Artykuły

Gry i zabawy dziecięce

Niedobre z nas, ludzie, dzieci - zdają się mówić realizatorzy. Nie zasługujemy na nic poza bezinteresowną miłością Boga.

Ściana z koszmarnego snu, front opuchłego do monstrualnych rozmiarów pieca, rakowata konfiguracja drzwi i dziur. Slamsy. Pączkujące szufladami, wypluwające drabiny, klatka ciskająca wokół żelazne pręty. Schron, z którego szczelin wypełzają humanoidalne kształty, wsysane na powrót do wnętrza. "Otwórz, wejdź" - zapraszają, w tej samej chwili krzycząc: .Zamknij, zamknij się'".

Reżyser Ewa Wycichowska długi czas prowadzi grę z widownią, wabiąc fragmentami akcji, to znów je chowając.

W końcu postacie tracą przywilej ukrywania się w upadłym azylu. Ze ściany wysącza się plemię bytów drugiego sortu, zunifikowanych kostiumem. Na głowach flamandzkie czepki, na grzbietach szmizjerki-deszczowce, na nogach pończochy w obwarzankach, szelki, podwiązki. Grupa przedszkolaków skazanych na przymusowy pobyt na placu zabaw. Zaczynają działać mechanizmy selekcji. Wyliczanki protokołów oględzin zwłok, połączone z katorżniczą parodią zuchowych pląsów - paść, powstać, paść. Kto nie da rady, tego wytarga się za włosy i podepcze, grając na nim (!) w klasy. Na Młodzieńcu.

Błonę rozpiętą w okiennej ramie ktoś usiłuje sforsować - Dziewczyna z przewiązanymi oczami. Napotyka Oblubieńca, który na jej prośbę ściąga jej opaskę. Ale Dziewczyna - alegoria Miłości -jest ślepa.

Tymczasem klony w czepkach zmieniają się w kolonię chrześcijan-pionierów, kładących podwaliny nowego obrządku wprost (!) na Niewidomej. Ich próby stają się karuzelą numerów z varietes, podczas których budują prawdziwą karuzele. Na jej "bocianie gniazdo" niepostrzeżenie wdrapuje się Dziewczyna. Na tejże karuzeli zostaje rozpięty Młodzieniec, w bluźnierczym powtórzeniu Ukrzyżowania. Sprzęt do zabawy staje się maszyną tortur. Wokół konającego inkwizytorzy rozpętują piekło pseudowesołej beztroski do hałaśliwej muzyki Jacka Wierzchowskiego.

Skarlały świat doskonale współtworzy scenografia Ilony Binarsch. We wszech-brzydotę przedmiotów wplotła ich równie szpetne dźwięki: dudnienie metalu, trzaski klap, łomoty prętów, na granicy bólu. Estetyka nie-piękna współgra z brakiem etyki.

Młodzieniec wisi jak św. Piotr - głową w dół, aż Niewidoma gestem miłosiernie pozwoli mu odejść. Parodia Ofiary staje się nią samą.

Urywają się paroksyzmy radości oprawców, przełamuje się ton spektaklu. Bolesna Pieta w ogromnym napięciu przechodzi w złożenie ciała do grobu. Sceniczny obraz powtarza malarskie ujęcie Andrei Mantegni, w którym boskość ustępuje miejsca cielesności. Obok ułożonych na stole zwłok symbolicznie rozsypywane jest ziarno. I nagle ciało zostaje zrzucone w grób.

Drastyczna scena wieńczy niezwykle konsekwentnie poprowadzoną inscenizację. Rzadko można zobaczyć tak precyzyjny, czysty formalnie i wstrząsający spektakl.

Kłosy życia, które wschodzą z ziaren dzięki Zbawicielowi, są chyba zbędnym dopowiedzeniem. Epilog stanowi wołanie samotnych dzieci Boga: "Przyjdź! Wejdź!".

Niedobre z nas, ludzie, dzieci - zdają się mówić realizatorzy. Nie zasługujemy niczym na nic. Miłość Boga jest jednak bezinteresowna. Miłość przyglądająca się światu z "bocianiego gniazda".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji