Artykuły

Witkacy z lektury

"W małym dworku" w reż. Zbigniewa Marka Hassa w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Lena Szatkowska w Tygodniku Płockim.

Dlaczego płocki teatr rozpoczął sezon Witkacym? Czyżby dlatego, że jest już klasykiem i trafił do kanonu szkolnych lektur? Czy twórcy spektaklu uwierzyli teatralnemu przysłowiu - kto wystawia Witkiewicza, temu punkty się dolicza?

Na te pytania płocki spektakl nie przynosi odpowiedzi. Ten, kto spodziewał się groteski, czy awangardowej formy wychodzi rozczarowany. U Witkacego nie obowiązują zasady zwykłej logiki i tak zwanego rozsądku, ale w przedstawieniu sztuki W małym dworku zdarzenia zostały uporządkowane, postaciom nadano rys prawdopodobieństwa. Mimo to, spektakl ani bawi, ani dziwi. Odbierany jakby przez szklaną szybę, budzi co najwyżej uczucie nudy. Odnosimy wrażenie, że reżyser bał się wykorzystać wszystkie możliwości tkwiące w dramacie. Spektaklowi wyraźnie brak idei, co przeniosło się na aktorów, nie do końca pewnych swoich racji.

Aktorzy starali się uprawdopodobnić postacie, ale nie bardzo wiedzieli, co grać. Henryk Jóźwiak w roli Dyapanazego precyzyjnie podawał tekst, sprzyjał mu też kostium, ale to za mało, żeby zaistnieć jako postać. Dziewczynki (Dorota Cempura i Barbara Misiun) wchodzą niestety w rolę dorosłych. Byłoby ciekawiej, gdyby udawały że grają. Tylko artysta Jęzory (Paweł Gładyś) bawi się swoją rolą, żongluje nią i kiedy wychodzi na scenę, ta zaczyna żyć razem ze znudzoną publicznością. Gładysiowi udało się zagrać groteskę nie tylko z chwytów zewnętrznych - min i charakteryzacji, ale również wewnętrzną, która niesie nastrój katastrofizmu.

Obroniły się role drugiego planu: Magdalena Tomaszewska-Karbowska jako kucharka Urszula i Jerzy Wieczorek (oficjalista Maszejko) nie wyłącznie z powodu absurdalnych kwestii o zborsuczonych sukach.

Reżyser spektaklu Zbigniew Marek Hass napisał w programie: Wierzę, że ta znakomita sztuka może wciąż podobać się publiczności, zawiera przecież szereg elementów świadomej deformacji i efektów niesamowitych, a świat realny przeplata się nieustannie z tym nierzeczywistym fantastycznym. Dodatkowym jej walorem jest komizm, tragikomizm, a czasem wręcz czarny humor wielu scen, połączony z elementami groteski. - Cóż z tego, skoro wykorzystał tylko podwójne widmo (Krystyna Michel) i rekwizyt z zegarem, w którym chowają się Zosia i Amelka. Prowadzeni jak w teatrze realistycznym aktorzy, nie potrafili wygrać napięć. Może tylko muzyka niosła pewien niepokojący rytm. Pozostanie w pamięci przystająca do tej koncepcji scenografia Wojciecha Stefaniaka - ładny dworek opleciony winem - w którym tylko efekty dźwiękowe i komputerowe światła wprowadzały cień tajemnicy i wibracje.

Świat sielskich dworków, w którym zdarzały się zdrady i zbrodnie z afektu, odszedł do lamusa. Nasz świat jest wiele bardziej skomplikowany. Ale to już moja nadinterpreta-cja, której próżno szukać w płockiej realizacji sztuki Stanisława Ignacego Witkiewicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji