Artykuły

Zupełnie nieznajomi sąsiedzi

I Europejskie Spotkania Teatralne "Bliscy nieznajomi" w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Głosie Wielkopolskim.

Czy po Europejskich Spotkaniach Teatralnych "Bliscy nieznajomi", które zakończyły się we wtorek w Poznaniu, możemy powiedzieć, że nieco lepiej znamy bliższych i dalszych sąsiadów: Węgrów, Rumunów, Niemców, Turków. Tak. Na dodatek mamy bardzo podobne doświadczenia, trapią nas te same problemy.

Żałuję, że nie mogłem obejrzeć głośnego przedstawienia "Germania. Stücke". Ten rozliczeniowy dla Niemców spektakl wyreżyserował Limiter Gotscheff w Deutsches Theater Berlin. Wiem, że przedstawienie budzi kontrowersje w samych Niemczech, a na festiwalu z pewnością wchodziło w pewnym momencie w dialog z "Transferem!" [na zdjęciu] Jana Klaty.

Łącznie zobaczyliśmy osiem przedstawień, w tym jedno tylko na DVD. Niestety, i tego mi bardzo żal, bo była to tragifarsa zatytułowana "Jeden dzień z życia Nicolae Ceausescu". Wielki fresk namalowany zamaszystymi pociągnięciami pędzla. Dramat o tyranie, który śmieszy do łez. Ale te łzy są bardzo słone, a śmiech znacznie okrutniejszy od gogolowskiego.

Czasami ściszonym głosem można głośniej wykrzyczeć ból istnienia i krzywdy historii, niźli wielką inscenizacją. Przekonaliśmy się o tym podczas dwóch przedstawień: "Odwet" w wykonaniu Tiyatro Oyunevi ze Stambułu i "Czerwony rower" Teatru Spinoza z Budapesztu. Pierwszy opowiada o historii

Turcji targanej kolejnymi przewrotami. Ale nie jest to krwista opowieść o potyczkach, lecz zwyczajna ludzka, jak te rewolucje dotykają poetę, urzędnika, jak go niszczą, jak depczą.

"Czerwony rower" to historia dwóch węgierskich Żydówek. Spektakl zbudowany jest z dwóch dzienników. Jedna autorka przeżyła holocaust, druga zginęła prawdopodobnie w Oświęcimiu. W rzeczywistości nigdy się nie spotkały, na scenie prowadzą ze sobą rozmowę, taką zwyczajną, domową, przy okazji opisując stosunki, jakie panowały w ich najbliższym otoczeniu, czyli relacje między Węgrami a Żydami podczas okupacji hitlerowskiej. Oba przedstawienia charakteryzuje oszczędność i prostota inscenizacyjna. Oba są koncertowo zagrane przez aktorów.

Festiwalowe przedstawienia układają mi się w pary. Ostatniego dnia festiwalu oglądaliśmy "Zuckerfrei/Fuck you, Eu.Ro.Pa!" Nicolety Esinescu w wykonaniu Teatru Fani Tardini z Rumunii oraz "Castel Felice" Kornela Hanwai z Teatru Radnóti z Węgier. Pierwszy to przykład rumuńskiej wersji "nowego brutalizmu", drugi - tradycyjnego teatru. Pierwszy dotyka bolesnych poszukiwań, kim jest młode pokolenie wyrosłe na gruzach komunizmu w Rosji, Mołdawii i Rumunii. Autorka eksperymentuje z językiem: poezja miesza się z wulgarnością, wysublimowany esej z rynsztokiem albo doniesieniami z brukowca. Reżyser operuje ostrymi kliszami, aktorzy zaś bazują na poetyce krzyku. Kontrapunktem wydaje się sztuka Kornela Hanwai, bardzo tradycyjna. Dawno na scenie nie widziałem tak statycznej scenografii. Scenograf zbudował nam statek, który nazywa się "Szczęśliwy Zamek". Ale czy aby na pewno szczęśliwy? Akcja sztuki rozgrywa się w 1958 roku, kiedy to ośmioro Węgrów zaokrętowało się na niemiecki statek zmierzający do Australii. W miarę oddalania się od ojczyzny tytułowy "Szczęśliwy Zamek" zaczyna się zamieniać w oblężoną twierdzę. Powoli sielski obrazek zaczyna się zamieniać w groteskę. Skojarzenia z "Transatlantykiem" są oczywiste. To kolejny powrót w teatrze do dwudziestowiecznej historii Węgier, kolejna próba rozliczenia się z 1956 rokiem. Wielkie barwa należą się aktorom, których kunsztu i rzemiosła tylko pozazdrościć.

Trzecią parę tworzą dwa przedstawienia polskie: "Transfer!" - autorski spektakl Jana Klaty i "Norymberga" Wojciecha Tomczyka w reżyserii Agnieszki Glińskiej. Oba szeroko opisane przez krytykę, oba poruszające tematy żywo dyskutowane: wypędzonych i historie byłych pracowników służb specjalnych.

Nie należę do admiratorów teatru Jana Klaty. "Transfer!", choć operuje dobrze mi znanym językiem, urzekł mnie prawdą sceniczną występujących w nim aktorów-amatorów. Ze strzępów ich opowieści tworzy się na moich oczach historia ludzi wygnanych. Kiedy jedna z bohaterek opowiada o kresach wschodnich, przypomniała mi się ciocia, która tamte strony zapamiętała ze wspomnień rodziców, ale kiedy o nich opowiada, zaczynają się jej szklić oczy. Klata odwołał się do toposu wygnańców związanych z Wrocławiem. Bohaterami są wypędzeni z Wrocławia Niemcy i Polacy, którzy opuścili kresy, by osiąść w stolicy Dolnego Śląska. Dla nich wszystkich są to bolesne wspomnienia: niektóre banalne, inne dramatyczne lub wręcz groteskowe. Nie ma tu ani katów, ani ofiar. Ten spektakl więcej mówi o syndromie wypędzonych niż wrzawa, co jakiś czas wywoływana przez Erikę Steinbach. Nad prostymi wykorzenionymi, nad tymi, dla których ojczyzną jest pamięć, grają na gitarach, pykają fajkę lub palą cygara politycy: wielka trójka, która "pograła" granicami trzema zapałkami.

"Norymberga" to dla mnie thriller polityczny z udziałem dziennikarza. Od pewnego czasu zwracam uwagę na postać dziennikarza w dramacie polskim. Widać, że autorzy mają kłopot z tą grupą zawodową, nie bardzo potrafią skonstruować wiarygodną postać. A może to tylko grzech Moniki Krzywkowskiej, która zapatrzyła się wyraźnie w jedną z dziennikarek telewizyjnych, miast zbudować tę postać po swojemu. Sztuka Tomczyka wpisuje się w dyskusję o lustracji, ale nie ma charakteru publicystycznego. Autor wchodzi w głąb. Pokazuje, że świat nie dzieli się na biały i czarny, dobry i zły. A tytułowa Norymberga to tylko to, że każdy ma prawo do sprawiedliwego procesu. Świetna jest w tym przedstawieniu rola Leona Charewicza.

Potrzebne były te spotkania. Okazało się, że nasi bliscy są niekiedy bardziej nieznajomi niż się nam wydaje. I na odwrót: nieznajomi są nam całkiem bliscy. Wszyscy odczuwamy potrzebę rozmowy na temat uwikłania we własną historię i o tym, jak bardzo historia określa nasze życie (chcemy czy nie chcemy). Czasami te rozmowy są okrutne, bo dotykają jątrzących się ran. Czasami są nawet zabawne, bo wszystko zależy od perspektywy, z jakiej patrzymy na bliską nam historię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji