Artykuły

Więcej sacrum niż profanum

- Jestem przeciwny temu, aby przenosić to, co dzieje się na ulicy do teatru. Teatr powinien wskazywać na pewne tropy mówiące o kondycji ludzkiej, pokazywać pozytywne wzory, natomiast nie może powtarzać życia - mówi JANUSZ RYL-KRYSTIANOWSKI, dyrektor Teatru Animacji i Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Współczesnych dla Dzieci i Młodzieży Kon-Teksty w Poznaniu.

Z Januszem Ryl-Krystianowskim [na zdjęciu], dyrektorem Teatru Animacji w Poznaniu, o dramaturgii współczesnej, rozmawia Stefan Drajewski:

Wśród zaproszonych na festiwal poświęcony dramaturgii współczesnej dla dzieci i młodzieży Kon-Teksty przedstawień - sporo klasyki. Nie wszystkie teatry w Europie preferują repertuar współczesny, natomiast bardzo chętnie adaptują dla swoich potrzeb klasykę baśniową. Uwspółcześnienie dotyczy najczęściej formy.

Odkąd sięgam pamięcią, wszyscy narzekają na brak dramaturgii współczesnej. Czyżby reżyserzy mieli zbyt wygórowane oczekiwania od literatury?

- Zawsze panuje niedosyt, aczkolwiek w ostatnich czasach pojawiło się wiele konkursów dramaturgicznych, które zachęcają młodych pisarz, aby tworzyli sztuki dla dzieci i młodzieży. Nie ukrywam, że powstaje sporo tekstów, z których można czasami coś ciekawego wybrać i potem przy współpracy z autorem coś nowego stworzyć.

Byłby pan skłonny związać się z dramaturgiem na zasadzie rezydentury?

- Gdyby mnie było na to stać, chciałbym mieć w teatrze kogoś, kogo mógłbym nazwać dramaturgiem. Zaraz po drugiej wojnie światowej taka postać w teatrach funkcjonowała. To powinien być ktoś, kto ma lekkie pióro i potrafi pisać dialogi, które powstawałyby najpierw na scenie, w trakcie improwizacji na zadany temat. Należałoby odwrócić sytuację, najpierw idea realizowana na scenie, a potem zapis.

Przeżył pan choć przez moment taką komfortową sytuację?

- Przez kilka sezonów współpracowałem z Martą Guśniowską. Dwie jej sztuki zrealizowałem w Poznaniu a dwie w innych teatrach. Marta ma lekkie pióro, jest dowcipna i podatna na zmiany. Przychodzi na próby, obserwuje to, co się dzieje na scenie i przyznaje nam rację, dokonuje zmian... Niestety, takie sytuacje się nie zdarzają w krajach postkomunistycznych.

Czy to, co proponują teatry dzieciom koresponduje z tym, co jest za oknem?

- Teatr nie powinien naśladować życia. Jestem przeciwny temu, aby przenosić to, co dzieje się na ulicy do teatru. Teatr powinien wskazywać na pewne tropy mówiące o kondycji ludzkiej, pokazywać pozytywne wzory, natomiast nie może powtarzać życia. Znam sztuki na przykład o kibicach, ale mnie to nie interesuje. Wolałbym, aby w teatrze było więcej sacrum niż profanum.

Ale znajduje pan we współczesnej dramaturgii teksty, które dotykają bardzo bolesnych stron życia?

- Tak. Za pośrednictwem metafory, nie wprost. Przypomnę choćby tylko "W beczce chowany", sztukę Jarosza, która opowiada o trudnościach wychowania dziecka w rodzinie. "Pozytywka" mówi o rozpadzie rodziny, a "Moje nie moje" dotyka problemu odrzucenia. Bodaj Szymborska powiedziała kiedyś: "Powiadali nauczali dobrzy ludzie nigdy dziecko, żadne dziecko, nie jest cudze". Ta maksyma nam cały czas przyświeca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji