Artykuły

Panom dziękujemy

Na ten spektakl pomysłu nie miał nikt - ani reżyser, ani aktorzy. Gdyby chodziło tu o nikomu nieznanych twórców, można by jeszcze przymknąć oko, ale na pewno nie wtedy, gdy przedstawienie sygnują takie nazwiska jak Radziwiłowicz i Olbrychski

"Schody" to wspólne przedsięwzięcie Teatru Polskiego i warszawskiego Teatru na Woli. Sztuka opowiada o jednym dniu z życia dwóch mężczyzn, którzy związani są ze sobą od 20 lat. Kochają się, mieszkają i pracują razem. Razem ukrywają też swój homoseksualizm, bo w czasach, kiedy tekst powstawał - 30 lat temu - była to rzecz raczej nie do przyjęcia. Od tamtej pory świat bardzo się zmienił. Dzisiaj nikogo nie szokują homoseksualne małżeństwa czy parady gejów, wówczas zaś samo słowo "homoseksualizm" z trudem przechodziło przez gardła nobliwych mieszczan. Niestety, perspektywa tamtych lat wyraźnie zaciążyła na samym tekście, który właśnie z tego powodu zdaje się nie wytrzymywać próby czasu.

Skoro już jednak wybór padł na tę, a nie inną sztukę, widz może oczekiwać, że reżyser wyciągnie z niej to, co aktualne i poruszające, że przełoży ją na język współczesności i podkreśli wagę tematu. Nic bardziej mylnego. Otóż twórcy nie zadali sobie żadnego trudu, aby nas, widzów, oczarować, a przynajmniej zaciekawić. Przez dwie i pół godziny przysłuchujemy się jedynie prowadzonym jakby od niechcenia, pozbawionym emocji rozmowom bohaterów, a przecież sytuacja jest poważna: Charliemu grozi po raz kolejny więzienie za obyczajowe "przestępstwo", jego córka, która przyjedzie następnego dnia, dowie się o jego związku z innym mężczyzną. Harry traci włosy, a jako fryzjer z łysieniem plackowatym może stracić renomę. Obaj przeżyli wiele upokorzeń i przykrości z powodu swoich odmiennych skłonności. Jednak mimo tych wszystkich przeciwności losu, nie współczujemy bohaterom, nie wierzymy w ani jedno ich słowo, ani jeden gest. Być może dlatego, że w postaciach nie ma odrobiny życia, są papierowe, beznamiętne, nieciekawe i nudne.

Nic między nimi nie iskrzy, aktorzy jedynie przerzucają się kwestiami, bez jakiegokolwiek zaangażowania, a co gorsza - nawet bez zainteresowania. Jak w takiej sytuacji miało powstać dobre przedstawienie, skoro sami jego twórcy zdają się być całkowicie do niego nieprzekonani? Może to jest właśnie odpowiedź na pytanie, dlaczego aktorzy grali tak, jakby robili to za karę, a reżyser nie wykazał się nawet najmniejszą twórczą inicjatywą. Czyżby wszystkim było szkoda czasu i energii na spektakl grany na prowincji? W takim razie prowincja mówi: panom już dziękujemy.

Bielsko-Biała, Teatr Polski, "Schody" Charlesa Dyera, przekład: Michał Ronikier, reżyseria: Piotr Łazarkiewicz, scenografia: Marek Lewandowski, występują: Daniel Olbrychski i Jerzy Radziwiłowicz - Premiera: 9 marca 2003 roku

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji