Artykuły

Trzy osoby w teatrze nie licząc psa

- Nasza istniejąca od stycznia tego roku kampania teatralna, pokazująca minimalistyczne przedstawienie, które zgarnęło wszelkie możliwe nagrody teatralne na Słowacji, jest ewenementem - mówi KLAUDYNA ROZHIN, reżyserka, tłumaczka i współwłaścicielka Divadla Kontra.

Lublinianka, od kilkunastu lat mieszkająca w Anglii, wyreżyserowała na Słowacji irlandzką sztukę i zgarnęła wszelkie możliwe na słowackim rynku artystycznym nagrody.

Agnieszka Dybek: To artystyczne poszukiwania czy realizowanie idei Unii Europejskiej?

Klaudyna Rozhin: - Jeśli przejechanie tysięcy kilometrów, by grać sztukę Marka O'Rowe'a w świetlicach, kawiarniach i więzieniach nazwać artystycznym wyborem... Moja współpraca ze Słowakami zaczęła się kilka lat temu, kiedy w Spisskim Divadle w Spisskiej reżyserowałam "Królową piękności z Leenane" McDonagha. Ponieważ równocześnie tłumaczę na polski najnowsze sztuki teatralne pojawiające się na angielskim i irlandzkim rynku, to znałam obsypaną nagrodami sztukę O'Rowe'a "Howie i 1100106". Przełożyłam ją na polski, wyreżyserowałam sobie w głowie i zapomniałam. Czas płynął, ze Słowakami pracowało mi się świetnie, zrobiliśmy "Edukację Rity". I wrócił pomysł na "Howiego", więc założyliśmy własny teatr.

Polka z Anglii, na dodatek założyła na Słowacji teatr?

- Okazało się, że sztuka Irlandczyka jest zbyt obrazoburcza dla słowackich państwowych scen. Bohaterowie z marginesu klną jak szewcy, półtorej godziny gadania - to nie pasuje do teatru, który ma być wzniosły. I tak, w trzy osoby, ja i dwoje aktorów Maja Brozmanova (grała w "Edukacji Rity") i Peter Cizmar (Howie w sztuce O'Rowe'a) mamy Divadlo Kontra. Dzięki nam odbyła się słowacka* prapremiera sztuki sławnego Irlandczyka i zaczęła się nasza objazdowa działalność teatralna. Od Edynburga, przez Pragę, Bratysławę po małe miasteczka na Słowacji, gdzie gramy w więzieniach, świetlicach i szkołach.

Historia reklamowana jako krew i seks, humor i horror" w szkołach?

- Dla licealistów gramy. Bardzo dobrze młodzi reagują. Choć muszę przyznać, że najżywsze reakcje były w więzieniu w Koszycach. Miałam pietra na widok takiej widowni, ale aktorzy mieli rewelacyjny odbiór. Kłopot też się nie bał i pobiegł na

Kłopot?

- Mój chart perski odkrył w sobie powołanie do życia artystycznego. Był na wszystkich próbach. Wie jak brzmi ostatnia kwestia sztuki, wstaje i biegnie kłaniać się z aktorami na scenie. Gramy w minimalnej scenografii i właściwie bez rekwizytów, w zastanym wnętrzu. Bywa, że pies leży na fotelu czy kanapie i wchodząca publiczność robi mu zdjęcia. Tak było na festiwalu w Bratysławie. Kłopot cierpliwie czeka cały spektakl i melduje się do oklasków. Oczywiście publiczność jest zachwycona. Pies jeszcze bardziej.

Na zdjęciach, jakie przywozi pani z wypraw z "Howie i Rookie" widać roześmiane romskie dzieci.

- Cyganie to moja pasja. Fotografuję ich osiedla, robię portrety. Myślę o zrobieniu z nimi jakiegoś musicalu. Muszę poszukać europejskich programów grantowych i pieniędzy, żeby pokazać tym dzieciom z niesamowitym potencjałem i energią, że nie tylko romski folk istnieje. Bo na Słowacji mieszka mnóstwo Cyganów. Choć Spisska jest raptem 90 kilometrów od Zakopanego to druga strona Tatr wygląda zupełnie inaczej niż nasza.

A propos pieniędzy: własny teatr to dochodowa instytucja?

- Zarabiamy na benzynę i mięso dla Kłopota. Tak serio, to nie wygląda

dobrze, bo bilety do teatru na Słowacji są niemożliwie tanie, a gdy gramy dla szkół, to już w ogóle są grosze. Ale myślę, że to się będzie zmieniać. Nasza istniejąca od stycznia tego roku kampania teatralna, pokazująca minimalistyczne przedstawienie, które zgarnęło wszelkie możliwe nagrody teatralne na Słowacji, jest ewenementem. Peter zrobił szalony krok. Zrezygnował z pewnej posady w państwowym teatrze, gdzie grał jakieś Wróbelki Elemelki czy Czerwone Kapturki i jest w naszej Kontrze. Na etacie aktora, księgowego i organizatora widowni; czyli miejsc do grania. Na szczęście, za udział w festiwalach zaczynają płacić, a po nagrodach Ministerstwo Kultury refunduje nam wyprawę do Edynburga a Ambasada Irlandii granie w więzieniach i szkołach. Dobre i to.

Dyrektor, który zaprosił panią do Spisskiej, chyba nie jest zachwycony. Żmiję sobie wyhodował na własnej piersi...

- No nie jest. Próby następnej sztuki już robimy w nieczynnej sali kawiarnianej, bo w teatrze się nie da. Na szczęście, "Wódka z rumem" dzieje się w irlandzkim barze, koniecznie nad kuflem piwa, więc atmosfera i scenografia już jest na próbach. Grać też będziemy w knajpach, pubach, kawiarniach. Im bliżej widza, tym lepiej.

Kłopot będzie grał w nowej sztuce? Jak on znosi pani przeprowadzki?

- Świetnie, jest prawdziwym psem wagabundą. Jego przodkowie spali w perskich namiotach i biegali po pustyni za królikami. On poluje na panów uprawiających w górskiej miejscowości jogging, a w pięknych spisskich lasach spotyka jelenie i sarny. W domu, w Anglii, ma depresję, bo jest nuuuuudno.

A panowie biegacze jak się na to zapatrują?

- Po okazaniu wszelkich szczepień i zaproszeniu na spektakl dają się udobruchać. Na wszelki wypadek w takich konfliktowych sytuacjach mówię po angielsku. Pomaga.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji