Artykuły

Gejowski romans. Olbrychski i Radziwiłowicz w Teatrze Polskim

Potrójną niespodziankę - atrakcyjną, ale i nieco szokującą - zgotował widzom bielski Teatr Polski: dał polską prapremierę "Schodów" angielskiego dramaturga Charlesa Dyera, grają w niej aktorskie sławy Daniel Olbrychski i Jerzy Radziwiłłowicz, a tematem dwuipółgodzinnego komediodramatu są perypetie... pary gejów.

Homoseksualizm jest wciąż tematem drażliwym. Tymczasem Olbrychski i Radziwiłłowicz nie boją się, że po roli w "Schodach" przyklei się do nich etykietka geja. Mówią, że grali morderców i łobuzów i nic się nie przykleiło.

Olbrychski od sześciu lat dążył do wystawienia sztuki Dyera. Dlaczego? - Po raz pierwszy zobaczyłem inscenizację "Schodów" sześć lat temu w Atenach, gdzie wówczas reżyserowałem. Nie rozumiałem ani słowa, znałem tylko streszczenie, ale zobaczyłem jak publiczność wspaniale na tę historię reaguje - mówi aktor. - Pomyślałem, że jest to świetnie napisana sztuka, więc jeśli znajdę świetnego aktorskiego partnera i producenta, chciałbym ją pokazać w Polsce. nabycie praw do wystawienia "Schodów" Daniel Olbrychski zaangażował własne pieniądze, pomógł mu też między innymi Gene Gutowski, producent, dzięki któremu kilka filmów nakręcił Roman Polański. Kostiumy przygotowała działająca w Nowym Jorku córka aktora, Weronika Olbrychska.

W realizację przedsięwzięcia zaangażował się bielski Teatr Polski i warszawski Teatr Na Woli. Gdy niemożliwy okazał się udział w spektaklu Bogusława Lindy, wybór padł na Jerzego Radziwiłłowicza, aktora Teatru Narodowego w Warszawie, pamiętnego Mateusza Birkuta z filmu "Człowiek z marmuru" Andrzeja Wajdy. Obaj z Olbrychskim mieszkają niedaleko siebie w Podkowie Leśnej, więc tam robili próby. - Szło ciężko, była to długa praca - mówi Olbrychski, przyznając, że trudno mu się tasiemcowego tekstu uczyło. - Atutem tej sztuki jest nie tylko to, że ciekawie pokazuje problem kochających inaczej. "Schody" są bowiem w równym stopniu opowieścią o samotności, o tym że można być z sobą bardzo długo, a wciąż między dwojgiem ludzi jest coś nieodkrytego - mówi reżyser spektaklu, Piotr Łazarkiewicz.

"Schody" to historia fryzjera i jego wieloletniego partnera, któremu nie udała się kariera aktorska. Przypominają starych, zrzędliwych małżonków, którzy patrzeć już na siebie nie mogą ale są na siebie skazani, bo nikogo innego bliskiego nie mają. Gdy obaj wpadają w poważne kłopoty, nadchodzi dzień próby charakterów...

Tekst Dyera skrzy się dowcipem i brzmi bardzo współcześnie, choć od londyńskiej prapremiery minęło już 37 lat. Wtedy jego wystawienie było sporym aktem odwagi, bo homoseksualizm był w Anglii karany więzieniem (co ciekawe, autor nadał jednemu z bohaterów swoje nazwisko i imię). Dziś, gdy złagodniało prawo i obyczaje, a sławni geje (na przykład Elton John) decydują się otwarcie manifestować swą odmienność. "Schody" są nie tylko interesującym dokumentem z epoki, ale wciąż żywą - bardzo zabawną i wzruszającą - z lekka tylko bulwersującą opowieścią o meandrach związku dwojga życiowych rozbitków.

Teatr Polski pod dyrekcją Tomasza Dutkiewicza nadal idzie jak burza. "Schody" to już ósma premiera w tym sezonie (Banialuka ma na koncie tylko trzy). Repertuar jest różnorodny, interesująco dobrany, a publiczność ma okazję oglądać zarówno swych bielskich ulubieńców, jak i aktorów scen warszawskich (oprócz Olbrychskiego i Radziwiłłowicza także Marię Seweryn i Rafała Mohra).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji