Artykuły

Tancerze z Radomia warci Broadwayu

Tancerze zaangażowani przez radomski Teatr Powszech­ny do musicalu "Fame" mieli okazję przed kilkoma dniami ćwiczyć układy taneczne z wy­bitnym choreografem amerykań­skim, specjalistą w dziedzinie Broadway-jazzu, Philem La Ducą.

Były solista zespołu "Twyla Tharpa" - dziś pedagog i wykładowca w wielu renomowanych szkołach bale­towych Europy - przyjechał do Radomia z Poznania. Prowadził tam warsztaty zorganizowane przez

Teatr Tańca Ewy Wycichowskiej. Jego wizyta w "Powszechnym" możliwa była dzięki uprzejmości Ambasady Stanów Zjed­noczonych, jednego ze sponsorów ra­domskiego przedstawienia.

- Pobyt w waszym teatrze już od pierwszych chwil stał się dla mnie wielką przygodą - powiedział nam Phil La Duca. - Przyjechałem tu wie­czorem z Poznania i znalazłem się nagle w nieznanym mieście, wśród ludzi mówiących nieznanym mi ję­zykiem. Miałem więc spore i uzasad­nione obawy, że nie trafię do budyn­ku teatru. Stało się jednak inaczej: tak­sówkarz bez kłopotu zrozumiał o co mi chodzi. W teatrze oczekiwano już na mnie, ale nikt nie traktował mnie jak gwiazdy. To było bardzo sympa­tyczne i takie bezpośrednie.

Następnego dnia od wcze­snych godzin porannych rozpoczę­liście próby...

- Tak, i zespół, który zobaczyłem na scenie, zachwycił mnie. Ci młodzi ludzie wkładają w swoją pracę tyle en­tuzjazmu, są tak zaangażowani w to, co robią, że ćwiczenie z nimi sta­nowi ogromną przyjemność i daje wielką satysfakcję.

Co starałeś się przekazać tym młodym ludziom?

- Przede wszystkim to, co nazy­wam duchem "Fame", a co jest mi szczególnie bliskie. Swoją karierę za­wodową na Broadwayu zaczynałem właśnie w czasie, gdy ten musical wchodził na deski tamtejszych te­atrów i zaczął święcić wielkie trium­fy. Poza tym problemy w nim przed­stawione są niejako moimi problema­mi. I ci młodzi ludzie też doskonale je rozumieją, udaje im się - zresztą skutecznie - wcielić w grane postacie.

Właśnie, porozmawiajmy o twojej karierze zawodowej...

- Jak już wspomniałem na Broad­way przeniosłem się na początku lat 80., konkretnie w 1979 roku, z Chica­go. Trafiłem do dobrego zespołu "Twyla Tharpa", potem do "Ameri­can Dancemachińe". Tańczyłem też w kanadyjskim "Dance Project Toron­to". Z zespołami tymi objechałem nie­mal całą Europę i tu postanowiłem rozpocząć "pracę na własny rachu­nek". Zająłem się choreografią. Wy­stawiłem między innymi: "Kabaret", "West Side Story", "Gipsy", "Sweet Cherity".

To już prawie klasyka tego ga­tunku. Który z tych musicali cenisz najwyżej?

- Bez wątpienia "West Side Sto­ry" - jest w nim i dramat, i komedia, i romantyczna historia. A nade wszyst­ko doskonały scenariusz, świetna muzyka i cudowne piosenki, z których każda - oprócz tego, że jest sama w sobie arcydziełem - stanowi niero­zerwalną cząstkę całego dramatu. Tak, to naprawdę wspaniały utwór.

Próby pokazania polskiego musicalu "Metro" na Broadwayu zakończyły się niezbyt pomyślnie...

- Nie z wszystkim, co napisali o tym przedstawieniu krytycy zgadzam się do końca. W "Metrze" byli świet­ni tancerze, to, co pokazali, miało swój styl, niewiele odbiegający od sty­lu amerykańskiego.

Właśnie, spotykałeś się kilka razy z polskimi tancerzami, nie tyl­ko w teatrze Ewy Wycichowskiej, ale też w warszawskiej szkole baleto­wej. Jakie jest twoje o nich zdanie?

- Są naprawdę wspaniali, bardzo utalentowani i - co najważniejsze - rozumieją sens sztuki tańca, szczegól­nie współczesnego. Myślę, że młodzi Polacy charakteryzują się tym samym sposobem odczuwania co ich ró­wieśnicy Amerykanie, mają podobną mentalność, łatwiej im więc odkryć to, co nazwałbym z francuska esprit na­szego tańca.

A jak w tym wszystkim oce­niasz zespół, który będzie tańczył w "Famę"?

- Wszystko to, co powiedziałem wcześniej, odnosi się także do niego. Pracowałem z tą młodzieżą z ogrom­ną przyjemnością i radością. To wspa­niałe, kiedy widzisz, że każdy z tan­cerzy daje z siebie wszystko, a jedno­cześnie z wielką pokorą podchodzi do pracy swoich kolegów. Właśnie taką postawę chciałem w nich wyrobić - poza, oczywiście, pokazaniem im tego, co nazywa się techniką.

Oglądałeś już na pewno kilka realizacji "Fame", jak oceniasz tę, którą przygotowjye radomski teatr?

- Nie ukrywam, że interpretacja, jaką zaproponował Wojciech Kępczyński, jest mi bardzo bliska i - mam to przekonanie - jedna z lepszych. Wi­działem na przykład londyńską insce­nizację i zupełnie mi się nie podobała. Była po prostu odegrana. W Ra­domiu jest inaczej. Widać, że w tę pro­dukcję wszyscy: i reżyser-choreograf, i zespół wkładają całe serce. Jestem przekonany, że w tym przedstawieniu będzie się mógł zakochać każdy widz, bez względu na wiek.

Czy przyjedziesz na premie­rę do Radomia lub Warszawy?

Bardzo bym chciał, ale - nieste­ty - obowiązki zawodowe zatrzymają mnie w tym czasie w Amsterdamie. Mam jednak nadzieję, że obejrzę ra­domską "Fame" w... Nowym Jorku. W każdym razie z prób, które widzia­łem tu, mogę twierdzić, że podobała­by się tam na pewno.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji