na perkusji, przypominający stukanie młotków. Raz cichnące, to znowu wzmagające się dźwięki wprowadzają w trans Ciotkę Mańkę, która proroczym głosem cytuje Apokalipsę.
Wuj Karol przerywa swój rytuał ubierania, idzie do drzwi, za którymi wzmogły się hałasy, nadsłuchuje, po czym szybko otwiera. Widać Żołnierzy w czarnych, księżych biretach, którzy coś wloką, przybijają, niezwykle pochłonięci tą swoją pracą czy zabawą. Widać ogromny, znany już z pierwszej sceny krzyż. Żołnierze są w trakcie przybijania do tego krzyża Księdza-manekina w śmiertelnej koszuli i w czarnym birecie na głowie. Żołnierze, jak bawiące się dzieci, rozbiegają się i znikają, pozostawiając porzucony krzyż.
Wuj Karol, zamyślony, zamyka powoli drzwi. Ciotka Mańka woła, odliczając czas: "GODZINA ÓSMA! ORE OTTO!"
5.6. Poranna gimnastyka Babki
Przez ten czas Babka, wyciągnięta na łóżku, uprawia gimnastykę. Podobna jest do ogromnego owada. Spod zadartej czarnej sukni widać chude nogi w czarnych, podartych pończochach. Na przemian je podgina i wyprostowuje. (Kantor podchodzi i obciąga jej suknię, jakby chciał ująć drastyczności tej scenie.) Babka co pewien czas zaprzestaje. I znów ćwiczy, aż do całkowitego wyczerpania.
7. Drugie otwarcie drzwi
Hałasy za drzwiami znowu się wzmogły
CIOTKA MANKA (przentawia jak we śnie)
I zapytał:
Czy ty jesteś Królem Żydowskim?
Wołali.
RODZINA (krzyczy)
Ukrzyżuj go!
Ukrzyżuj go!
Wuj Olek i Adaś otwierają drzwi. Żołnierze kontynuują swoją zabawę. Krzyż tym razem stoi prosto, za nim drabina, sznury. Manekin Księdza zwisa z krzyża.
Wuj Olek wolno zamyka drzwi.
8. Cmentarne zabawy
Helka i Adaś bawią się krzyżem wyrwanym z mogiły (kopczyka ziemi w rogu sceny). Adaś leci z nim, "ukrywa", ustawiając go gdzieś w kącie, i czeka, śledząc Helkę, która z kolei biegnie, szuka, znajduje krzyż i "chowa" go.
Podczas "zabaw cmentarnych" Wujowie kontynuują proceder rozbierania-ubierania, Babka ćwiczy gimnastykę na łożu śmierci, Ciotka Józka przegląda się wciąż w podręcznym lusterku, Ciotka Mańka, z nieodłącznym krzyżem w ręce, wykrzykuje cytaty z Apokalipsy, Marian siedzi na krześle, z karabinem i walizką u nogi. W pewnym momencie Kantor zabiera jego karabin i stawia przy Józku. Marian wyjmuje z walizki listwę (calówkę?) przełamaną w połowie i opatrzoną zawiasem.
9. Trzecie otwarcie drzwi
Stukanie wzmaga się. Marian, wściekły, maszeruje klnąc po pokoju, mierząc wszystko i wszystkich swoją calówką. Wysuwa ją w kierunku Ciotki Mańki, ta dotyka calówki swoim krzyżem, calówka opada.
Drzwi się otwierają. Za drzwiami widać tylko krzyż z zawieszonym na nim manekinem Księdza w koszuli i birecie. Ciotka Mańka znów wygłasza werset z Apokalipsy:
i wzbił się z otchłani dym jak z wielkiego pieca, a z tego dymu wyszły szarańcze i miały moc skorpionów...
Marian klnąc maszeruje z calówką ku drzwiom. Wujowie kontynuują rozbieranie-ubieranie. Adaś i Helka zaprzestają zabawy. Marian mierzy drzwi. Potem je zamyka.
10. Trzy krzesła. 11. Znany nam skądś mundur. 12. Trudności "Tego Pana" z krzesłem
Wujowie, przy biernej postawie pozostałych domowników, zaczynają się krzątać po pokoju. Towarzyszy im znana już perkusja. Układają Ciotkę Józkę koło mogiły z krzyżem. Zdejmują z łóżka Babkę i układają na podłodze. Następnie biorą kolejno trzy krzesła i ustawiają przed drzwiami szafy, przodem do widowni. W tej krzątaninie pomaga im od czasu do czasu Kantor. Wujowie są przez cały czas bardzo godni i namaszczeni. W przeciwieństwie do zapobiegliwej krzątaniny Księdza z pierwszej sceny, wykonują swoje zabiegi z godnością portierów wykwintnego hotelu. Potem stają przed krzesłami, tyłem do widzów, starannie poprawiają ubrania i jednocześnie siadają, zostawiając środkowe krzesło puste. Nieruchomieją z rękami godnie złożonymi wzdłuż ud. Chwila ciszy.
Znowu stuk perkusji. Z tyłu zjawia się, marszowym krokiem, Ciotka Mańka czyli Ten Pan. W szarobeżowym płaszczu oficerskim i czapce z wojowniczo wygiętym denkiem. Twarzyczka wiejskiej dewotki poprzez samą mimikę zmieniona do niepoznania. Maszeruje wzdłuż tylnych drzwi. Potem do przodu. Wraca. Przez cały czas głośny akompaniament perkusyjny. W tył zwrot. Staje. Kołysze się na boki, typowym ruchem oficera przed frontem kompanii. W prawo zwrot. Wreszcie staje za oparciem pustego krzesła pomiędzy Wujami.
Czeka. Wujowie przestawiają krzesło ku przodowi. Nie zmienia to sytuacji, ponieważ także Ten Pan robi krok w przód i znajduje się ściśnięty między dwoma krzesłami, zajętymi przez Wujów, ale nadal nie może usiąść na krześle przeznaczonym dla niego.
Wujowie dopiero teraz spostrzegli niezręczną sytuację, wstają, krótko naradzają się między sobą, widocznie wpadli na jakiś świetny pomysł, bo - chichocząc jak zwykle w takich wypadkach - jednocześnie przesuwają swoje dwa krzesła do tyłu, po czym szybko siadają z zagadkowymi minami. Teraz już wiemy, jaki to pomysł wpadł Wujom do Głowy. Ten Pan usiądzie między Wujami, na pustym miejscu, i z braku krzesła znajdzie się na podłodze.
Ten Pan siada, ale wcale nie na podłodze, lecz "w powietrzu", tam gdzie winno znajdować się siedzenie krzesła.
13. Zdemaskowane "oszustwo" powtarzania . 14. Sąd polowy. 15. Wojskowe ćwiczenia zadawania śmierci
Wujowie wstają i kierują się w lewo, zabierając ze sobą i odstawiając na bok puste krzesło. Ten Pan zostaje zawieszony (w rzeczywistości siedzi na położonej tam deseczce) pomiędzy krzesłami na których siedzieli Wujowie. Ci podchodzą teraz do siedzących w przeciwległym rogu pokoju identycznych postaci Księdza i jego manekina. Zaczynają sprawdzać, który z tych dwóch jest prawdziwy ("żywy"), a który sztuczny ("martwy"). Wygląda to, jakby zaczęli przeprowadzać śledztwo. Najpierw jeden z nich podnosi rękę manekina, ręka Księdza również idzie do góry. Zdziwiony Wuj puszcza rękę i obie ręce - i manekina i Księdza - jednocześnie opadają. Z kolei Wujowie robią to samo z nogami sobowtórów. Wymieniają jakieś uwagi. Akcja się powtarza. Przez cały czas akompaniament perkusji. Teraz jeden z Wujów nadeptuje na bose stopy siedzących. Coraz bardziej zaniepokojeni Wujowie ściągają z głowy manekina biret. Tym razem Ksiądz nie reaguje. Rzucają się na Księdza, jakby wykryli zbrodniarza, chwytają go pod pachy. Rozlega się psalm.
Wujowie ciągną brutalnie Księdza na środek pokoju. Ustawiają go tyłem do widzów. Potem wracają i sadowią się na krzesłach po obu stronach Tego Pana. Wygląda, jakby przez cały czas byli jego wysłannikami, a teraz siedzą razem z nim, niczym sędziowie po wydaniu wyroku.
Adaś podaje Wujom i Temu Panu drewniane kołatki używane zamiast dzwonów podczas Wielkiego Postu, zwane w wielu krajach "zegarami śmierci" (fr. horloges de la mort, ang. deathwatches). Psalm. Wujowie i Ten Pan potrząsają kołatkami. Ten Pan od niechcenia, Wujowie bardzo gorliwie. Psalm się urywa. Ksiądz pada. Wujowie podbiegają do niego i podnoszą, ustawiając go w poprzedniej pozycji, potem rozchodzą się w przeciwległe boki sceny i stają na wprost widzów.
Rozlega się Szara piechota. Z otwartych nagle drzwi wychodzą dwójkami żołnierze z karabinami w pozycji "na bagnety", idą ku przodowi sceny i kolejno zadają pchnięcie w brzuch Księdzu, który po każdym ciosie zgina się i skręca, ale nie pada. Żołnierze wykonują swoje zadania rzeczowo i spokojnie, jak na zajęciach z szermierki. Jednocześnie obaj Wujowie "komentują" gestami, pomrukami i uśmiechami do widowni poszczególne pchnięcia, wyrażając raz mniejszy, raz większy zachwyt i uznanie dla tej żołnierskiej sprawności. Przez cały czas Szara piechota. Ksiądz wreszcie pada. Żołnierze wycofują się za drzwi. Szara piechota cichnie i urywa się.
16.Wnoszą ten przedmiot. Będą go dźwigać wszyscy. 17. Przedmiot zwany golgotą. I tak to się w końcu dokonało. Godzina trzecia. 18. Drewniane dzwony śmierci. 19. Zdjęcie z krzyża. Polski świątek sprawiedliwy
Znów Szara piechota. Wpadają z powrotem żołnierze, bezładną gromadą, już nie w przepisowych czapkach, a znowu w biretach, rozjuszeni, pijani (?). Niosą krzyż, drabinę, sznury, ciągną krzesło-szafot z napisem: "Golgota". Wujowie chwytają Księdza i wkładają mu krzyż na plecy. Ksiądz czołga się i pada. Wujowie zarzucają teraz krzyż na plecy Helce, która zrobiwszy parę kroków też pada pod jego ciężarem. Wtedy chwytają Adasia.
Adaś z krzyżem dąży na Golgotę. Żołnierze pośpiesznie stawiają tam krzyż, na jego ramiona zarzucają sznury. Poganiany przez zgromadzoną wokół Rodzinę, Adaś wchodzi na Golgotę, rozkrzyżowuje ręce na krzyżu i tak trwa, w swoim ciasnym garniturku, ze sztywnym kołnierzykiem pod szyją. Żołnierze stopniowo się wycofują. Szara piechota coraz głośniejsza. Rodzina chwyta kołatki i zaczyna nimi grzechotać, tworząc krąg zwrócony ku widowni. Coraz głośniejszy marsz i wściekłe hurgotanie kołatek. Powoli, w narastającym hałasie i potężnym śpiewie, wszyscy wycofują się do tyłu i znikają. Moment ciszy.
Adaś tkwi na krzyżu. Przed nim, na brzegu sceny, leży Ksiądz. Manekin Księdza nadal siedzi na jednym z krzeseł. Kantor przysiadł na łożu śmierci.
Powoli, cicho włącza się Szara piechota. Ksiądz wstaje, drepce w kierunku Kantora, jak gdyby chciał o coś zapytać, odwraca się do Adasia, podchodzi, zdejmuje go z krzyża, bierze jak ziecko na ręce i wychodzi ku widzom. Ostrożnie ustawia Adasia na podłodze, poprawia i wygładza mu ubranko. Adaś, jakby ożył, rozgląda się i nagle, biegiem, ucieka zamykając za sobą drzwi. Muzyka cichnie, jest ledwie słyszalna. Bojowy marsz robi się delikatny, niemal liryczny.
Ksiądz patrzy za Adasiem. Potem odwraca się do widowni. Niezdecydowany. Siada pod krzyżem. Opiera policzek na dłoni i zastyga w pozie świątka z wiejskiej kapliczki. Kantor wstaje, idzie do Księdza, bierze go ostrożnie za rękę i wyprowadza ku drzwiom, daje znak, marsz potężnieje. Ksiądz znika za drzwiami. Muzyka przycicha.
W chwilę potem wpada gromada Żołnierzy w biretach. Wzmocnienie muzyki. Żołnierze rozglądają się i zabierają do rozmontowywania Golgoty. Inni chwytają manekin Księdza i przenoszą na łóżko. Kantor im pomaga. Obracają korbę, Ksiądz-manekin zjeżdża pod spód. Żołnierze wycofują się środkowymi drzwiami zabierając ze sobą krzyż, Golgotę, drabinę, sznury. Kantor przechodzi przez scenę i zatrzymuje się w głębi, pod zamkniętymi drzwiami. Cisza.
CZĘŚĆ CZWARTA: ADAŚ ODJEŻDŻA NA FRONT
1.Jeszcze jedna z przeprowadzek. 2. Adaś zmobilizowany. 3. Żałobny wehikuł
Z otwierających się gwałtownie drzwi szafy wybiega podrygując i rozglądając się, jakby w trwodze, na boki - Rodzina. Co chwila zatrzymując się z wahaniem, dąży, znowu po przekątnej, ku miejscu w prawym rogu, przy prosceniu, gdzie stoi stół.
WUJ KAROL
Nareszcie u siebie!
BABKA KATARZYNA
Byle razem, byle razem I ZMIESZANE GŁOSY
Karol! Olek!
Mańka! Józka!
HELKA
Pełno krzyży, pełno krzyży!
WUJ KAROL,
Cicho Helka, jesteś u siebie!
CIOTKA MAŃKA
Józka, gdzie Adaś?
CIOTKA JÓZKA-"-"--"
Adaś, Adaś!!
MATKA-HELKA
Adaś!
WUJ KAROL (obwieszcza triumfalnie)
Adaś zmobilizowany!
Rodzina rzuca ślę ku stołowi, obsiada
go. Chwytają się stołu jak tratwy na
wzburzonym morzu. Przekrzykują si
nawzajem.
WUJ KAROL
Adaś zmobilizowany!
Powołany!
Jeszcze nie bohater,
Ale to już bohaterstwo!
Bohater!
Nasza duma!
CIOTKA MAŃKA (tekst z Apokalipsy)
I spojrzałem,
i usłyszałem,
jak orzeł lecący
środkiem nieba
wołał głosem donośnym:
(przekrzykuje wszystkich)
Biada! biada!
WUJ KAROL (z entuzjazmem)
Adaś!
nasza duma,
nasza wspaniała, niezwyciężona,
nasz cesarz,
nasz monarcha,
ojczyzna,
my własnymi,
my piersiami,
my pierwsza...
my...
(krztusi sią)
WUJ OLEK
Trzeba jakoś wylawirować,
trzeba go wylawirować,
wyciągnąć,
wymyślić coś,
niechby w domu,
niech sobie przez okno,
niech coś tam w ogródku,
a najlepiej w domu,
nie wychylać się...
CIOTKA JÓZKA
Najlepiej wyszukać choroby.
Może żylaki!
On ma żylaki!
Jemu każą umierać!
Kto każe??
Kazać umierać?
Kto? Kto?
CIOTKA MAŃKA (znowu przekrzykuje wszystkich)
...i wzbił się z otchłani dym
jakby z wielkiego pieca.
A z tego dymu wyszły szarańcze,
którym była dana moc skorpionów!
WUJ KAROL
Na wojnie żylaki nie odgrywają
żadnej roli!
My wszyscy pod sztandarami!
Na kartach historii!
My nie oddamy!
Z a a a a ...mn ą!H
(dusi się)
WUJ OLEK (rozważa)
...najlepiej w domu,
albo
w szpitalu! Tak, w szpitalu! Do szpitala! Do łóżka! Niechby choroba, albo amputacja, tyfus!
Tyfusem go ratować!
CIOTKA JÓZKA Amputacja? Może bez głowy? Bez nogi?
Może całkiem bez niczego? Cały?
Całkiem umarły? Poległy?
Wymieszany, w ziemi??? Nasz Adaś!
WSZYSCY (wołają) Adaś! Adaś! Adaś!!
Wchodzi i staje, jak zwykle przy tylnej ścianie, Wuj-Zesłaniec. Znowu zaczyna grać Lulaj-że Jezuniu na swojej zacinającej się katarynce. Kantor reguluje gestami natężenie akompaniamentu, który towarzyszy dalszym powtarzającym się wykrzyki-waniom i nawoływaniom Rodziny skupionej wokół stołu.
Zjawia się Ksiądz w śmiertelnej koszuli i birecie. W jednej ręce niesie walizkę, w drugiej karabin. Podchodzi do mogiły - kopczyka ziemi w rogu, stawia obok krzyża walizkę, opiera karabin. Ostry, urwany dźwięk. Cofa się w głąb pokoju i znowu wychodzi pchając jak rower, ukośnie zamocowany na dwóch kółkach - krzyż, na którym leży rozpięty Adaś, w mundurze, z szarą twarzą. Ksiądz podjeżdża do mogiły. Zdejmuje Adasia z krzyża. Układa, głowę opiera mu na walizce. Znowu ostry dźwięk katarynki. Moment zatrzymania.
4.W tym pokoju dzieciństwa pociągi ciągle odjeżdżają na wschód
Kantor daje znak. Najpierw cicho, potem coraz głośniej odzywa się Szara piechota. Ksiądz idzie do drzwi w głębi, rozsuwa je odpychając na bok Wuja-Zesłańca. Marsz coraz głośniejszy. Za drzwiami, ponad przegrodą z desek, jak w bydlęcym wagonie - stłoczeni Żołnierze i żółtawe, tępo patrzące nagie manekiny-trupy ze zwisającymi genitaliami. Żołnierze miotają się, wykrzykują coś, machają rękami, zagłuszani przez wciąż potężniejący marsz.
5.Infernum. 6. Msza żałobna 7. Pożegnanie
Ksiądz podnosi z ziemi Adasia i niesie go ku drzwiom, a potem wrzuca do wagonu między Żołnierzy i trupy. Szara piechota rozbrzmiewa coraz potężniej.
Teraz Rodzina zrywa się ze swoich miejsc przy stole i pędzi "za pociągiem odjeżdżającym na front". Ustawiają się gęsiego z prawej strony drzwi powiewając chusteczkami. Jednocześnie truchcikiem zaczynają biec w lewo, przebiegają wzdłuż "wagonu", znikają za sceną i znowu wbiegają z prawej, i znowu. Marsz nie słabnie. Rodzina znika za sceną. Wuj-Zesłaniec wysuwa się nieco do przodu. Szara piechota milknie. Rozlega się znowu kolęda grana na katarynce.
Ksiądz idzie ku mogile. Wyjmuje z kopca łopatę, nabiera ziemi i niesie ją, a potem sypie do wagonu, jak do grobu, na Adasia ściśniętego wśród miotających się Żołnierzy i podrygujących ciał. Ksiądz kilkakrotnie powtarza ten pogrzebowy rytuał. Wuj przygrywa mu na katarynce. Ksiądz odkłada łopatę. Idzie do drzwi i zasuwa je. Wraca. Chwyta krzyż z kółkami i wypycha go poza szafę. Wuj wciąż gra. Wchodzi Wdowa z miotłą i ścierką. Rozsuwa drzwi. Za drzwiami jest pusto. Zaczyna wymiatać ziemię z "wagonu". Odwraca się szczerząc zęby. Potem odstawia miotłę i zmywa ścierką podłogę w pokoju. Wuj dalej gra. Kantor gestem wzmacnia akompaniament. Wdowa wysuwa łóżko bliżej środka sceny. Kantor jej pomaga. Od szafy przydreptuje ku nim Ksiądz. Kładzie się na łóżku. Wdowa przypina go do blatu. Coś jakby konsultacja Wdowy-Śmierci z Kantorem. Wdowa kręci korbą, na wierzchu łóżka pojawia się manekin. Cichnie muzyka. Wuj wyszedł. Wdowa zabiera miotłę i ścierkę. Wychodzi zamykając za sobą drzwi. Kantor siada przy stole i patrzy na pokój.
CZĘŚĆ PIĄTA: OSTATNIA WIECZERZA
1.Funkcjonowanie łóżka-maszyny śmierci
Wpada, jak zawsze podrygując, Rodzina. Tym razem kieruje się w prawo ku łóżku, gdzie na wierzchu leży Ksiądz, a pod spodem - jego manekin. Rodzina dzieli się na dwie grupy po obu bokach łóżka. Przez cały czas ktoś kręci korbą, tak że raz u góry jest Ksiądz, raz manekin.
Gdy na wierzchu znajduje się manekin, zgromadzeni po jednej stronie łóżka Wuj Karol, Babka i Ciotka Mańka mówią:
To nie ten,
to nieprawdziwy,
to nie nasz,
to jakiś inny,
to nie nasz wuj,
dlaczego mamy żałować
nie naszego, a jakiegoś innego, podrzuconego, podstawionego, a nie naszego prawdziwego?
Jednocześnie, po drugiej stronie łóżka, mówi grupa złożona z Wuja Olka, Ciotki Józki i Helki:
Taką stratę ponieśliśmy,
zawsze w naszej pamięci,
wieczne odpoczywanie,
my spadkobiercy,
nasz dobroczyńca,
i nasz spadek,
święty, święty,
świece palić,
na mszę,
za duszę.
Czołgają się po ziemi, zaglądają pod łóżko, przemawiają do nieboszczyka pod spodem. Grupa pierwsza:
Nasz dobrodziej, nasz dobroczyńca, taką stratę ponieśliśmy, Karol, kręć, kręć, Kręcić kręcić!
I grupa druga:
Świętej pamięci, święty, święty, i wszyscy święci, wieczne odpoczywanie, niech ci ziemia lekką będzie.
I tak dalej, przy czym obroty łóżka odbywają się coraz szybciej.
2.Ksiądz pozostaje sam. 3. "Entree". 4. Zbyt pośpieszny "pogrzeb" Księdza. 5. Nieprzewidziany incydent. 6. K oniec zabawy
Kantor przez cały czas siedzi przy stole obserwując tę akcję. W pewnej chwili Ciotka Mańka odłącza się od Rodziny i ucieka za scenę. Niedługo potem, w momencie kiedy na łóżku znajduje się Ksiądz, Rodzina chwyta go i gwałtownie unosi ze śmiertelnej pościeli. Szarpią i ciągną go na środek pokoju, potem porzucają i odchodzą.
Ksiądz leży zwrócony twarzą ku drzwiom w głębi. Zaczyna z trudem się podnosić, najpierw staje na czworakach, potem klęka, wreszcie prostuje się. Chwiejnym krokiem idzie do Kantora, kiwa głową jakby usprawiedliwiając się z czego. W tym momencie otwierają się drzwi. Hałas perkusji. Wpada gromada Żołnierzy w biretach, z karabinami, niosąc manekin Księdza, sznury i krzyż. Przy ciągłym stukaniu perkusji kładą krzyż na ziemi i przybijają do niego manekin Księdza. Sprawia to wrażenie jakiejś okrutnej zabawy w Ukrzyżowanie.
Rodzina, a szczególnie dwaj Wujowie, bierze w tym czynny udział. Jeden z Żołnierzy, jak poprzednio Marian, przez cały czas maszeruje sztywno mrucząc coś na kształt przekleństw. Inny, jak dowcipny oprawca w lagrze, zwraca się do Księdza pokazując mu ze śmiechem przybitego na krzyżu sobowtóra. Przez perkusję przebija się Szara piechota. Żołnierze unoszą do góry krzyż z manekinem. Formuje się korowód. Na czele idzie ogromny żołnierz z krzyżem, za nim Ksiądz, Babka z basenem, Wujowie, Ciotka Józka, potem Marian z Helką, za nimi Żołnierze z bagnetami na karabinach. Idą wokół sceny. Kantor stoi w środku i dyryguje. Szara piechota coraz mocniejsza. Idą podskakując, podgrygują jak epileptycy.
Obok korowodu pojawia się niespodziewanie malutki Rabinek (druga metamorfoza Ciotki Mańki), w czarnym chałacie i mycce, z rudymi pejsami, na piersiach ma zawieszoną drewnianą tabliczkę z hebrajskim napisem. Kołysząc się i podrygując śpiewa wysokim głosem skocznie brzmiącą piosenkę w jidysz:
Sza sza sza de rebe gait
sza sza sza bam reben stait
sza sza sza bam reben stait
der szames ba dy tur
in di rebezen oj ys duys a rebezyn
oj oj oj
oj oj oj
oj oj oj oj oj
Z charakterem piosenki (której tekst podobno jest frywolny) kontrastują wyrażające rozpacz gesty rąk Rabinka, a także napis (oznaczający Sądny Dzień). Korowód zatrzymuje się. Kiedy Rabinek śpiewa: "oj, oj, oj", Żołnierze zwracają się ku niemu i wycelowują karabiny. Salwa, Rabinek pada. Znów Szara piechota, korowód rusza wkoło.
Ksiądz podchodzi do Rabinka i podnosi go. Ksiądz odsuwa się. Rabinek znów śpiewa. Salwa. Rabinek pada. Ksiądz go znów podnosi. Szara piechota, korowód, piosenka, salwa. Ksiądz podnosi Rabinka.
Marsz cichnie. Pośród zatrzymującego się korowodu Kantor podaje Księdzu modlitewną szatę w białe i czarne pasy, Ksiądz zarzuca ją na ramiona Rabinka. Ten przez chwilę waha się i wybiega ku drzwiom, tam jeszcze raz ogląda się na Księdza, robi jakiś wyrażający pożegnanie ruch ręki i znika. Szara piechota znowu głośniej. Rusza korowód. Okrąża scenę jeszcze raz i jeszcze raz. Za drzwiami znika krzyż, wychodzi Rodzina. Marsz cichnie. W pokoju zostają tylko Żołnierze.
7.Znowu "Ten Pan"
Defiladowym krokiem wchodzi Ten Pan (Ciotka Mańka), w znanym mundurze, z nadętą, oficerską miną. Zaczyna wykrzykiwać komendy w jakimś dziwnym, przypominającym szczekanie, języku:
marszutem mehti huram!
marszutem mehti huram!
hirem tehuri hirem!
mehram tehuri hirem!
hirem tehuri marszutem!
hau hau hau!!!
Podrywani komendami Żołnierze wykonują zwroty, chwyty bronią, maszerują. Lekki akompaniament Szarej piechoty przerywany szczekaniem Tego Pana. Ruchy żołnierzy, jak zawsze, są sztywne, urywane, niczyrn, ruchy kukiełek lub marionet. Kolejno zaczynają padać na ziemię. Ten Pan wychodzi tylnymi drzwiami. Mocniejszy akompaniament, Żołnierze jeden za drugim padają. Wreszcie pada ostatni, tuż przy ścianie. Całą tę scenę obserwują Kantor i Ksiądz.
8.Ostatnie przygotowania
Cichnący marsz przechodzi nagle w psalm. Z drzwi, w których zniknął Ten Pan, wychodzi Rodzina. Tym razem szeroko, gromadą, niosąc krzesła. Zbierają też krzesła stojące w pokoju i ustawiają w rzędy na samym brzegu platformy (na "proscenium"). Są zaaferowani i zabiegani. Spieszą się. Tylko Ksiądz drepce niepewnie, jakby nie rozumiejąc, o co tu chodzi. Kantor obserwuje go siedząc na łożu śmierci.
Wchodzi Marian z walizką. Stawia ją na stole w rogu. Otwiera walizkę i wyjmuje z niej swoją calówkę. Krzątanina trwa. Psalm. Marian mierzy ustawione rzędem krzesła. Rodzina wnosi kolejno manekiny nagich nieboszczyków i ustawia je za krzesłami. Żółte, woskowe figury patrzą wprost na widzów. Ciotka Mańka z krzyżykiem. Wuj Karol z golasem. Helka wnosi swój własny manekin.
Żołnierze zaczynają się podnosić. Teraz Rodzina ustawia za krzesłami umieszczone poprzednio poza mogiłą, wzdłuż platformy, małe krzyże z żołnierskich grobów. Zawodzenie śpiewających psalm. Marian klnie i mierzy. Kantor jakby upomina gestem Mariana, pomaga wyrównywać krzesła. Wchodzi Wuj-Zesłaniec. Marian mierzy Kantorowi dewizkę od zegarka. Cała Rodzina zasiada w krzesłach twarzami do widowni. Z tyłu nagie manekiny, jak skazańcy. Krzyże. Marian wciąż coś mierzy.
Wdowa-Smierć wysuwa się z prawej, pchając inwalidzki wózek, na którym siedzi kościotrup w żołnierskim mundurze. Przejeżdża przed widzami. Znika. Psalm potężnieje. Znowu przejeżdża przed widzami szczerząc zęby w' swoim uśmiechu. Za manekinami i krzyżami ustawiają się Żołnierze. Sterczą bagnety. Dwaj Wujowie zrywają się z miejsc i biegną do tyłu, jakby czegoś zapomnieli. Wracają niosąc długą deskę. Przepychają się wśród Żołnierzy, unoszą wysoko deskę, wydaje się, że ta deska zaraz wszystko zgniecie. Wujowie potrącając manekiny, bagnety i krzyże, układają ją na oparciach dwóch krzeseł stojących po bokach rzędu, w którym zasiadła Rodzina. Ksiądz spada ze swojego miejsca na podłogę. Żołnierze podają Wujom drugą deskę, ci układają ją obok pierwszej, ponad głową leżącego Księdza. Tworzy się stół. Kantor na proscenium kieruje układaniem desek.
9.Biały, niezbędny obrus
Deski zostały ułożone. Psalm urywa się. Szara piechota. Z prawej wpada Wdowa z aparatem - karabinem maszynowym. Salwa. Żołnierze padają. Padają też manekiny i krzyże. Nad głowami siedzącej Rodziny wyrasta ten sam, co przedtem wielki krzyż z manekinem Księdza. W tym czasie Wujowie rozciągają na stole nieskazitelnie biały obrus z wyraźnie widocznymi śladami zaprasowania.
10."Ostatnia..." 11. Kolęda wigilijna
Wdowa wycofuje się. Szara piechota milknie. Rodzina zastyga w pozach z Ostatniej Wieczerzy Leonarda. Z prawej staje Wuj-Zesłaniec z katarynką. Obraca korbkę. Rozlega się Lulaj-że Jezuniu. Wszyscy za stołem podnoszą się i kolejno, bokiem, zaczynają się wycofywać. Zabierają manekiny, krzyżyki, krzesła i wreszcie duży krzyż z manekinem Księdza. Znikają. Na scenie zostaje tylko okryty obrusem stół, przed którym leży sponiewierany Ksiądz. Wuj-Zesłaniec gra kolędę. Kantor patrzy z boku.
12.W końcu wszyscy muszą odejść
Od drzwi skrada się Rabinek w rytualnym stroju. Wybiega chyłkiem przed stół, schyla się nad Księdzem, podaje mu rękę, podnosi go i wyprowadza ku drzwiom. Oglądają się. Wychodzą. Wuj-Zesłaniec dalej gra. Kantor podchodzi do stołu i starannie składa obrus. Wuj wycofuje się tyłem ku drzwiom. Gra. Znika. Muzyka cichnie. Kantor złożył obrus, bierze go pod pachę i idzie ku drzwiom. Gest ręki. Gasną żarówki. Wychodzi.
Kiedy widzowie coraz mocniej klaszczą, rozlega się fortissime Szara piechota. Wszyscy aktorzy wychodzą, okrążają korowodem scenę i znikają. I tak znowu. Potem ustawiają się po bokach drzwi. W środku Ksiądz z Rabinkiem. Za każdym wyjściem Szara piechota.