Artykuły

Stare, frywolne kuplety

"Loteria na mężów czyli Narzeczony nr 69" w reż. Józefa Opalskiego w Operze Krakowskiej. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

"Loteria na mężów" w Krakowie. Sensacyjnego odkrycia nie dokonano, ale prapremiera niewystawianej dotąd operetki ożywiła nudne dotąd obchody Roku Karola Szymanowskiego

W natłoku okolicznościowych koncertów oraz artykułów zapewniających o oryginalności muzyki naszego narodowego kompozytora Kraków miał odwagę obniżyć piedestał, na którym w 70 lat po śmierci umieszczono "drugiego po Chopinie" twórcę.

Wystawiona na scenie po raz pierwszy "Loteria na mężów" pokazuje, że Karol Szymanowski lubił żarty i potrafił komponować melodyjne piosenki. Kto wie, gdyby już w 1909 r. jego operetka trafiła na scenę, może stałby się potem autorem szlagierów, które nucilibyśmy do dziś.

Tak się nie stało, za to w świecie Szymanowski uchodzi za jednego z najoryginalniejszych twórców XX stulecia. Wybryk młodości, czyli "Loteria na mężów", nie wzmacnia tej opinii. Dowodzi jednak, że był świetnym kompozytorem, skoro z taką łatwością odnalazł się w nieznanym sobie gatunku scenicznym.

Dostrzec to można w samych melodiach, ale i w sposobie traktowania orkiestry. Jego błyskotliwa i finezyjna instrumentacja jest tu zupełnie inna od tej stosowanej w poważnych dziełach, w których w tym okresie Szymanowski lubił nadużywać symfonicznego rozmachu.

"Loteria na mężów" to zresztą nie tyle klasyczna operetka, ile raczej wodewil. Nie zabrakło w niej melodyjnego walca, rozbudowanych scen zbiorowych, częściej jednak rozbrzmiewają proste, zwrotkowe kuplety, których tematem są frywolnie ujęte - jak na początek ubiegłego stulecia - relacje damsko-męskie.

Prawdopodobnie więc "Loterią na mężów" Szymanowski nie podbiłby Wiednia, o czym marzył, ale z teatrów Lwowa czy Warszawy mógłby liczyć na tantiemy. Stałego dopływu gotówki bardzo zaś potrzebował w owym czasie, nie ukrywał zresztą, że z tą myślą przystąpił do pracy.

Ocena scenicznych walorów "Loterii na mężów" jest trudna, gdyż zachowały się tylko jej numery muzyczne, bez istotnych dla akcji dialogów mówionych. Z tego, co ocalało, można wnioskować, że Julian Krzewiński-Maszyński był sprawnym librecistą i do tego nieskażonym "boskim idiotyzmem" operetki. Miał zaś poczucie humoru, bo jego teksty bawią i dziś.

Realizatorzy krakowskiej prapremiery nie zdecydowali się na rekonstrukcję oryginalnej intrygi "Loterii na mężów", lecz wymyślili własną. We współczesne perypetie trzech młodych spadkobierczyń ekscentrycznego przodka wpletli muzyczne numery Szymanowskiego według przez siebie ustalonej kolejności. Z nich układa się opowieść o tytułowej loterii zorganizowanej, jak chciał librecista, w Ameryce na początku XX w.

Dwa równolegle prowadzone wątki nie tworzą spójnej całości, przedstawienie rozpada się na luźne scenki. Mimo że Wojciech Graniczewski napisał zgrabne dialogi, słowne utarczki trzech kobiet szybko tracą atrakcyjność. Pozostaje oczekiwanie na kolejne fragmenty muzyczny, które reżyser Józef Opalski stara się różnorako umilić widzom.

Kto dla posłuchania innego Szymanowskiego wybierze się na "Loterię na mężów", będzie usatysfakcjonowany, zwłaszcza że Piotr Sułkowski dyryguje tą muzyką z wyczuciem. Dla reszty widzów pozostaje połączenie współczesnej komedii z wodewilem i kabaretem sprzed stu lat. Mieszanka stylistyczna dość karkołomna, tym bardziej że jej specyfiki nie czują niemal wszyscy z licznego grona wykonawców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji