Artykuły

Lublin. Więcej na kulturę?

Zapowiada się przełom w finansowaniu kultury oraz dostępie ludzi z pomysłami i projektami do miejskich funduszy na ten cel. Rozmowa z Włodzimierzem Wysockim, zastępcą prezydenta Lublina.

Grzegorz Józefczuk: Czy to prawda, że miejskie wydatki na kulturę, a w roku ubiegłym było to ok. 1,2 proc. budżetu, czyli ponad dwa razy mniej niż w Kielcach czy Wrocławiu, mają w przyszłym roku radykalnie wzrosnąć? Włodzimierz Wysocki, zastępca prezydenta Lublina: W tej chwili nie ma jeszcze projektu budżetu, na razie wydział kultury i miejskie instytucje kultury składają propozycje budżetowe. Moje założenie jest takie, żeby procentowy udział wydatków na kulturę w budżecie miasta wzrósł w przyszłym roku co najmniej dwukrotnie. Już w roku bieżącym, po korekcie budżetu zwiększyły się one do 1,85 proc. Na ile jest to realne? Instytucje i twórcy już wcześniej składali takie wnioski, ale wydatki raczej przycinano niż zwiększano. - Trzeba starać się odstępować od praktyki, że żąda się bardzo wiele, a wynika z tego nie wiadomo co. Zwiększenie budżetu na kulturę jest całkowicie realne. Ostatnie miesiące wykazały olbrzymie zapotrzebowanie w Lublinie na wydarzenia kulturalne, co potwierdziły Noc Kultury i Jarmark Jagielloński. Również w wymiarze promocyjnym oraz wizerunku zewnętrznego Lublin jest postrzegany poprzez wydarzenia kulturalne, jak np. ostatnio nadanie obywatelstwa honorowego Ricie Gombrowicz. Program starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 jest powszechnie akceptowany, ma pełne poparcie władz i rady miasta, dlatego nie wyobrażam sobie, aby można było od tego odstąpić. A ten projekt rodzi pewne zobowiązania i nie da się tych celów osiągnąć inaczej, jak przez większe wydatki na kulturę.

Jaka byłaby zasada dzielenia tej zwiększonej puli pieniędzy?

- Kwestia jest taka: czy większość tych środków powinna być rozdzielana w drodze dotacji na poszczególne miejskie instytucje kultury, czy też znaczną ich część należy pozostawić w dyspozycji wydziału kultury, aby je dzielić na poszczególne projekty w drodze konkursów. Oczywiście, takie konkursy miałyby charakter otwarty i mogłyby w nich uczestniczyć zarówno instytucje kultury prowadzone przez miasto jak i podmioty pożytku publicznego, zewnętrzne. Wspólnie z dyrektorem Dariuszem Jachimowiczem przyjęliśmy zasadę, żeby nie zamykać drogi do tych środków innym podmiotom, które przedstawią wartościowe, konkurencyjne projekty, służące naszym dążeniom do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016. To nie oznacza żadnej dyskryminacji instytucji prowadzonych przez miasto, powinna obowiązywać zasada równych szans.

Rozpoczął się remont Teatru Starego. Cieniem na to kładzie się fakt, że nie podjęto dyskusji z ważnymi twórcami, którzy - także z inspiracji miasta - przedstawili autorskie koncepcje zagospodarowania Teatru Starego.

- Konkurs zainicjowany przez "Gazetę Wyborczą" odegrał niezwykle pozytywną rolę, bo pozwolił na zaprezentowanie różnych wartościowych koncepcji. Jasne, tego nie można zmarnotrawić. Zapowiedziałem już, że do końca bieżącego roku zwrócimy się do twórców o podjęcie dyskusji na temat sposobu wykorzystania i przeznaczenia Teatru Starego. Zarówno koncepcje architektoniczna, konserwatorska i władz miasta zakładają, że to będzie przede wszystkim teatr, zarazem projekt przewiduje wielką elastyczność w zakresie wykorzystania tego obiektu. Ale ja bym chciał, żeby to nie była dyskusja pod hasłem: komu ten teatr dać, tylko jak on ma Lublinowi służyć, jaką funkcję ma w życiu kulturalnym Lublina spełniać, jaka ma być formuła jego funkcjonowania. Kiedy to się rozstrzygnie, wtedy możemy mówić, kto będzie administratorem. Nie można stawiać sprawy w ten sposób, a ona poniekąd została tak postawiona, że Teatr Stary ma komuś przypaść, że się komuś należy. Bo to doprowadzi do skonfliktowania środowisk. Moje podejście jest takie: on powinien godzić, a nie dzielić.

Miasto pozostawi sobie ostatnie słowo?

- Ależ oczywiście. Teatr Stary ma służyć tak twórcom jak i mieszkańcom Lublina.

A nie niepokoi Pana, że większość renomowanych wydarzeń jest organizowanych i kreowanych przez starsze pokolenie zasłużonych artystów, często osadzonych na etatach w miejskich instytucjach kultury. Jak je otworzyć na "młode siły"?

- Bardzo mi zależało, żeby reżyser Łukasz Witt Michałowski, który sam przygotował spektakl nagrodzony na festiwalu "Kontrapunkt" w Szczecinie, znalazł warunki do rozwoju i pracy twórczej w Lublinie. I to się udało, teraz z festiwalem Konfrontacje Teatralne przygotował sławny już, eksperymentalny spektakl w Areszcie Śledczym...

A systemowe rozwiązania dopływu nowej generacji twórców są możliwe?

- Tu nie ma rozwiązania systemowego. Trzeba kontynuować to, co zostało wypracowane i ma markę, wspierać wybitnych twórców z dorobkiem, ale potrzebna jest świeża krew. Dlatego muszę tu wspomnieć o koncepcji zrestrukturyzowania Centrum Kultury. Chciałbym tam stworzyć warunki do rozwoju tej grupie młodych, przebojowych ludzi, którzy zorganizowali Noc Kultury i Jarmark Jagielloński, dać im szansę na realizację ich nowych pomysłów. Ci ludzie powinni mieć dobre warunki lokalowe, organizacyjne i finansowe. Bo jak nie, to pójdą sobie gdzieś indziej.

Czy miasto powinno mieć swoje sztandarowe, wspierane niejako "z góry" imprezy kulturalne, czy też zdać się na inwencję twórców i konkursy?

- Mnie się wydaje, że miasto musi mieć wiodące imprezy, festiwale, przykładem tego są Konfrontacje czy Sąsiedzi. Oprócz tego trzeba być bardzo otwartym na pomysły twórców i instytucji, niekoniecznie prowadzonych przez miasto. Przecież i same Konfrontacje Teatralne nie zostały zarządzone przez prezydenta, powstały jako inicjatywa środowisk teatralnych.

Chciałby Pan wypromować Lublin jako miasto "Sztukmistrza z Lublina", aby było kojarzone z wielką postacią kultury światowej, tak jak Dublin z Jamesem Joycem?

-Tak, ale nie tylko jako miasto Sztukmistrza. To jest przykład niewykorzystanych atutów promocyjnych, kulturalnych. Lublinianinem Singer nie był, ale poprzez "Sztukmistrza z Lublina" jest z naszym miastem jednoznacznie kojarzony. Tak, Lublin niedostatecznie wykorzystuje postacie wybitnych twórców, którzy z Lublina pochodzili czy obecnie są z miastem emocjonalnie związani, chcieliby zrobić coś dobrego dla tego miasta. Mam na myśli - dla przykładu - Henryka Wieniawskiego i Krzesimira Dębskiego. Dziwi mnie, że trzeba było tyle lat, aby odkryć, że wybitny malarz Eugeniusz Eibisch tu się urodził, że stąd pochodzi Anna Langfus, laureatka Prix Goncourt.

Do tego potrzebne jest współdziałanie instytucji kultury prowadzonych przez miasto i marszałka. Ten podział podległości instytucji nie może stanowić przeszkody dla rozwoju kulturalnego Lublina, a współpraca nie może polegać tylko na tym, że w Noc Kultury prezydent i marszałek przybiją "czarcie łapy" na specjalnym dokumencie. Musi ona mieć realne konsekwencje w budżetach i we wspólnym działaniu. Na przykład będziemy w porozumieniu z dyrektor artystyczną filharmonii Teresą Księską-Falger organizować koncerty na Starym Mieście. Stare Miasto, zwłaszcza w sezonie letnim, turystycznym, musi tętnić życiem.

Chwalimy się tradycją wielokulturowości Lublina. Jak tę tradycję rozumieć i wykorzystać teraz?

- To jest nasz atut, że możemy odwoływać się do wielokulturowości Lublina. Chodzi oczywiście o tradycje wielokulturowości, bo przecież tej wielokulturowości, takiej jak przed wojną, teraz nie ma i nikt w sposób sztuczny jej nie wytworzy. Do tej tradycji nawiązuje Teatr NN w Bramie Grodzkiej, ale nie tylko. Opierając się na tych tradycjach powinniśmy rozwijać kontakty i budować wizję Lublina jako miasta otwartego i przyjaznego. Bardzo bym chciał, żeby Lublin był postrzegany na świecie jako jasnogród. Wizerunek takiej otwartości zaznaczyło bardzo mocno honorowe obywatelstwo dla Rity Gombrowicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji